Obiecałem Anie, że blotka zacznie się słowami „do Any przyjechali znajomi”. A więc (nie zaczyna się zdania od „a więc):

Do Any przyjechali znajomi. Sporo znajomych. Z Niemiec oczywiście. Przylecieli w piątek wieczorem i zaczął się weekend :) Był Romek, Wicia i Sudasan (czy jak tam się go pisze) oraz Lucy i Ela. Czyli w sumie 8 osób w naszym niedużym mieszkanku. Ale oczywiście człowiek nie jest taki, coby sobie rady nie dał. Wszyscy się pomieścili.

Było picie, słuchanie muzyki, szaleństwo. Czyli standard. Impreza. Weekend. Karnawał.
Przeżyliśmy to bez problemu, choć nie bez komplikacji.

W piątek wyszedłem oczywiście na imprezę. Miał być Borys, który dojechać miał z domku oraz oczywiście Napaleni, Kacper i Przemek Michała Rasmusa. Pojechaliśmy do – uwaga, uwaga – Galerii. Czyli miejsca, za którym nie przepadam. Miało być Barbie, ale pojawiły się protesty, że 10 zł wydamy na wstęp i w ogóle. No więc uległem. Najśmieszniej było, gdy okazało się, że tym razem do Galerii wstęp też kosztuje, bo jest Special Ayor Party. I oczywiście losowanie „supernagród”! Chcąc, nie chcąc – zapłaciliśmy. Wygraliśmy z resztą potem cenne upominki ;) Hehe. Czyli płytę Bajora, jakieś zaproszenia do kina i do teatru i coś tam jeszcze. Mi się ostała ta pierwsza. Sprzedam na Allegro.

Spędziliśmy w Galerii jakiś czas, lekko baunsując. Był Robert z Mexxa, Rafał Nieduży – znajomy Napalonych no i jakoś nam tam czas zleciał. Całkiem sympatycznie, jak się ma pieczątkę do VIPa, żeby odpocząć od tego gorąca i duchoty na parkiecie panujących.

Potem pojechaliśmy do U. A Daniel jest bogiem! Gdy w pewnym momencie odpoczywałem z Kacprem przy nim, podszedł i zapowiedział, że mnie ochłodzi. Po czym zrobił mi scenę, że mam mu oddać klucz od mieszkania i dzisiaj mogę sobie spać u kolegi, ale na pewno nie z nim. I że chuj go obchodzi, czy będę teraz przed nim klęczał czy cokolwiek. I że jestem starym brzydkim pedałem. A potem mnie wycałował :) Jest genialny. Och, ach. Ciocia Duży eF wyraża podniecenie.

W ogóle zaś impreza była udana. Jak zwykle, dodam. Bawiłem się dobrze. Nawet bardzo. Napaleni się pokłócili jak zwykle, ale w drodze do domu powoli próbowaliśmy zażegnać konflikt. Tak, czy owak – było fajnie.
A jak wróciłem do domu, to się okazało, że przecież dzisiaj śpimy inaczej ;) Bo goście. To znaczy w sumie, ja spałem u siebie normalnie w świecie, ale ludzi więcej w mieszkaniu, mój pokój zastawiony torbami, hałas, zgiełk. I opowiadanie historii, jak to Lucy – będąca już jakoś w wieku mojej mamy – zdemolowała Toro, zmiażdżyła jakiejś dziewczynie palec i w ogóle działy się rzecyz niestworzone, angażujące w to policję, taksówki, kradzież kurtki i te pe. Dobrze, że mnie tam nie było, bo mógłbym tego nie przeżyć ;)

Sobota zaczęła się dość wcześnie, bo goście nie lubią długo spać. A z resztą ja miałem korki o 15. Gdy więc wszyscy wyszli, a Iwo poszła schorowana spać – ja wybyłem na jednorazowe konsultacje maturalne. Dobrze, że dość blisko, to w 22 minuty dotarłem. Poszło jakoś i zarobiłem na wieczorną imprezę. Bo oczywiście poprzedniej nocy z niewiadomych przyczyn wydałem jakieś mnóstwo kasy. Sobota miała być i była oszczędniejsza. No, nie licząc tego, że musiałem kupić prezent urodzinowy.

