Nie ma tego dużo, ale lepiej napisać, zanim zapomnę.

Byłem na castingu. Tak, tak…
Casting ogłosiła telewizja Viva. Szukają prezenterów. No więc się zgłosiłem, wysłałem maila, fotki i poszedłem. Na 11 w czwartek. Wypełniłem ankietę, poczytałem o Jamesie Blunt’cie… Potem przesłuchania przed kamerami. Prezentacja, zapowiedź teledysku, odpowiedź na kilka pytań, symulowany wywiad z Bluntem. Część po polsku, część po angielsku. I tyle. Pół godzinki przesłuchania i do domu. Mam mieć odpowiedź bez względu na wynik za 2-3 tygodnie. W sumie – raz, że nie oczekuję za wielę, dwa – jestem ciekaw ile osób się zgłosiło. Bo ja byłem sam, potem przyszła jakaś dziewczyna tylko. Przyjęli formę indywidualnych rozmów. Może i lepiej dla mnie. Było okej. Ja się postarałem, teraz ich kolej.

Co poza tym? A nudy… Odwołuję korki, przekładam, zakładam, próbuję… Eh… Ale jakoś do przodu to ciągnę wszystko. Nie jest źle. Przynajmniej nie jakoś tragicznie szczególnie. Szaleć nie mogę, ale narzekać nie powinienem.

Dziś spotkałem się np. z Przemkiem Michała Rasmusa. Najśmieszniejsze jest to, że ja go mam tak zapisanego w telefonie i na Tlenie :) Tak jakoś na początku było i tak zostało… A Przemek przyszedł z 17letnim bratem. Przyznaję, że jego imienia nie pamiętam – zapomniałem je w chwilę po tym, jak mi go przedstawiono. I nie to, że jakoś umyślnie. Po prostu tak mi wleciało jednym uchem, a drugim wyleciało. Poszliśmy do miejsca, które ostatnio z Moni niechcący odkryliśmy. W Biegu Cafe. Fajnie. Naprawdę sympatycznie. I mają fenomenalny Zestaw Śniadaniowy Lekki – puchar z jogurtem naturalnym, musli i dżemem lub miodem (wybierajcie zdecydowanie dżem!) a do tego kawa lub herbatka. I super. A do tego tanio, bo 11 zł i najeść się można. Mi smakowało i dziś znów to zjadłem zamiast obiadu.

Poza tym czytam Baumana. Jest świetny. Wczoraj, gdy kończyłem jedną jego książkę, odkryłem dlaczego geje preferują „wolne związki”. Bo mówcie co chcecie, ale tak jest generalizując. Bauman to niejako wyjaśnia. Mówi o kolekcjonerach wrażeń, poszukiwaniu nowych doznań, potrzebie zmiany, niepewności co do szczytowości danych przeżyć, obawy przed utraconymi szansami… I choć cały jego tekst jest ciekawy, bo odnosi się w ogóle do czasów później nowoczesności, to nagle mnie tknęło, żeby odnieść to do tego, co dzieje się wokół mnie. No i mam za swoje. Z resztą do mnie też jest odniesienie. Do mojego odchudzania i walki o lepszy wygląd zewnętrzny. Wszystko jest na tych ledwo kilkudziesięciu stronach.
Ogłaszam Baumana geniuszem.

Bo znów jestem zażenowany tym, co się dzieje wśród moich bliższych i dalszych znajomych. Znowu taplanie się we własnym sosie. Znowu symboliczna zmiana partnera, jak w tańcu synchronicznym. Jeszcze kilka rundek i wrócimy do pozycji wyjściowych. A w międzyczasie wszyscy się spróbują. I dlatego choćby nie wiem jak fajny był ktoś, to ja raczej nie jestem w stanie przełamać tej bariery. I bogu dzięki.
Jestem zniesmaczony niektórymi wymianami. I śmieję się z tego zazwyczaj, gdy informacja taka dochodzi do moich uszu, ale chwilę potem zdaję sobie sprawę, że to wcale nie jest śmieszne. Że przypomina piłkarskie rozgrywki w grupie metodą każdy-z-każdym. I powiem tylko, że dziwi mnie, że innym to nie przeszkadza. Że wciąż to robią. Jeśli już mają/macie ciśnienie i potrzebę wielką (miłości ma się rozumieć…) to może szukajcie jej w gronie osób nieznanych? A nie takich, o których wiecie z kim dokładnie kiedy spali, jak wygląda ich owłosienie intymne i jakiej długości jest ich penis. Przynajmniej zanim się z nimi nie prześpicie.

Wiem, że coś ostatnio krytykuję i sam oczywiście szukam powodu w sobie takiego nastawienia. Nie znajduję go. Co znaczy, że jeszcze chyba nie czas na taką meta-refleksję. Zastanawiałem się już, czy może nie jest to objaw jakiejś zazdrości wobec konkrtenych osób, albo wobec cechującej je swobody w podejściu do pewnych tematów… Potem znów zastanawiałem się, czy nie jest tak, że ja po prostu też bym tak chciał może? Bauman powiedziałby, że chciałbym kolekcjonować kolejne wydarzenia, emocje, stany, uniesienia. Bo jego zdaniem żyjemy w czasach, które sprawiają, że orgazm staje się centralnym punktem życia. A jego brak – totalną porażką.
Na razie te i inne wyjaśnienia do mnie nie przemawiają. Nie wiem, co mną powoduje, ale spokojnie – odkryję i to.

Z kolei wobec niektórych osób staję się jasnowidzem i potrafię przewidzieć ich zachowania. I to dość dokładnie, nawet jeśli idzie o czas. Wiedziałem, że to się stanie i wiedziałem, jakie będą tego konsekwencje i wnioski dla tej osoby z owej sytuacji. Mówię ogólnikowo, bo to nie czas i a przede wszystkim nie miejsce na takie opisy. Ale miałem rację.
Czekam aż moje kolejne wizje się zmaterializują.

Chodzę na zajęcia, daję korepetycje, piszę do wirtualnemedia, czasem odrabiam zadania domowe, piszę bloga. Potem padam zmęczony i nie mam na nic siły. Gdyby ktoś mi powiedział zanim wyjechałem do Warszawy, że tak będzie wyglądać moje życie – nie uwierzyłbym i byłbym conajmniej niezadowolony z takiego obrotu spraw. Dziś patrzę na to nieco inaczej. Jak na mniejsze zło. Ta droga prowadzi mnie do tego, że staę się Chodzącą Perfekcją in statu nascendi.
Oby wytrwać. Oby dać radę. Nie będzie łatwo.

Wypowiedz się! Skomentuj!