Uczcie się. Nie mówi się już 'trendi’. Nawet 'sexi’ wyszło z użycia. Od dzisiaj jest 'ferżi’. F E R Ż I. „Ale było ferżi, nie?” „Ta sukienka wygląda ferżi!” I te pe. Zanotować, stosować.

Piątek minął mi jako-tako. Czyli, że nic specjalnego się nie działo. Zauważyłem natomiast, że zaczynam się kłócić z panią od zajęć, które wcześniej miałem z Panią-Z-Ti-Wi. Bo ta mi tu jakieś głupoty gada. Grupa już zaczyna się śmiać, jak ja się odzywam ze zdaniem 'A ja się z panią nie zgodzę’. No bo ona mi tu, że dziennikarz ma być obiektywny. A gówno prawda. Ma być rzetelny. Subiektywny będzie zawsze, choćby wybierając rozmówców czy sam temat. To proste. Albo że Kwaśniewski nic nie zrobił, żeby wyremontować Krakowskie Przedmieście. No, ale zaraz – on nie jest zarządcą tej ulicy przecież. To należy do władz Warszawy.
Zemściła się. Na mojej pracy o zwyczajach na 21 marca. Bo wszyscy pisali, że w Wielkiej Brytanii to coś, a w Hiszpanii to coś, a to że na mazurskich wsiach… A ja napisałem, że młodzież po prostu tego dnia chleje. Więc mi napisała „Mało oryginalne podejście do tematu”.

Potem korki u Dominika. Ciekawe, jak mu poszedł ten test szóstoklasisty. Zabiję smarkacza, jak się okaże, że słabo. No zabiję po prostu.
Zastanawiam się właśnie, co ja robiłem w piątek wieczorem. I już wiem. Nic. Po prostu poszedłem dość wcześnie spać. Musiałem odespać – tak mi się przynajmniej kojarzy. A że jestem chory, to mogę coś mylić.

Tak, bo jestem chory. Jakoś tak musiało być, bo przecież święta idą, a ja ZAWSZE na święta jestem chory. Troszkę się mój organizm pospieszył, ale i tak jest nieźle. Zobaczymy, jak się będe czuł za tydzień o tej porze.

Wczoraj za to… To był dzień… Wstałem dość wcześnie, bo chciałem posprzątać pokój. Bo już przesadziłem ostatnio z nie-sprzątaniem. Więc rano sprzątanie. O tyle byłem swobodny, że dziewczyn nie było i mogłem o 9 hałasować. Potem korki. Popędziłem, spóźniłem się, bo to 15 minut drogi ode mnie ;) A wiadomo, że jak blisko, to się zawsze człowiek spóźnia. Zajęcia nudne, bo to omówienie pracy maturalnej. 25 zł. Kolejne zajęcia w planie. Będzie chciała zrobić 'próbę generalną’ i ze mną potrenować. Okej. Dla mnie lajcik.

Po korkach do domu. Miałem w planie po obiedzie iść na Le Manifestację na pl. Bankowym, ale… ale Paweł się odezwał i zaproponował wspólne zakupy. A że ja Pawłowi nigdy nie odmawiam (i dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę). Więc pognaliśmy do Arkadii. Nawet mi się humor poprawił. Bo coś mi się psuć zaczął wcześniej, gdy wracałem z korków. W Arkadii zostawiłem Pawła z jego znajomymi i uciekłem do domu. Wcześniej namówiłem do w H&M w centrum na zakup różowej koszulki. Ten róż bije po oczach. Taki oczojebnyróż.
Uciekłem do domu, bo spodziewałem się niedługo Napalonych.

I wyjątkowo, po raz chyba pierwszy – nie spóźnili się! Więc chwila ostatnia przygotowań i ruszyliśmy na sobotnią noc.
A noc owa miała być długą.

