Chyba nie będzie długo, bo choć dużo czasu minęło i sporo się działo, to sam nie do końca jeszcze to wszystko ogarnąłem.

W czwartek zaliczyłem korki w dwu miejscach. I strasznie mi się to podoba. Tak samo, jak słowo 'dwu’.
Co prawda ten nowy chłopak mieszka na końcu końców końcówek Warszawy, ale jest nieźle. No i gdyby się ogolił, umył i uczesał, byłby całkiem fajny. No i hetero jest tak poza tym.

Jakiś facet mnie męczy na GG od pewnego czasu. Mam dość. Teraz też do mnie gada i nie mogę się skupić na pisaniu.
Zalazł mnie gdzieś i teraz pisze, udając inteligentnego i chcąc mnie skusić na jakikolwiek kontakt. Nudne.

Wieczorem w czwartek Piotrek zagadał na GG. Porozmawialiśmy. Padło kilka ważnych kwestii.
Rozmowy streszczać, ani zamieszczać nie będę. Powiedzmy, że nie rozwiała ona żadnych moich wątpliwości, myśli ani zastanowień. Nawet mimo tego, że słowo „zastanowień” brzmi dziwnie.
Powiedział, że przecież zawsze mogę wpaść do niego na musli.

W sobotę miałem korki. A potem wróciłem do domu. I pomyślałem, że czas skorzystać z zaproszenia. Bo należała mi się rozmowa. Więc zaraz po tym, jak sprzedałem prace na zlecenie (220 zł na plus), umówiłem się na wieczór. Akurat Piotr był chory, a Adam odwołał imprezę rozdziewiczającą kuchnię, więc i tak nie miałbym co robić. Więc super się złożyło.

Koło 20:30 byłem u niego.
Przywiozłem musli i mleko. Zgodnie z obietnicą.

To był potrzebny wieczór. Tzn. nie dał mi nic, jeśli idzie o rozwianie moich wątpliwości, ale chciałem z nim pogadać. Dowiedziałem się tyle, że czyta mojego bloga wstecz, ma plan i nie może mi powiedzieć jaki ma dylemat. Ja powiedziałem wszystko. Odpowiedziałem na wszelkie pytania. I to naprawdę nie jest tak, że ja jestem jakiś szczególnie skomplikowany. Ja jestem prosty jak konstrukcja cepa. Fakt, że przegięty jak kolanko hydrauliczne niczego nie zmienia. Uwierz, Piotrze.
No, a tak poza tym, to było miło. Posiedzieć, posłuchać, popatrzeć. Po prostu miło.

Oczywiście potem Ciotopia. Po drodze zgarnąłem Borysa, który ostatecznie rozstał się z Czarkiem. Razem trafiliśmy do centrum i ruszyliśmy na Jasną. Oczywiście o tej porze ludzi jest niewielu, ale jedno, co mnie już tak łechce miło po ego, to fakt, że do U wchodzę nawet, gdy nie ma Daniela przy wejściu i sami ochroniarze nie mają wątpliwości. Ciocia wchodzi.

Wieczór udany, choć bez rewelacji. Oczywiście Napaleni potem z Kacprem dotarli. Widziałem, że był zły. Za to, że spotkałem się z Piotrem. Ale przecież ja nic złego nie zrobiłem… Prawda? Jestem aseksualny, apłciowy i grzeczny. Staję się Chodzącą Perfekcją więc nie mogę robić niczego, co sprawiałoby innym kłopot. Bawiłem się więc grzecznie.
I niech mi tylko ktoś powie: dlaczego ten biały jest z tym grubym?!

W sobotę musiałem dość wcześnie wstać, bo korki miałem u Dominika z piątku przełożone. Więc trafiłem na Bemowo, a potem do Carrefoura oczywiście. Małe zakupki. Potrzebowałem płyt CD i DVD. Nie mam na co pornoli nagrywać.
Wracałem i zaczęło się kombinowanie. Zresztą tego wieczora to będzie słowo-klucz. Kombinowanie było wielkie. Kto gdzie z kim do kogo.

