Piszę blotkę jeszcze zanim ktokolwiek napisze cokolwiek pod poprzednią. To dziwne. Dawno mi się nie przytrafiło.

Spotkanie redakcji okazało się klapą. Przyszły dwie osoby. Nie wiem, jak to dalej będzie. Nie mam już siły biegać za nimi i rozmawiać z każdym z osobna. Po to chciałem się z nimi zobaczyć, żeby pewne sprawy załatwić od ręki. Chyba czuję lekką frustrację. A tego uczucia Ciocia nie lubi.
Po prostu miałem nadzieję pracować na studiach z dorosłymi już ludźmi.

Wróciłem dość szybko. Wziąłem się za kucharzenie. Faworki. Wyzwanie.
Pożyczyłem od lekko zdziwionej sąsiadki wałek do ciasta, bo oczywiście nie mamy takowego. Z resztą po prostu wpisuje się to w nasze mieszkanie i jego konwencję. Zbudowano je w latach powszechnego niedoboru i w tym stanie trzyma się ono od dawna. Więc i nasze zasoby muszą odzwierciedlać ideę wiecznego niedoboru.

Zacząłem robić to wszystko, walić tłuczkiem, ubijać, ugniatać… Potem okazało się, że nadwrężyłem sobie prawy nadgarstek. Za mocno nim pracowałem, albo okazuje się, że starość dopada mnie wcześniej niż mogłem przypuszczać i kontuzja po złamaniu nadgarstka w pierwszej klasie szkoły podstawowej odzywa się już teraz.

Wpadła Moni. Pomogła :) Jako pierwsza spróbowała mojego Tłustoczwartkowego Ciasta Czekoladowego z Bananami ala Ciocia Duży eF. (All rights reserved) No i wycinała potem faworki. A ja smażyłem. Okazało się to nie-lada sztuką. Ale oczywiście człowiek nie jest taki, coby sobie rady nie dał.

Wiedziałem, że skoro mówię, że od 17 można wpadać, to pierwsi goście pojawią się najwcześniej o 18. I miałem rację. Kacper przyszedł jakoś właśnie koło 6. Kończyłem wtedy ostatnią partię faworków. W międzyczasie zrobiłem jabłka w cieście (der Klasiker naturlich von Ciocia Duży eF) a z pozostałego ciasta naleśniki z dżemem. Na słodko, to na słodko. I nie ma zmiłuj.

Chwilę potem doszli Sebastian i jego Michał. Skończyłem robotę kuchenną, gdy zjawił się Borys. I o ile Sebastian i Michał zaskoczyli mnie jakimś winem, to Borys przyniósł ślicznego cimenoróżowego tulipana. Boże, jak słodko :)
Ciocia lubi kwiaty – zapamiętać ;)

Dalej zjawił się David a potem Michał Rasmus z Przemkiem. Brakowało tylko oczywiście Napalonych, którzy nie dali na siebie długo czekać. I tak oto, w komplecie, aczy przy ciągłym systemowym braku miejsca do siedzenia dla wszystkich zainteresowanych, zaczęliśmy sobie gadać. Bo na tym to głównie miało polegać. Gadanie, plotkowanie. Niektórzy odwiedzili mnie po raz pierwszy, więc mieli okazję zobaczyć lub powspominać dawne czasy.
Niektórzy poznali się i spędzili ze sobą po raz pierwszy czas. Stąd też może oraz z powodu braku alkoholu atmosfera nie była jakoś szczególnie zabawowa.

Ot, ciotki są bez procentów nieco drętwe.
Rzekłem.

Ciasto poszło nieźle i został jeszcze kawałek. Faworki w dość sporej ilości spożyte, ale nie zabrakło ;) Naleśniki zniknęły nie wiem kiedy. Tak samo jabłka w cieście, które najłatwiej przełamywały skrępowanie do jedzenia w towarzystwie.

Oczywiście olbrzymie dyskusje i kontrowersje wzbudziła moja nowa praca. Kolaż „Ciotosfera” wisi zaczepnie zaraz przy wejściu. Więc wszyscy muszą go zobaczyć. I oglądają, omawiają, dyskutują, chcą uzupełniać, poprawiać. Nic z tego. To jest dzieło skończone. Data na dole oddaje jego czas w historii dziejów.
A całość polega na tym, że na wykresie zaznaczyłem różnokolorowymi liniami znajomość oraz stopień owej znajomości między iluś-tam moimi znajomymi. I właśnie ten stopień zażyłości był chyba tym, co najbardziej zaskakiwało przybyłych. Mogę wręcz dodać, że mój Tłusty Czwartek okazał się też momentem publicznej prezentacji Dzieła. Ot, coś dla ciała, coś dla duszy.

Ach, no i pobiłem dotychczasowy rekord Any w Ilości Gości Zaproszonych I Obecnych W Domu W Jednym Czasie. Dotychczasowy wynosił 7, mój to 9 :) Ha! Owszem, nie spali u mnie, ale to już zupełnie inny rekord do pobicia ;)

Cioty zaczęły się wykruszać koło 22 czy tam 23. Nie wiem. Do końca zostali właściwie Sebastian, jego Michał, Rasmus, Przemek i Napaleni. Gdy już i oni wybyli, zostawiając mnie z Napalonymi, zaczęła się krzątanina związana z wyjściem do U.

