Wczoraj przechodziłem załamanie.
Najpierw okazało się, że w sprawie pracy pani nie zadzwoniła.
Potem okazało się, że zakończył się mój krótki niewinny flirt.
Następnie zakończyłem znajomość z Tomkiem. (który już nie życzy sobie, żeby o nim pisać…)
A Napaleni przez cały dzień się nie odzywali.
Il powiedziała, że w piątek nie idziemy do Barbie.
Ona chce iść w sobotę, ale nie koniecznie tam.

Krótko o tym piszę, bo nie chcę o tym pamiętać. Wszystko szło nie tak jak powinno.

Cóż więc było robić?
Postanowiłem zapomnieć. W końcu po to ludzie co weekend gdzieś wychodzą, żeby zapomnieć, żeby bawić się w swoim iluzorycznie szczęśliwym świecie. Dołączyłem do nich.

Napaleni jednak łaskawie się odezwali jednak. Oczywiście wybaczyłem im i moje wkurzenie na nich przeszło po tym, jak przy braku mojej odpowiedzi Jego Facet w końcu zadzwonił :) Umówiłem się z nimi na wieczór. Niemalże zgodnie z planem wcześniejszym. Ten wieczór miał przebiegać według mojego scenariusza.
Ledwo wróciłem z korków, przebrałem się i zaraz ruszałem na dół, bo już czekali na mnie chłopcy. Szybko skoczyliśmy po Kacpra, który ma jakieś dziwne plamy na twarzy…

A potem prościutko do Barbie. Och, ach, jak miło. Udało się nam przed 22… Co prawda lokal dość pusty o tej porze, ale przynajmniej 10 zł w kieszeni. Ej, no co? Skoro nie mam mieć dodatkowej pracy, to chyba muszę jakoś oszczędzać? Napaleni zresztą też ciągle podkreślają ostatnio potrzebę oszczędnego trybu życia.
W Barbie jak zwykle śliczni chłopcy. Młodzi, zgrabni, czasem hetero, szczupli, zazwyczaj nieźle tańczący (jak na hetero) i w ogóle – patrzeć i podziwiać. Nawet jeden taki chyba zaczynał do mnie uderzać. Śmieszny taki… zdjął bluzę i tańczył w podkoszulku na ramiączkach. A ramiona miał niezłe. Widać, że robi więcej niż 24 pompki :)
No, ale jak na Kopciucha przystało – musiałem już uciekać.

I chciałem od razu zaprzeczyć jakimkolwiek insynuacją, jakobym miał się źle zachowywać. Owszem, pozwalałem sobie na dużo różnich komentarzy, ale… it was in da club :) Więc się nie liczy.
Oj, bo mówiłem, który z chłopców mógłby mnie posiąść i że potrzebuję teraz takiego, który nie pyta, tylko bierze… No i kilka w tym klimacie utrzymanych zdań. No co? Prawdę rzekłem.

Bo przecież Ciotopia czeka! Och, ach!
Ludzi też jeszcze nie za wiele, ale szybko się zbiegli. Co prawda nie było ich tyle ile na pierwszej imprezie „Girls! Girls! Girls! The cab drag system”, ale i tak nieźle. Pobawiłem się troszkę. Poznałem na żywo w końcu owego Piotrka, którego na gronie poznawałem, a który okazał się być byłym Pawła – znajomego Marcina Egde i zarazem chłopakiem Adriana, który jest byłym Sebastiana. Musiałem to napisać. Naprawdę musiałem. Bo to dowód kolejny na to, że mieszamy się cały czas we własnym sosie. Cały, calusieńki czas.
W piątek jest wyższa średnia wieku w Ciotopii, ale było kilku very cute boys. Niewielu, ale jednak.
Tak, wiem – jestem monotematyczny. A kto mi zabroni?!
No a potem przyszła Lola! Och, ach, och! Lola Lou hosting „The cab drag system” at Utopia club! Zaśpiewała „New York” (z cyklu evergreen klasyk) oraz „Hung up” (z cyklu nowości lubiane przez cioty). A potem pierwsza paryżanka. Niestety, nie pomnę jej imienia, ale… she was amazing! Naprawdę: WOW! Niejedno już widziałem w życiu. Ale jej wygląd i ruchy – naprawdę nieźle! „Śpiewała” jakiś remix „Slow” Kylie Minogue i wyszło zajebiście. Zwłaszcza jak sobie wlała trochę szampana za stanik. It was something! Młodziutka, zajebista fryzura, wyjebane nogi – cud, miód.
A potem gwiazda wieczoru – hucznie zapowiadana Atlanta. W porównaniu z dwiema poprzedniczkami, była słaba. Wygląd miała, owszem, zajebisty. Zabawiła się całkiem płcią. Niby kobieca i w pięknej sukience. A zarazem niewypchany biust i malutka bródka pod dolną wargą. No i miała kolczyk w jednym sutku, który czasem wystawał z siateczki pod jej sukienką. Sam występ zaś – słaby, słabiutki. I tyle powiem, bo nie chce mi się na ten temat rozpisywać.

Napaleni się pokłócili, potem znów się pogodzili dość szybko. Mimo udanej zabawy, musieliśmy już uciekać. Pożegnaliśmy więc wszystkich znajomych i uciekliśmy. W ramach oszczędzania podjechaliśmy do McDonald’sa. Wydałem więc kolejną kasę i w ten sposób podczas wieczora wydałem wszystkie pieniądze zarobione w ciągu dnia na korkach. Ot, cała ja.

Aha! I tutaj też chciałem zaprzeczyć jakimkolwiek insynuacją, jakobym się brzydko zabawiał w Utopii. Owszem, udawałem, ze podrywam Napalonego… Ale to tylko dla fanu. Bo prawda jest taka, że on – choćby i nago stał, to mnie nie podnieci już. We are like a family.
Nie, no może z tym całkiem nago, to przesadziłem :) Ale wiecie o co chodzi.

Kończę blotkowanie, bo zaraz muszę lecieć na spotkanie redakcji i w ogóle. Dzisiaj wieczorkiem Barbie i Utopia a jutro Lola Lou w Paprotce. Wciąż czekam na propozycje towarzyszenia mi podczas owego wyjścia :)

Wypowiedz się! Skomentuj!