Najpierw trafiliśmy oczywiście do Barbie. Zajęliśmy najważniejszą z kanap i czekaliśmy. Aż się rozkręci.
Wpadł Marcin a potem Moni jeszcze. Impreza byłaby super, gdyby nie muzyka… Taka trochę 'z dupy’. Niby niezła, ale jakaś taka… za etniczna? To chyba dobre słowo.
Oczywiście Moni za nic miała moje słowa o nie-świętowaniu urodzin. I o północy zostałem źle potraktowany przez Moni, Marcina, Napalonych i Pawła, który gdzieś tam też od chwili się w Barbie przewijał. No i dostałem prezent. „Ponowoczeność jako źródło cierpień” Baumana od Moni. Czyli, że mam w domu coś, co jak dawniej Twardowski – będzie dla mnie wskazówką życiową.

Nie pamiętam o której opuściliśmy Barbie. Ale udaliśmy się zwartą grupą do nowego klubu Faberge. Oczywiście w drzwiach na selekcji Robert – znajomy głównie Napalonych, ale oczywiście i mój. No to weszliśmy robić pedalską imprezę, nie? Boże…
Ja chyba drugi raz w życiu byłem w nie-pedalskiej dyskotece. Jak Boga kocham najszczeerzej. To dość dziwne uczucie. Takie… no… nowe :)
Bo oni tak czasami dziwnie tańczą… No i tak… Wszystko jest takie… Mniej. No mniej wypicowane, mniej teatralne, mniej… Chyba nie umiem tego opisać.
Miejsce zaś, jako miejsce – warte polecenia. Ładne, dobrze przygotowane, śmieszne siedzenie na podłodze w jednej sali. Takie… no warto zobaczyć. Muzyka niezła, kibelki ładne. Ot, klubik jak się patrzy. Jedyny i największy minus (poza tym, że heterycki klub) to barman nakładający cytrynę ręką. Fu. Nigdy więcej Coli w tym miejscu.

Klub klubem, pobaunsowaliśmy trochę i zmiana. Czas na Utopię. Moni poszła doma a my do Danielka :) Moje słoneczko Daniel oczywiście był przemiły i cudny. I dał nam po płycie jakiejś. Tzn. nie jakiejś, tylko wydanej na ten wieczór. W sumie niezły pomysł, nie?
Impreza z cyklu D’Arcroom wypadła nieźle. Rzeczywiście dość dark roomowo. No w każdym bądź razie mniej niż zwykle różowo. Strasznie dużo ludzi. Ciasno, ruszać się nie dało. Ale oczywiście rozpychaliśmy się. Bo jak bauns, to bauns.
Spostrzeżenie: podszedłem w pewnym momencie do Marcina i tańczyłem z nim za nim i tak sobie sia-la-la ale potem on oddalił się kawałek i już się nie zbliżył.

Wracaliśmy zahaczając o McDonald’s na pl. Unii Lubelskiej. Musieliśmy, bo to ostatni dzień funkcjonowania przecież. Mają ich zamknąć z całym tym Supersamem. Zjedliśmy coś i potem Napaleni odwieźli Marcina, mnie i tak zakończyła się ta ucieszna sobotnia historia.

W niedzielę nie robiłem nic. Po prostu nic a nic. Jestem chory, jest mi źle, boli mnie i gardło umiera.

A… i ktoś mnie pytał jak to jest, że ja nie utrzymuję kontaktów z Piotrkiem i Igą. Już wiem, jak to jest. Ostatnio gdy byli, przypomnieli mi niejako o tym. Zauważyłem, że zniszczyli moje prace. 'Paradę równości’ poprzez popisanie jej i podobnie zrobili z 'Wyznaniem’. I o ile to drugie da się jeszcze jakoś naprawić, o tyle 'Paradę’ musiałem zdjąć i wyrzucić po prostu. I teraz została po niej biała ściana pobrudzona taśmą. Jako prostest przeciwko temu, że nie szanuje się mojej ekspresji. Bo ja nie twierdzę, że to się musi podobać wszystkim, ale kurcze… no szacunek dla drugiego człowieka wymaga, żeby jednak choć minimum zrozumienia okazać.

Jestem zmęczony i nie wyglądam teraz ferżi. Powinienem spać.

Wypowiedz się! Skomentuj!