Szybko, czas, ja.
Spróbuję szybko jakąś blotkę napisać. Bo aż mi głupio, że tak dawno już ani słowa nie zamieściłem w necie. Na moim drugim blogu też. Ale jakoś nie mam czasu… W sumie to sam nie wiem, na czym mi on leci.
W sobotę właściwie nie robiłem nic, poza korkami, które musiałem jednak odbyć. Było blisko tego, żeby do niczego nie doszło, ale jednak podopieczna napisała w ostatniej chwili, że mają być. To więc były. Pierdy jak zwykle. Gadanie godzinne o niczym. A potem 25 zł do mojej kieszeni. W przyszłym roku będę brał więcej. Postanowiłem. Podobno niektórzy do 60 zł dochodzą. No, to dajcie se spokój!
Oczywiście sobota była też dniem imprezy. Do Iwony i Anki wpadła Iga, Karolina i dawno nie widziany Piotrek. Tak, ten Piotrek. Ten mój były. Tak, tak, ten. Właściwie, to nie gadałem z nimi jakoś za wiele. Po pierwsze – nie miałem czasu, a po drugie… sam nie wiem. Jakoś tak dziwnie było. Bo moje z nimi kontakty – bądźmy szczerzy – są słabe. Właściwie ich nie ma. Więc tylko tak chwilę, w przelocie niemalże z nimi wymieniłem kilka słów.
Z resztą zaraz Napaleni u mnie byli i śmy się szykowali na imprezę naszą. Czyli Barbie Bar a potem tradycyjnie U.
W Barbie – nowość, czyli sofa przy parkiecie… dla nas – super! Po prostu genialne miejsce. Wygodnie, a zarazem w centrum wydarzeń, miło a jednocześnie niespokojnie. Musieliśmy widzieć wszystkich pojawiających się w klubie. A że jak zwykle pojawiliśmy się przed 22, to widzieliśmy właściwie niemal wszystkich, którzy potem przybyli w momencie ich pojawiania się.
Potem przyszedł też Marcin. Muzyka była taka sobie. Niby impreza primaapriloswa, ale jakoś tak… sam nie wiem. Mi się średnio to podobało, ale widziałem, że ludzie niektórzy zadowleni i wybawieni. Więc niechaj będzie i tak. Nie pamiętam do której posiedzieliśmy, ale dopiero po koncercie „Modern Talking” zrobiło się ciut lepiej muzycznie i pokiwaliśmy się jeszcze troszkę. A potem transporcik do Utopii.
Och, jak ja kocham Daniela ;) He is soooo sweet. Po prostu uwielbiam się z nim bawić przy wejściu. I wymieniać miłe słowa oczywiście. Och, ach, jak dobrze wyglądasz, jak ja uwielbiam jak mnie cmokasz… Takie tam. Pedalstewka małe. W samej zaś U impreza była niezła… Lepsza niż tydzień temu – tak powiem. No i średnia wieku nieco spadła, więc nie było tak geriatrycznie jak ostatnio. Miło, ale nie za długo. Nie ma co siedzieć godzinami, bo nic niezwykłego się nie działo. No i ten mój ulubieniec Bartek znów się nie pojawił. A na Nowym Świecie go widuję średnio raz na tydzień. W piątki chyba zazwyczaj, jeśli dobrze pamiętam.
Odwieźliśmy Marcina do domku, potem chłopcy podrzucili mnie i tak skończyła się sobotnia impreza. Gdy wróciłem, dziewczyn jeszcze nie było, ale zjawiły się dosłownie chwilę po mnie.
W niedzielę miałem wieczorem – niestety – korki. Tak, tak… U Dominika, bo przecież on w miniony wtorek miał test szóstoklasisty, więc poważna sprawa. Ćwiczyliśmy jak zwykle. Mam nadzieję, że dobrze mu poszło to wczorajsze pisanie. No i coś tam ustataliśmy z jego mamą a propos dalszych zajęć. Pierdy same.
Zanim jednak jeszcze wsiadłem w tramwaj na przystanku Woronicza, napisał do mnie Przemek od Michała. Że zaprasza dzisiaj. No więc oczywiście po wymianie kilku SMSów umówiliśmy się, że wieczorem do nich wpadnę. Napaleni się wykuszyli, bo coś tam, że na ósmą następnego dnia i do pracy i w ogóle. Ja też miałem na ósmą w poniedziałek i co z tego? :)
Namówiłem jednak na wyjście Marcina.
Wracałem z korków – telefon. Iwona dzwoni. „Jesteś gdzieś niedaleko?” „Nie…” „A będziesz niedługo?” „Ale co się stało? O co chodzi?” „Bo my właśnie wstałyśmy [była 19:30 – dop. mój] i potrzebujemy wody…”
Niestety, ja nie byłem w stanie szybko z Bemowa jej dostarczyć ;) Pojechałem na Metro Wierzbno. Tam czekał Marcin. Wsiedliśmy w tramwaj i wio w drogę na Wyścigi. Przemek po nas wyszedł (bo ja nigdy nie szedłem do Michała pieszo i nie wiem jak to tam się idzie…). I tak trafiliśmy do Michała. Przemek zrobił – uwaga, uwaga – szarlotkę :) Mmmm… pychota ;) Zjedliśmy jej sporo, ja wypiłem Karmi, chłopcy jakieś tam coś z procentami, posiedzieliśmy chwilę, pogadaliśmy i och ach, zaraz musieliśmy lecieć do domu.