Bo przecież w ramach before party poszedłem na urodziny Anki z dziennikarstwa. Jakoś trafiłem na tę jej Idzikowskiego. A tam – sporo ludzi, większość mi obca lub też znajoma jedynie z widzenia (nie znam imion ludzi z własnej grupy! i się tego nie wstydzę!)
Impreza była jak cię mogę, czyli dało się przeżyć. Bez rewelacji, ale też bez rewelacji w drugą stronę. Ciut potańczyłem, sporo pogadałem i napatrzyłem się na młodszych od siebie ludzi :) Bo byłem tam jednym z najstarszych. Nie licząc chłopaka solenizantki. O 1:04 byłem już w centrum pod H&M, gdzie spotkałem się z Maćkiem Ł, czyli hetero znajomym z rodzinnych okolic i Borysem, który tym razem – znów z oporami – ruszył się z domu do centrum.

Razem ruszyliśmy do U. Oczywiście cmok-cmok z Danielem, to już standard. Proszę, jak to łatwo można poznać ludzi, których poznać się chce. W Uto był więc Borys, Napaleni chwilę później, Marcin Egde i jego Łukasz (znów są razem po kilkudniowej rozłące). Czyli rodzina niemal w komplecie. Potem jeszcze przyszła moja Siostra Od Madonny, Grzegorz i w ogóle się tak zrobiło swojsko. A impreza udana. Choć spodziewałem się nieco więcej po Outsiderze. Cesar Del Rio okazał się średnim DJem, ale nie narzekam. Był mój ulubieniec, na którego mogłem się napatrzeć do woli niemalże. I oczywiście, że widział jak się gapię na niego. No i co z tego? Ciocia nie robi nic złego.
Wieczór okazał się dość oszczędny finansowo. Czyli, że dałem radę.

Za to chłopcy mocno pokłóceni. Eh… całe życie…
A Łukasza May-One’a uwielbiam za to, że przy mnie jest przegięty jak kolanko hydrauliczne ;) Łaaaaaał!

Wróciłem do domku, zostawiając w ogóle torebkę z kluczem i kartą u solenizantki. Więc na szczęście w domu byli już wszyscy. A nawet więcej, bo nam przybyło ludzi. W sumie tej nocy spało w Pedalskim Centrum Informacyjnym 10 osób. I chyba nikt nie narzekał. Więc nie jest źle! Ale już stwierdziłem, że drugie tyle się zmieści. Ana proponowała, żebym do czerwca pobił jej rekord w ilości zaproszonych do nocowania osób… Co Wy na to?

Pojechali dzisiaj koło południa, bo tak mieli samolot. A ja wieczorkiem jeszcze spotkałem się z Przemkiem od Michała Rasmusa. Spotkanie było nad wyraz udane. Naprawdę. Wiedziałem, że będzie miło, ale nie wiedziałem, że aż tak bardzo. Przede wszystkim – Przemek dotrzymał obietnicy i nie dosyć, że był trzeźwy, to kupił mi tulipana (szukał niebieskiego, ale nie było i dał czerwonego) oraz przyniósł obiecany krawat! Dużo plusów od początku. Potem zachowywał się jak dżentelmen i to kolejne sporo plusów się narobiło. Naprawdę byłem pod WIELKIM wrażeniem. A wprawić Chodzącą Perfekcję w takowe – to wielka sztuka, która owocuje potem.
Byliśmy w Mercersie na Nowym Świecie. Sporo tam posiedzieliśmy. Potem w Melodii na kilka chwilek. Dalej zaliczyliśmy On-Off, czyli nowe trendi, dżusi, seksi miejsce. A stamtad jeszcze raz do Centrum na małe co nieco w Sphinksie. Blisko 5 godzin bardzo, bardzo mile spędzonego czasu. Niespodziewanie nad wyraz miło było. Rzekłem.

A teraz czas powoli spać, bo jutro o 8:00 zajęcia. Ciocia wraca do normalności… No cóż, kiedyś trzeba :)

Wypowiedz się! Skomentuj!