Tak, zmienią się.
Zachowam jeszcze większy dystans. Do wszystkich. Mam zamiar zacząć działać tak, żeby nikt nie był ode mnie nigdy zależny, żeby nikt nie twierdził, że nie potrafi się beze mnie obejść, żeby nikt nie potrzebował mnie i właśnie mnie. Będę dodatkiem, urozmaiceniem, chwilą, zabawką, zjawiskiem, wspomnieniem, jednostkowym wydarzeniem.

Będę nieniezbędny.

Gdy dajemy komuś radość, zabawę, dobry humor – tworzymy zależność. Wydaje mi się, że mózg tworzy skojarzenie między osobą, która jest nam miła, a wytworzeniem się serotoniny, którą ową pozytywną emocję wywołuje. Więc czas z tym skończyć.

Głupio brzmi, prawda? Ale rozsądnie. Racjonalnie. Nie ma sensu sprawiać, że ktoś czuje się zawiedziony, nie do końca doceniony, niedopieszczony. A żeby tak nie było, po prostu wystarczy osłabić znajomości i nie zawierać nowych na tyle bliskich, by mogły powodować oczekiwania. Wtedy mam pewność i spokój, że nikt nie poczuje się źle. Po prostu nikt nie będzie więcej oczekiwał.

Rzekłem.

A co do mojego nieco przynudnego życia.
W środę miałem to kolokwium z psychologii społecznej. Już wiem, że nie zaliczyłem. Nic nowego. Nigdy nie zaliczam w pierwszym terminie. A już zwłaszcza psychologii społecznej. Po prostu nie leży to w mojej naturze. Po kolokwium byłem namawiany na wyjście „na piwo”. Pomijając fakt, że nie piję takowego, a i kasy mi było szkoda na wyjście, to… ja tych ludzi nie znam. Nie chcę z nimi nigdzie chodzić. Oni nic dla mnie przecież nie znaczą i vice versa. A takie udawanie, że „no choooodź, będzie fajniej jak wpadniesz”. Gówno prawda. A ja gówna nie lubię.

Dość szybko za to usnąłem, bo padnięty byłem po ostatnich szaleństwach na Skypie z Davidem. Szaleństwach w sensie długości trwania rozmowy, a nie sposobu jej prowadzenia czy poruszanej tematyki.

Czwartek minął szybko. Rano zajęcia, dziennikarstwo, socjologia, psychologia społeczna… Wróciłem do domku, zjadłem obiad i ruszyłem na korki. Naprawdę mam przygłupa. Czy on sądzi, że ja nie wiem, że jego wypracowanie to złączenie po prostu dwu kawałków z internetu? Ludzie… jak można mnie mieć za takiego debila? I dostał 1/3 możliwych punktów. Nie za karę, sprawiedliwie.

Korki więc minęły mi jakoś w miarę szybko. Zgodnie z planem zdążyłem idealnie na autobus 514, dostrarłem potem na Krakowskie. Tam szybka toaleta na socjologii i marsz na Stare Miasto. Wernisaż wystawy fotograficznej dziewczyny Krzyśka ode mnie z socjologii. Kiedyś się poznaliśmy, dostałem zaproszenie, postanowiłem wpaść.

Strasznie miło było. Mnóstwo ludzi! Nieprzebrane tłumy na malutkiej powierzchni. A wśród nich – spragnieni wina. Fu.
Był też jeden androgeniczny pan. Nienajmłodszy, gruby, ale dobrze wyglądający. Do twarzy mu było w tych kolczyko-klipsach. Naprawdę.

Wystawę obejrzałem, spędziłem tam godzinę. Potem szybko do Moni na Metro Politechnika. Jedzenie, spacer. Dołączyła do nas niejaka Gośka z socjologii i Natalia – koleżanka Moni. No i do Barbie marsz.
Urodziny Damiana. Wszystkiego najlepszego. Tego samego dnia urodziny ma Ewa. Wysłałem smsa. Krótka wymiana wiadomości. Że niespodziewane życzenia, że ostatnia osoba, od której oczekiwała, że zawiedziona zachowaniem, traktowaniem… Więc nauczka na przyszłość. Zrezygnować za wczasu z bliskisch znajomości. Z przyjaźni.

A wracając. Damian dostał życzenia. Krótkie, ale mam nadzieję, że się spełnią. Impreza byłaby udana.
Gdyby nie to, że najpierw pojawili się znajomi z socjologii. Dużo znajomych. Niechcianych może nawet trochę (mówię o swoich odczuciach). Sam nie wiem. No tak, czy owak – źle się czuję w towarzystwie raczej mało znanych mi osób (jeśli w ogóle znanych), które wiedzą lub nie o moim pedalstwie i traktują mnie jak hetero. „Widziałeś jakieś ładne brzoskwinki w klubie?” „Nie, ja mam słaby wzrok”. Fu.
A po drugie… Paweł. Zjawił się i dokładnie przede mną spotkał Damiana. On i ten jego uśmiech przyklejony. Nie musisz się uśmiechać, już ci to mówiłem! I wiem, jak się czujesz. I wiem dlaczego wyszedłeś. I wiem, wiem, wiem… Po prostu wiem. Sam tak miałem. Nie musisz się uśmiechać. Możesz być zły, wkurwiony, załamany… możesz wszystko. Nie ma sytuacji „wypada” w tym przypadku. Nie ma powodu, dla którego miałbyś zachowywać się inaczej niż czujesz. Widziałem to, jak go przytulałeś i spojrzałeś na mnie. Bez uśmiechu. Przestań się, kurwa, uśmiechać.

Bauman rządzi. A Bourdieu przy nim się chowa. Po prostu.

Wyszedłem, trafiłem do domu. Idę zaraz spać. Jutro wstanę z nowymi siłami, z nowymi pomysłami i już z nową wizją mojego życia.

Wypowiedz się! Skomentuj!