W poniedziałek rzeczywiście na ósmą poszedłem. Potem miałem drugie nudne ćwiczenia a na nich – były naczelny „Najwyższego Czasu”. Boże, co za pierdy… Naprawdę nie lubię ludzi, którzy wierzą w Teorię Spiskową. No po prostu mnie męczą i ich nie trawię. Tyle. Więc o ile na początku coś tam pytałem gościa, o tyle po moim pytaniu sprawdzającym jego wiarę w „Układ” stwierdziłem, że nie ma sensu. I czytałem.
A po zajęciach pojechałem na rozmowę o pracę :) Jakieś stowrzyszenie szukało dla jakiegoś przedszkola nauczyciela angielskiego. I w sumie, czemu nie. Ja tam z 5cio- i 6ciolatkami się dogadam. Ale jak się okazało, że to w Markach jest… To zrezygnowałem w drodze ze stowarzyszenia do przedszkola. No bez przesady.
Wieczór spędziłem w domku. Jakoś tak mi zleciało. BUW odwiedziłem wcześniej, mam kolejne książki Baumana. Jest ciekawie.
Odnowiła się pewna moja stara e-znajomość. I jakoś tak gadamy ostatnio wieczorami na Tlenie, Skypie i takie tam… Mowa o Davidzie :) czy ktokolwiek go jeszcze pamięta z bloga? ;)
Wtorek, jak to wtorek, był dniem opierdalania się. Najpierw nie poszedłem na wykład o 8, potem uciekłem z wykładu i spotkałem się z Marcinem. W międzyczasie oczywiście zajęcia z Panem M. Mmmm… he is… he is… wow.
Z Marcinem zaliczyliśmy Eufemię, potem spacerek. Na którym spotkaliśmy Marcina Egde i Łukasza DJa, Którego Pseudonimu Nie Wolno Mi Pisać. Zmarznięci byli i szli na jakąś kawę. Z resztą pogoda była taka właśnie… kawowa ;) Zapomniałem im powiedzieć, że w JOYu napisali, że w piątek mam mieć sex, więc chyba powinienem iść z nimi na ten pokaz Calvina Kleina, na który mają zaproszenie – JOYa trzeba słuchać!
Na zajęciach wygłosiłem referacik i szybko uciekłem, tłumacząc się „względami nie tyle obiektywnymi, co intersubiketywnymi”. Czyli, że chciałem z Moni iść na obiadek. I znów Eufemia. Potem spacerek do BUWu (znów Bauman i giiiiiigaaaantyczna kolejka). W domku znów pogaduchy na Tlenie, Skypie… Do 2 w nocy.
A dziś od rana znów ;)
Nie ma to jak świat e-flirtów i takich też znajomości.
Pewno bym sobie mnóstwo istotnych lub nieco mniej rzeczy przypomniał, ale spieszę się już, bo muszę trafić dziś na zajęcia. Tak w ogóle to w poniedziałek nie poszedłem na poprawkę kolokwium, do którego nie podchodziłem. A co mi tam. Jest termin rezerwowy w środę za tydzień. Wtedy pójdę. A potem z Moni na kocert z okazji Wielkiego Tygodnia do kościoła. Fajnie będzie. Dzisiaj zaś mam pierwszy termin kolokwium innego. Nie zaliczę raczej. Ale co mi tam. Życie, studia. Ja.
Mam nowe foto na lansProfilach. Podobno kontrowersyjne, ale nie sądzę. Nikt na nie nie zareagował jeszcze. Hehe. Czyli, że jest ze mną naprawdę niedobrze.
Czas na autobus linii 122. Lecę.
Aaaaaa! I już się spóźniłem, więc napiszę, bo wszyscy muszą wiedzieć. Zień zgapił za mną i ma teraz na wystawie swojego butiku zapach Black XS Paco Rabanne! Ha! Jestem trendsetterem i już!
Ostatnio coraz mniej piszesz rzeczywiście.
Horoskopy o których mówi się głośno nie sprawdzają sie ponoć.
Żadne foto nie zaskoczy ;)
Przekłamałeś troche fakty..
..to nie było Karmi, tylko Żywiec.. niskoalkoholowy, ale jednak Żywiec.. :P
-> niewyzyty
Wiem, obiecuję poprawę.
Horoskop JOYa zawsze się sprawdza. Dzisiaj Anka dostała okres – tak jak pisali w JOYu!
Więc chyba skończę z fotografiami siebie, skoro nie zaskakują.
-> rasmus
Masz rację :) Zapomniałem, a dla mnie wszystkie bezalkoholowe lub niskoalkoholowe (1,1 proc. dla ścisłości) to Karmi ;)
to chodzi o mnie.
o to, że niewiele rzeczy jest mnie w stanie zaskoczyć.