W końcu ustaliliśmy, że wpadną do mnie zgarniając uprzednio Borysa i razem pojedziemy do Mariny Mokotów. Tam chłopcy zostawili samochód i taksówką pojechaliśmy do Michała Rasmusa. W znaczeniu, że Napaleni, Borys i ja. U Michała był oczywiście jego Przemek. Zjedliśmy więc sobie tam naleśniki, które przygotował, a które – mam nadzieję – nie były zbyt tuczące.
Ponieważ ja, co chciałem oświadczyć głośno i wyraźnie, schudłem znów. Ważę – oficjalnie – 67 kg.

Od Michała – i tutaj kolejne kombinowanie – pojechaliśmy ja z chłopcami i Borysem do Utopii a Michał i Przemek gdzieś tam indziej. I tutaj zaszło niefortunne zdarzenie. Zostawiłem u Michała ciotorebkę Any. A w niej klucze do domu, portfel Napalonego i jego telefon. STRASZNE!!! Potem były z tego kłopoty…

Chłopcy jechali do Uto, a ja wysiadłem pod Barbie i poszedłem tam. Moni była, więc mogliśmy poszaleć trochę. Było zajebiście! Muza średnia z tendencją wzrostową, ale ci wszyscy śliczni, ładni, młodzi chłopcy… Boże! Dziękuję ci za Barbie i zmysł wzroku! No i za okulistów, optyków i wynalazek okularów! Było super!
Posiedziałem tam do drugiej jakoś, a potem Moni odprowadziła mnie do Ciotopii. Gdzie OLBRZYMIA kolejka do szatni sprawiła, że pogadałem sobie z Danielem. Spoufalam się z nim coraz bardziej, co – nie ukrywam – schlebia mi. Pożartowałyśmy o naleśnikach, które przywieźli mu Napaleni. I w ogóle się poprzeginałyśmy.

Gdy już JAKOŚ wydostałem się z szatni, to poznałem mamę Borysa. Tak, tego Borysa, który ma 16 lat i był z nami w Ciotopii w tym samym momencie. Bo jego mama też była. I się bawiła. Kasia. Poznałem ją. Sympatyczna, choć nie wiem, czy będzie pamiętać, że poznała tego chłopca, którego kojarzyła z fotek na gronie ;)

Komplikacje pojawiły się też dalej. Bo jak musieliśmy jechać, to się okazało, że są schody. Przez moją wpadkę z torbą. No więc po kłótniach między Napalonym i Jego Facetem, ustalaniem przez telefon szczegółów z Rasmusem i Przemkiem udało nam się znaleźć wspólną drogę.
Michał i Przemek wrócili jedną taksówką. Jego Facet pojechał do domu drugą. Odwieźliśmy Borysa trzecią, pojechaliśmy pod dom Michała po ciotorebkę, potem do mnie do domu i ostatecznie Napalony sam dojechał do siebie. Skomplikowane było ustalanie tego wszystkiego. Bo to chcieliśmy jeszcze jak najniższym kosztem zrobić oczywiście ;)

Wstałem dziś o 14:16, co stało się moim życiowym dramatem, bo ja nie wstaję o takiej porze!!! Jeszcze sobie przypomniałem, że Sebastian, z którym umówiłem się w piątek w Ciotopii, miał wpaść. Wpadł o 17:30 i siedział jakieś 4 godzinki. Pogadaliśmy sobie, ale to już nie to, co dawnymi czasy.

Jestem zmęczony weekendem. Wydałem niesamowite kwoty wczoraj – o tyle dziwne, że nie kupiłem sobie ani łyka picia. Portfel mam lżejszy o liczbę trzycyfrową. I tyle powiem. Ale, kurwa, warto! W końcu czasem trzeba się pobawić i zaszaleć, nie?

W czwartek chyba jadę do domu.
Piotrek zdrowieje. Był u lekarza.
Napaleni się nie odzywają, więc ja do nich napiszę, bo muszę wiedzieć czy im przeszły ciotodramy.
Paweł napisał coś niepokojącego. Chcę iść z nim na badanie nareszcie.
Gadałem dziś z bibliotekarą 77 minut przez telefon.
Tracę resztki pobudzenia seksualnego. Od kilku dni nic mi się nie chce.
Nie zdałem egzaminu z metodologii. We wtorek jest stratyfikacja.
I chcę nowy szablon bloga!

Wypowiedz się! Skomentuj!