I co?
Poszedłem w końcu. Ruszyłem się z domu, żeby dotrzeć przed 22:00 do Barbie. Wcześniej spotkałem się z Tomkiem i razem podążyliśmy ku lokalowi rozpusty i młodych chłopców, gdzie czekał na nas już Jego Facet. I nie interesuje mnie, że nie są już razem. Nazwy pozostają.
Oczywiście był o-pe-er za to, że pan szanowny Wyjechałem-Do-Rzymu się do mnie nie odezwał. No bo, przepraszam ja bardzo, ale „pozdrawiam z Rzymu” można było napisać, prawda? Tym bardziej, że do innych się pisało.

W Barbie jak zwykle miło. Jakoś mniej tych młodych ładnych chłopców, albo mi się wydawało. No, tak czy owak, byliśmy zajęci bardziej niż zwykle, bo skumulowana ilość informacji była do przekazania przecież. Rozmowy, plotki, relacje. Ale ja wiem. Ja wiem, że nie wiem. I tyle powiem. Bo w sumie, to wiem to, czego nie wiem. O.
Blog jest dla mnie i nie muszę się z niczego tłumaczyć :)

Nie wiem do której siedzieliśmy w Barbie, ale jakoś po 1 ruszyliśmy w trasę. Mój pomysł – iść do Faberge. Poszliśmy i dobrze. Bo fajna całkiem impreza, ludzie nawet-nawet, pogadaliśmy chwilę z Robertem. Miło po prostu. Miło.

No a potem czas do Ciotopii. Boooooże, co tam się działo. Tłumy stojące przed wejściem, Danielek w swoim żywiole. Lista, lista, lista. Nas nie było oczywiście, ale moje słoce jaśniejące nas oczywiście wpuściło plus dało gratis opaseczkę na drinka darmowego. I to też śmiesznie wyszło, bo nas trzech poszło z tymi opaskami, ale zanim ja podałem trzecią, to już były 3 drinki gotowe. Więc jedna została. Na później.
Potem z resztą jeszcze się załapałem na darmowe picie, ale to już inna sprawa. Gentelmeni nie mówią o pieniądzach, czy jakoś tak.

Było parno, duszno, strasznie. Więc większość imprezy spędziłem przy wyjściu z ciotami. Bo tam oczywiście życie towarzyskie kwitło. Napaleni, GRzegorz, Borys, Piotrek, Sis ze swoim mężem, David, Kamil, Damian… i wszyscy ci pozostali, których teraz nie wymienię, bo nie chce mi się o tej porze myśleć. No i obcy – na czele ze ślicznym Pawełkiem, czy jak mu tam było. Och, ach, Utopia. No i okazuje się, że Kamil jednak mi mówi cześć. Od wtedy.

Zabawa przednia, muzyka super, śpiew na żywo – zajebiście. Reni Jusis nie widziałem, gdzieś mi umknęła. A ja w ogóle tego wieczora zaszalałem. Różaniec. Bo miałem ochotę. Ciekaw byłem reakcji. Jedna negatywna, reszta neutralna, zaciekawiona lub aprobatywna. Może kiedyś jeszcze wykorzystam.

Z Utopii przenieśliśmy się do Tomba Tomba. Aleks doszedł. I Miłosz z Adamem. Dotarliśmy pieszo do TT. Okazało się, że Mikołaj nie pracuje już tam na selekcji. Wszyscy oczywiście z minami „co się stało?”, „dlaczego?”. A bo tak. Nie musi być konkretnego powodu, prawda?
Tak czy owak – weszliśmy. Ja za Tombą Bombą nie przepadam. No i sporo ciot oczywiście utopijek się przeniosło. Ale pomijając – był ten ładny chłopiec, któremu mówiłem, że jest śliczny i ładnie tańczy, a który ma na imię Wiktor, jest hetero, ma 18 i w ogóle och ach. Bawiłem się, jak zwykle w Tomba, jako-tako. Jednak May One’owe urdziny były wyjątkiem. Choć piosenka jedna za mną chodziła cały czas po wyjściu z klubu, to sobie ją ściągnąłem i mam i słucham.

A w ogóle oczywiście ciotodrma. I sceny. I potem konsekwencje. Nie będę komentować. Naprawdę wierzę, że życie jest proste. I że masturbacja jest tak samo dobra jak seks. No, w to drugie może nieco mniej, ale jednak.

Dzisiaj nudne zajęcia, ale w końcu się pojawiłem w poniedziałek w Instytucie Dziennikarstwa. Pierwszy raz od… nie wiem, miesiąca?
Dzisiaj też zostałem przewodniczącym Koła Naukowego. Tak, tak, dziękuję za brawa. Napisałem wieczorem dwa wnioski już o dofinansowanie.

Z tym dofinansowaniem to jest tak, że w tym miesiącu to by mi się ono przydało. Pomijam fakt, że mam kasę zamrożoną w postaci długów ;) Czekam też na zapłatę za pracę licencjacką, która bardzo bardzo mi pomoże. Ale to trzeba jednak trochę czasu. Zwłaszcza, że to Iwona ma się kontaktować a nie ja, więc ja czekać muszę cierpliwie.

Czy ja wyglądam jak ciota? Tak proszę ja Ciebie, wyglądam.
To taka luźna refleksja, bo miałem na sobie w ciągu dnia dzikoróżową koszulkę.

Wypowiedz się! Skomentuj!