Będę miał 11 egzaminów i kolokwiów w sesji. Fajnie, nie?
Zanim jednak ona nastąpi muszę zaliczyć jedno zaległe kolokwium, jeden zaległy egzamin i przekabacić kobietę od psychologii społecznej, żeby mi ją jednak zaliczyła.

W poniedziałek po najnudniejszych zajęciach jakie tylko mogą być (oczywiście na dziennikarstwie) szybko popędziłem do domku. Okazało się, że muszę się z klientem spotkać osobiście i przynieść mu pracę. Nie lubię tego. Robię coś nielegalnego i nie chcę widzieć tego, kto ze mną owym nielegalnym działaniu współpracuje. Nie lubię tego i już.

Nagrałem CD, wydrukowałem pracę i poleciałem do centrum. Umówiłem się z Ilonką. Poszliśmy sobie pogadać na kawkę do W Biegu Cafe. Ja oczywiście zjadłem tam obiad w postaci jogurtu z muesli i marmoladą. Pychotka. Naprawdę smaczne to jest. I sycące strasznie.
O czym gadaliśmy? A takie tam… O mieszkaniach, o chłopcach, o studiach… No, normalne ploty. Czas spędzony mile.

Potem poleciałem spotkać się ze wspomnianym klientem. SMS. Spóźni się. Potem w złe miejsce poszedł. Kurwa, no co za debil… A ja czekałem pod tym Empikiem na Nowym Świecie. W końcu przyszedł. I pytanie. Skąd on ma pewność, że to nie jest np. jakiś plagiat. Więc mu mówię, że nie ma. Ale dla potwierdzenia autorstwa, opowiadam o tym, o czym jest praca i jak ją pisałem. Z jakich książek, artykułów i takie tam.
Zapłacił. Wziął.
Żeby było śmieszniej, to wieczorem zadzwonił, że CD jest puste… Nie wiem jak to się stało. Ale szybko mu mailem wysłałem. Żeby się nie stresował.

W domku trochę napisałem o Utopii tej pracy. Jest nieźle. Idzie jakoś i bez większych problemów. Tzn. chciałem narysować plan klubu, ale to okazało się ZDECYDOWANIE za trudne.

Wtorek to spokojny dzień. Nie poszedłem na pierwszy wykład – pierdolę, nie robię – potem zajęcia były krótsze, bo pan śliczny M zrobił kolokwium takie sprawdzające czy czytamy lektury. Dobrze, że w parach :) Więc potem poszedłem zamiast na wykład, na ćwiczenia do innej grupy, żeby zaliczyć nieobecność. I potem normalne już zajęcia.
I na korki.

Maturzysta, na kilka dni przed maturą. Sporo do roboty. Dwie godziny. Umówiliśmy się też na czwartek. Na kolejne dwie. Nie zapłacił, bo mama nie zostawiła kasy, ale to stały uczeń, więc jestem spokojny. Poza tym dzięki temu w czwartek dostanę 100 zł do ręki. To miłe.
Wracałem i lał deszcz. Na szczęście mądrze obmyśliłem trasę, żeby jak najbliżej domu podjechać i jak najmniej iść w deszczu.

Dzisiaj wstałem rano na zajęcia, wszystko ładnie, grzecznie… Poszedłem, dzwoni Iwona. Nagrała się na pocztę, którą odsłuchałem chowając się za słup w sali podczas zajęć. Że Paweł jest u mnie, że pijany i że mówi dziwne rzeczy. No to szybko kazałem zorganizować listę obecności na ćwiczeniach. Wpisałem siebie, nieobecną koleżankę i wyszedłem.

Paweł był u mnie, rzeczywiście. I rzeczywiście w stanie… nienajlepszym. Tyle powiem. I wiem dlaczego, i wiem co, i wiem kiedy, i wiem. W trakcie dość chaotycznej rozmowy poruszyliśmy wiele tematów. Także te „tradycyjne”, gdy udowadniam Pawłowi, że nie może oczekiwać „silniejszych” emocji niż te, które ma, bo one nie mogą być silniejsze. One takie są po prostu. Bauman o tym pisze. (Lubię to zdanie. „Bauman o tym pisze.”)

Stłukł szklankę, powspominaliśmy wydarzenia sprzed roku, nie wiem czy pamięta coś z tego, co dziś się u mnie działo. Mam wrażenie, że tak. Ale rozmowę musiałem po kilku godzinach przerwać. Bo byłem umówiony z Jego Facetem.

Pojechałem do centrum, on zapowiedział spóźnienie, bo go siostra w domu zamknęła. Więc połaziłem po sklepach. Potem stałem koło H&M i panie dwie specjalnie stanęły obok i zaczęły głośno rozmawiać. „Ja nie mam nic przeciwko, ale z tymi paradami, to przesadzają”. I takie tam. Olałem. Nawet na nie nie spojrzałem. Nie chciało mi się.

A żeby było śmieszniej – w poniedziałek na nudnych zajęciach był pan z radia gościem. I coś tam mówi, mówi. I że telefonistki odbierają najpierw rozmowy od słuchaczy, a dopiero potem na antenę. A ja pytam, czy tylko panie tam pracują. On, że nie wie. „Bo wie pan, ja to jestem taki raczej za równouprawnieniem…” – powiedziałem. Na co on wypalił, że bez obaw – odsetek homoseksualistów w Polskim Radiu jest dość wysoki. Czy ja jestem ciota?
Oh, yes.

A wracając do dzisiaj… Poszedłem z Maćkiem do… W Biegu Cafe. Po znajomości pani nam dodała za free syrop smakowy do kaw. Ferżi jestem. Pogadaliśmy chwilę, ale jakoś tak miałem wrażenie, że coś omijamy. Sam nie wiem co.
Po spotkaniu – zajęcia. A potem się okazało, że korków dziś nie mam. Więc dość sprawnie wróciłem do domu. Zgłosiła się za to jakaś maturzystka obca na sobotę. No dobra, chce, to ma. Dla mnie oczywiście to dobrze :)

W H&M widziałem kilka koszulek ciekawych. Nie wiem jeszcze czy fajnych, ale ciekawych.

Dziś m.in. w wyniku rozmowy z Pawłem a dzień wcześniej z Iwoną, utwierdziłem się. Wymyśliłem SDS jako racjonalizację swojego strachu przed seksem. Boję się, że będe oceniany, porównywany z poprzednimi. Albo, że ktoś stwierdzi, że jednak się nie nadaję i wyjdzie rano, nie dzwoniąc już nigdy potem. Bo słabo wypadnę.
Stąd się też bierze moja fascynacja młodymi chłopcami. Oni nie mają możliwości mnie porównywać. Nie mają z kim.
I gdybym chciał prowadzić aktywne życie seksualne, to chyba musiałbym z tym problemem iść do specjalisty. Ale nie chcę prowadzić i w sumie wisi mi to. Tylko ułatwi mi ta fobia kontynuowanie mojego postanowienia. Boję się seksu. Jak to dziwnie brzmi.

Zaraz idę spać. Jestem zaskakująco zmęczony.

Wypowiedz się! Skomentuj!