Co mam do stracenia?
Nic i wszystko. Tak mało i tak wiele.

Wybrałem dobre studia. Naprawdę. Socjologia mnie rozwija. Teraz, na drugim roku. Dzięki Baumanowi, Foucault i im podobnym. Nawet dzięki Kochanowskiemu. Mimo, że nie znoszę jego felietonów. Próbuję powiedzieć wam wszystkim choć trochę tej ich mądrości, którą poznałem przez lekturę. To są mądrzy ludzie. Bardzo. Widzą to, czego my nie zauważamy.

Nigdy się nie dowiem, czy mieli na pewno rację. Bo nie ma „na pewno” w świecie. Ja im wierzę. Właściwie bezgranicznie. No, nie mam na myśli Kochanowskiego tym razem. Dlatego ciotodramy bardziej mnie bawią, niż martwią. Dlatego nic mnie nie zaskakuje, a raczej utwierdza w moim stanowisku. Ten rzucił tego, tamten powiedział innemu, ten kocha tego, inny znów nie wie czy być z jeszcze kolejnym. Wszystko się zgadza. To wszystko już opisano. Wszystko.

Krąg się zacieśnia, ale z drugiej strony zmienia. Ktoś wypada, ktoś inny wchodzi na to miejsce. I można powtórzyć rotację. Nie, to nie jest straszne, jak twierdzą niektórzy. Po prostu jest. Bez wartościowania. Jeśli czasem jeszcze zdarza mi się zareagować na coś emocjonalnie, to raczej dlatego, że zapominam. O tym, że nie wszyscy patrzą globalniej. I o tym, że są momenty, gdy człowiek nie myśli.
Ja też je miewam! Ha! Ależ oczywiście! Głównie wtedy, gdy zaczynam patrzeć na świat znów przez pryzmat penisa. I ostatnio poważnie zastanawiam się, czy miłość, jako uczucie nie jest tylko kulturową nadbudową seksu. Jeszcze tak nie sądzę, ale zaczynam mieć poważne wątpliwości.

Wczoraj była impreza. Cudownie się bawiłem. May One Day wypadł fenomenalnie. Dla mnie przynajmniej. Bo Napalony cały czas SMSował z Jego Facetem. Tematykę pominę milczeniem. Był też Piotrek, Marcin, Borys, Młody Marcin, David, Edge no i oczywiście Łukasz (ta przegięta ciota).
I choć nie przepadam za Tomba Tomba i za electro, to tym razem było po prostu ferżi.
Jednym z powodów był oczywiście ten śliczny chłopiec, który tańczył niedaleko mnie. No boski. Super się ruszał a do tego miał wygląd… nie, on po prostu był 18latkiem. I co z tego, że hetero? Jak wychodziłem, powiedziałem mu: „Nie dosyć, że super tańczysz, to do tego jesteś śliczny”. Niech wie, niech się pyszni, niech będzie próżny. Ma prawo.
David zachował się bosko, całując mnie ostentacyjnie w rękę na środku Tomby. Zabawne, ale dla mnie bardzo przyjemne. Mała rzecz, a cieszy.

Wcześniej tego dnia pisałem pracę. Tak, w końcu ruszyłem z nią. Dziś mam 18 stron. 12 przede mną. Jutro skończę i będę miał z głowy. I tylko czekać na kasę. Ale już powoli mam dość.
Potem widziałem się z Marcinem Młodym. Dziwne spotkanie. To znaczy, zostaliśmy sobie przedstawieni dawno, potem mała ciotodrama na blogu, ze trzy przypadkowe spotkania w U i teraz to. Marcin zaproponował. Potem przełożył. Potem znów coś. I w końcu ostatecznie spotkanie (które w ostatniej chwili przyspieszył o godzinę). Najpierw szukaliśmy jedzenia, bo on głodny. A potem czasu było niewiele i szliśmy, rozmawialiśmy. Ot, standard.
Powtarzam: Marcin to naprawdę bardzo przystojny chłopak. I ma taki śmieszny i słodko cichy głos.

Pojechałem metrem na Imielin do Marcina. Tak, tak. Kolejny Marcin. Posiedziałem u niego chwilę – zjedliśmy jakieś ciastka, wypiliśmy kawę, internet, grono, szykowanie. I wyjazd na imprezę.

Jak z niej wróciłem, to właśnie Anka powoli wstawała, żeby jechać na lotnisko. Bo ona teraz za granicą. Bawi w RFN.

Dziś siedziałem cały dzień nad pracą. No i na korki pojechałem. A potem już mi się pisać nie chciało. Więc tylko kilka newsów do wirtualnemedia i blog. Na Tlenie i GG zmarnowałem trochę czasu rozmawiając z moimi młodymi znajomymi. Aż dotarło do mnie coś.

Stop. Nie dalej.
Nie dla cielesności. Sprzeciw się. Indywidualny opór przeciw zinternalizowanym normom przemocy symbolicznej.
Wróciłem do zgłębiania Baumana dziś.
Walę konia conajmniej dwa razy dziennie. Wyraźnie wiosna jest.

Męczę się.
Walką.
Co mam do zyskania?

Wypowiedz się! Skomentuj!