Nikt nie chciał ze mną iść na Lolę. Jak zwykle wymiękają.
Więc podjąłem akcję poszukiwania towarzystwa. Monia odpadła, Napalonych nie ma co pytać w niedzielę, Il poza Warszawą, Paweł imprezował. No po prostu nie było nikogo. Więc opis na GG sprawił, że osoby spoza Wawy chcąc okazać się miłymi, zagadywały i oświadczały, że one z chęcią.
Bardzo śmieszne.

Odezwał się też Adam Lubin, który swoim głupim komentarzem zepsuł mi humor. Właściwie to była błahostka, ale złe słowa wypowiedziane w złym momencie. To sprawiło, że nie miałem ochoty z nim rozmawiać. I z nikim za bardzo. Nawet Pawła z kwitkiem odesłałem.

Zagadał też Piotrek. Ten sam, co to w Uto baunsował.
Namówiłem go na wyjście. Co nie było łatwe, bo on spał może mniej niż ja, a do tego był w pracy w niedzielę. Zresztą w owej pracy go odwiedziłem. Bo z naszej rozmowy pół-żartem, pół-serio wynikało, że muszę dać mu mleko. Poszedłem, dałem litr mleka Łaciate 3,2%. Zresztą w jego miejscu pracy zostałem dokładnie obcięty przez załogę współtowarzyszącą Piotrkowi.
Jeszcze tak śmiesznie wyszło, bo mówię, że pewno zaraz mnie obgadają. Na to on, że nie… A w tym momencie oni po krótkiej rozmowie nieopodal wszyscy naraz odwrócili się i obejrzeli sobie nas rozmawiających.
Ciocia ma czuja do ludzi.

No, tak czy owak z tym mlekiem wyszedł z pracy, bo akurat kończył. Poszedłem do domu, a on do siebie. I dopiero po jakimś czasie na GG rozpoczęła się rozmowa na temat owego wyjścia na Lolę. Namówiłem go. 21:50 Metro Ratusz.
Spóźniłem się 5 minut. Ale on 8! Więc w normie.

Doszliśmy do paprotki na czas. Loli jeszcze nie było, ludzi też niewiele.
Sama Lola potem przyznała, że wyjątkowo była gotowa na czas ale że nas było niewiele, to czekała.
Okazało się, że na Lolę także Maciek się wybierał. Ten z okolic mojej miejscowości rodzinnej, którego do Uto zabrałem. Oddał mi przy okazji kasę. No i pojawił się Michał z Lublina! A to już niespodzianka. Znowu się na Loli zobaczyliśmy.

Występ – baaaaaaardzo udany. Naprawdę. I nie to, że jestem jej fanatykiem. Bo potrafię ocenić obiektywnie, że było lepiej niż miesiąc temu. Zdecydowanie lepiej. No i ludzie jacyś bardziej zaangażowani. A Lola przywiozła męża i się nim pochwaliła! Wszyscy mogli go ujrzeć po raz pierwszy publicznie, czyli że to chyba już poważna sprawa.

Koncert trwał i trwał. Aż po 1 się skończył chyba.
Warunkiem wyjścia Piotrka do Paprotki było to, że odwiozę go na Metro Kabaty. Mieliśmy wracać ostatnim metrem, więc wyjaśniłem jeszcze wcześniej na GG, że to niewykonalne, bo potem nie mam jak wrócić na Wierzbno. No to, żebym nocował u niego. Może lepiej ty nocuj u mnie? No tak czy owak, pojawiła się taka propozycja.
Bo on ma dwie kołdry i spoko będzie bez problemu. Przystałem na to.

Po Loli pojechaliśmy na Kabaty. Wspaniały autobus 607 wiózł nas 40 minut. Potem spacerek 9minutowy. I na miejscu. To już jest koniec końców końcówek Warszawy. Straszne odludzie :) Ale sympatycznie i tak.
Poszliśmy spać o 3.
Fanów i oczekujących na ostre sceny akcji muszę zmartwić. Grzecznie, jak na Damę przystało, spaliśmy poprzedzając sen rozmową i tylko rozmową.

Wstałem o 7:45. Z założenia nie szedłem na pierwsze zajęcia. Musiałem za to szybko dostać się do domu i wziąć materiały do nauki. Tak też zrobiłem, spędziwszy w domu zaledwie 20 minut, pognałem na autobus. Spóźniłem się planowo na kolejne zajęcia. Douczyłem się i poszedłem zaliczyć kolosa. Ponieważ okazało się, że moje notatki dot. pewnego zagadnienia są niepełne, niepełna okazała się też moja wiedza. I to jedno zagdanienie mam jeszcze za tydzień do nadrobienia. Ale mam już pożyczone jakieś rzeczy do nauki. Będzie dobrze.

Ledwo żyłem potem. Spotkanie z Andrzejem, potem z Moniką. Zajęcia w międzyczasie. Na ostatnich już tak usypiałem, że zwolniłem się i poszedłem spać do domku. Półtorej godzinki snu postanowiło mnie na nogi.
Jutro o 10:20 mam kolejne kolokwium zaliczające. Poprosiłem Monikę, żeby podczas czytania lektur rano w czytelni zrobiła notatki. Umówiliśmy się o 10:10. Przejrzę je i zaliczę, nie?

Dziś w ogóle naszedł mnie nastrój nie-teges.
Podczas wykładu ze stratyfikacji społecznej, gdy było bardzo nudno (co jest standardem podczas takowych zajęć) rozmawiałem z Moniką i doszedłem do przygnębiającego wniosku o swojej nieatrakcyjności fizycznej. To nie pierwszy raz oczywiście, ale jakoś tak…
I nie chcę być przekonywanym, że jest inaczej. Bo ja już to z wielu ust słyszałem. Że „no co ty gadasz”, „przestań się użalać”, „jesteś przecież bardzo przystojny”. Ble ble ble. Bla bla bla.
Nie, nie jestem. Bo wszyscy niby tak gadają, a potem gdy dochodzi do czegoś, to po ujrzeniu mnie nago/bez koszulki odchodzą bez słowa. Albo, jak Adam – tylko mówią, a gdy jest okazja, do niczego nie dochodzi. Piszę o tym tym bardziej, że dziś 16 stycznia. Dokładnie jutro mija rok.

Rok od czasu, gdy napisałem pierwszą blotkę tak znamienną dla mojego życia. Gdy doszedłem do wniosków, które dziś oceniam po prostu jako racjonalizację rzeczywistości. Gdy nie możemy czegoś mieć – deprecjonujemy wartość tego czegoś dla nas. Ja to zrobiłem.
Nie mogąc być z nikim – wmówiłem sobie, że taki jest mój cel życiowy. Nie mogąc mieć seksu bez zobowiązań – postanowiłem nie mieć seksu nigdy. Prosty psychologiczny mechanizm. Nie zawsze skuteczny, ale dobrze realizujący założenia.
To, że zdaję sobie sprawę z mechanizmu, który wykorzystałem, wcale nie znaczy, że mam zamiar coś zmieniać. Tak już musi być. Takie już będzie moje życie.

Dziękuję tym, którzy wspierali mnie przez ten rok. Tym, którym to nie wychodziło – też. Choćby za to, że próbujecie mnie od tego odwodzić, co umacnia mnie w moim postanowieniu. Które nie jest żadnym postanowieniem tak naprawdę. Jest udawaniem – bo to tak, jakby ślepy postanowił, że od dzisiaj nie będzie się gapił na facetów.

Jestem takim ślepcem.

Wypowiedz się! Skomentuj!