Walcząc ze sennością Jego Faceta i innymi przeciwnościami losu, ruszyliśmy do Ciotopii koło 2.
Czułe przywitanie z Danielem, nowy szatniarz, ciemna sala w U. Nowy cykl d’Arcroom rozpoczęty. Nawet fajnie. Wyjątkowo nie-jasno w salach, niektórzy z maskami na oczach, muzyka chyba ciut bardziej transująca niż zwykle. No i tancerze. To akurat było super. Białe maski niczym w dawnym japońskim teatrze, włosy upięte w kok, wchlarze w dłoni… Super, to się Cioci podobało. Lepsze to, niż muskularni Cipendejlsi.

W Ciotopii spotkaliśmy oczywiście Piotrka. Jakiś zmarnowany był, bez energii zupełnie. Z resztą ja też nią nie tryskałem. Zmęczony po małej ilości snu, całym dniu w kuchni i Tłustym Czwartku… Wytrzymaliśmy jakoś do 5.
Potem do domu, zahaczając jeszcze o Statoil i tamtejsze hot-dogi. W domku usnąłem jak zabity błyskawicznie. I tak spałem do 14…

Jak na mnie – baaaaardzo długo.
A przez cały dzień nie zrobiłem nic szczególnego. Dokończyłem sprzątanie kuchni… I tyle.
Napisałem coś do wirtualnemedia.pl, zmieniłem lansoprofil na gronie, znalazłem jakieś gotowce, które przedam jako pracę matrualną znajomemu mojego brata… Ot, nudy.

Mam pomysły na swoje nowe zdjęcia. Chcę je robić, bo ostatnio mi się to strasznie podobało.
Kilka osób zarzuciło mi anoreksję. Jak wyjaśnić, że ja lubię jeść, nie wymiotuję, mam idealny wskaźnik BMI, ale chcę po prostu zrzucić jeszcze killka kilogramów? Nie zamierzam przekraczać dolnej granicy przedziału „idealne BMI”. Chcę się tylko do niej nieco zbliżyć. Coby być jeszcze perfekcyjniejszym.

A! I miałem powiedzieć, że Tomek młody do mnie ostatnio napisał. Ten 16latek… Że stałem się w jego opinii sexowym super dojrzałym menem. Nie, nie stałem się. Zamierzam wyzbyć się swojej cielesności. Odrzucić ją. Bo wiele lat było mi z nią ciężko i nie chcę tego więcej. Tak jak Chłopiec-z-Barbie dzień wcześniej w Utopii. Nie poddałem się cielesności. Tak jak co tydzień ten sam chłopak spotykany w sobotę najpierw w Barbie a potem w Utopii. Świetnie tańczy, młodziak, śliczny, zawsze z koleżanką, czasem śmiesznie ubrany. Patrzę. I to wszystko.

Z resztą i tak właśnie Napalony i Jego Facet dzwonili, że widzieli go w Arkadii z Grzegorzem Selekcjonerem z Barbie. Pedalskie Centrum Plotek działa.

Jestem zmęczony. Odpoczywaniem głównie. Brak szczegółowego planu na dziś tak właśnie owocuje… Eh…
Słucham cały dzień muzyki. Tyle jest piosenek, które chciałbym teraz przekazać z tą blotką, żeby utrwalić pewne emocje.

George Michael – „Freedom”

I won’t let you down
I will not give you up
Gotta have some faith in the sound
It’s the one good thing that I’ve got
I won’t let you down
So please don’t give me up
Because I would really, really love to stick around, oh yeah

Heaven knows that I was just a young boy
Didn’t know what I wanted to be
I was every little hungry schoolgirl’s pride and joy
And I guess it was enough for me
To win the race? A prettier face!
Brand new clothes and a big fat place
On your rock and roll TV
But today the way I play the game is not the same
No way
Think I’m gonna get myself happy

I think there’s something you should know
I think it’s time I told you so
There’s something deep inside of me
There’s someone else I’ve got to be
Take back your picture in a frame
Take back your singing in the rain
I just hope you understand
Sometimes the clothes do not make the man

All we have to do now
Is take these lies and make them true somehow
All we have to see
Is that I don’t belong to you
And you don’t belong to me
Freedom
You’ve gotta give for what you take
Freedom
You’ve gotta give for what you take

Heaven knows we sure had some fun boy
What a kick just a buddy and me
We had every big shot good-time band on the run boy
We were living in a fantasy
We won the race
Got out of the place
I went back home got a brand new face
For the boys on MTV
But today the way I play the game has got to change
Oh yeah
Now I’m gonna get myself happy

I think there’s something you should know
I think it’s time I stopped the show
There’s something deep inside of me
There’s someone I forgot to be
Take back your picture in a frame
Don’t think that I’ll be back again
I just hope you understand
Sometimes the clothes do not make the man

All we have to do now
Is take these lies and make them true somehow
All we have to see
Is that I don’t belong to you
And you don’t belong to me
Freedom
You’ve gotta give for what you take
Freedom
You’ve gotta give for what you take

Well it looks like the road to heaven
But it feels like the road to hell
When I knew which side my bread was buttered
I took the knife as well
Posing for another picture
Everybody’s got to sell
But when you shake your ass
They notice fast
And some mistakes were built to last

That’s what you get
I say that’s what you get
That’s what you get for changing your mind

And after all this time
I just hope you understand
Sometimes the clothes
Do not make the man

I’ll hold on to my freedom
May not be what you want from me
Just the way it’s got to be
Lose the face now
I’ve got to live

Wypowiedz się! Skomentuj!