Po wczorajszym wieczorze jestem tego pewien. Na milion procent.
I pomyśleć, że miałem nigdzie nie wychodzić.

Oczywiście poszliśmy do Barbie – ja, Napalony, Jego Facet i Marcin. Się ostatnio nasza Formacja Różowe Saneczki taka skonsolidowana i jakby czasem powiększona robi ;) Ale to na marginesie. Bo w Barbie o 22:00 zostaliśmy lekko wychujani, że tak delikatnie się wyrażę. Na gronie informacja, że wstęp do 22 za free, więc my oczywiście poszliśmy, wiedząc, że oznacza to, że zapłacimy 10 zł, ale dostaniemy bilecik za dychę do wykorzystania na barze. A się okazało, że NIE! Zapłaciliśmy, ale bilecika nie było. Potem się okazało, że Barbie jest – dosłownie – puste. Więc dupa w troki i na kawę. Na Chmielną oczywiście do Mercersa. Och, ach, jaka pyszna kawa. Czyli cioty plotkują. Żeśmy se pogadały! Marcin oczywiście nic nie chwytał, bo nie zna ludzi, o których mowa, ale obiecał, że tego dnia nie będzie dopytywał i nie będzie narzekał. Z tym drugim nie zawsze się udało, ale było zdecydowanie lepiej niż zwykle :>

W Mercersie obok nas dwaj francuskojęzyczni panowie całkiem ferżi. Potem widzieliśmy ich w Barbie. A potem w Utopii :) Czyli – jaki ten świat mały. Z resztą nie tylko my postanowiliśmy z Barbie wyjść i wpaść na Chmielną. Bo młodzi chłopcy ze swoimi koleżankami (Boże, spraw, żeby to nie były ich partnerki!) wpadli też.

No a od 23 siedzieliśmy już w klubie. Ludzie jak na zbawienie czekali na północ, żeby móc piwo kupić. I ja chciałem powiedzieć, że byłem świadkiem łamania rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie zakazu sprzedaży alkoholu na terenie miasta stołecznego Warszawy w dniach 25-26 maja! Postanowiłem: zgłoszę to na policję! Dostaną mandat i się skończy łamanie prawa. No, bo co jak co, ale jestem legalistą. Mogę się nie zgadzać z prawem, ale wymagam bezwzględnego jego przestrzegania. Pisałem o tym na Jej Perfekcyjności w blotce o proteście przeciw prohibicji.

I już miałem podjętą decyzję. Nawet Paweł nie mógł mnie od niej odciągnąć swoimi groźbami, że zamkną lokal i nie będę miał gdzie patrzeć na ładnych chłopców. Ale potem zmieniłem zdanie. Bo zobaczyłem takiego jednego.

Niech żyje Pan! Allah jest wielki! I w ogóle, niechaj wszelkie bóstwa będą błogosławione!
Wiecie, że ja widuję ładnych chłopców w Barbie dość regularnie. I że jestem do tego widoku przyzwyczajony. W sensie, że owszem, cieszy mnie on, jestem rad, ale nie sikam z radości już. Podkreślam słowo „już” :)
Ale ten… O Boże! Był przecudowny. Śliczny. Idealny. Nie za wysoki. Młodziutki oczywiście. Wyglądał na 17 lat. Tak mniej więcej. Miał ciut dłuższe włoski, lekko kręcące się na końcach. Takie cherubinkowate. Ciemne. Malutka śliczna twarzyczka. Ciemne, głeboko oszadzone oczka. Lekko nieproporcjonalny nosek, taki o „dwa milimetry” za duży. Ale nie więcej niż tyle. No i te usta jego. Pełne, lekko wydęte. Szczuplutki. Miał nisko spodnie (zaskoczenie?), koszulę i na to bluzę. I taki śmieszny wisiorek wokół szyi. I barwne rzemyki na przegubie dłoni. Potem zdjął bluzę i był w samej koszuli. Odpiął też górny guziczek jeszcze jeden. No mógłbym opisywać po kolei wszystko, co robił, jak się poruszał, gdzie tańczył… Ale dla tych, którzy go nie widzieli, to będzie nudne :) Gdyby nie to, że jestem stary i żyję w celibacie, to nie wyszedłbym bez jego numeru telefonu. Nawet jakby był hetero. Chcę go mieć na liście znajomych na gronie!
Czasem tak śmiesznie nie umiał tańczyć :) Ale jest młodziutki, nauczy się wszystkiego. Ślicznotek mały.

W sumie dalsza blotka nie ma dużego znaczenia już.
Bawiliśmy się w Barbie trochę. Wyszliśmy. Staliśmy, bo ja chwilę jeszcze na niego patrzyłem.

Potem trafiliśmy do Utopii. Daniel mnie jak zwykle zaczepiał (kocham go) i potem nawet obtańcowywał dokoła (dosłownie). Był Marcin Edge i jego Łukasz (ta przegięta ciota). I znajomy Maćka i Tomka – Robert, czy jak mu tam. Ładna blond-chudzinka.
No i Napalony zaczepiał takiego jednego chłopca. Aż się poznali. Chłopiec napierdolony w 3 dupy. Miał na imię… Tomek :) I z Gdańska jest. Dzisiaj chyba bierzemy go z nami ;) Ja jestem za, bo ładny z niego chłopiec. Robiliśmy sobie jaja z nieg trochę i się Napalony potem ciotodramował na nas.
Była Sis i jej (chyba jeszcze) facet.
Bla bla bla. Reszta nie ma znaczenia. Liczy się tylko ten śliczny chłopiec z Barbie. O nim chciałem napisać. Nazwaliśmy go Michałek. Bo jakoś muszę o nim mówić, nie?
Michałek, Michałek, Michałek :)

Rozwiązałem więc największy problem filozofii starożytnej, nowożytnej, nowoczesnej i ponowoczesnej. Owszem, Bóg istnieje. Dowodem (ontologicznym? tak to się nazywało?) jest fakt, że widziałem tego chłopca. I w ogóle fakt, że ów chłopiec żyje, chodzi po ziemi – to już jest dowodem na istnienie Boga.
Jak wychodziliśmy z Barbie, to nie był sam – stał z kolegami. A szkoda, bo chciałem podejść i powiedzieć mu, że jest śliczny. Lubię takie rzeczy mówić.

Boże… Dziękuję Ci za wczorajszą noc. Teraz mogę umierać szczęśliwy.

Wypowiedz się! Skomentuj!