Madonna śpiewa w jednej ze swoich piosenek „I’m so stupid!”
Tutaj uwaga dla nowych fanów mojej babci – to nie z ostatniej płyty!
Nie wiem, czy ona jest stupid, ale ja jestem. A przynajmniej bywam. Albo chociaż jeśli nie stupid to naive. W sensie, że naiwny. Naiwny wobec samego siebie.

Tak, tak, moi drodzy. Ciocia Duży eF znów dała się ponieść emocjom i temu, co Freud nazwałby 'id’. Taka już jestem. Jedna z moich prac artystycznych polegała na tym, że trzymałem kartki z nazwami moich wad i swoim podpisem, jako potwierdzeniem, że się do nich przyznaję. I dziś okazało się, że znów jestem niekonsekwentny.

Rok mija, a ja niczyja – jak mawia powiedzonko staropolskie. Owszem, jestem niczyj. Ale to jakby mój wybór, więc jest okej. A propos – Davidzie, wygrałem zakład. Miałem nie wytrzymać roku. A wytrzymałem. Dokładnie rok i dwa dni! Przyznaję, że był to dla mnie rok trudny. Ale skoro postanowiłam, to tak zrobiłem.

Z rzeczy błahych – miałem dziś kolokwium i nie poszedłem na spotkanie mojej grupy na dziennikarstwie, gdzie mieliśmy przygotować prezentację zaliczeniową. Przeżyli.

Potem 6godzinne zakupy z Il. Och, co żeśmy się nałazili! Eufemia, Esprit, C&A (na wyraźną moją prośbę!), Reserved (bo tam czasem też można znaleźć coś fajnego), no i oczywiście H&M. Potem McDonald’s. Kupiłem sobie kolczyk. Nareszcie. Bo już mi smutno było bez niego.
A wiecie skąd mi się w ogóle wziął pomysł na kolczyk?

Ha. To dopiero historia. Zobaczyłem go kiedyś u chłopca w Ciotopii. Pamiętam tę scenę jak dziś. Ja stałem przy barze z boku od strony wejścia. A on na schodach przed parkietem. Stał bokiem i dokładnie widziałem jego kolczyk. Wyglądał fenomenalnie. Nie tylko kolczyk, ale cały chłopiec. Młodo, tak zabawnie lekko niezadbanie. To znaczy trzydniowy zarost i w ogóle słodko. Mimo, że było to tak dawno temu, że nie pamiętam dokładnie kiedy, to cała sytuacja jest dzisiaj przed moimi oczami bardzo wyraźna.

Szkopuł tkwi w tym, że to był Piotrek.
Tak, ten Piotrek.

No dobra, przyznam się do czegoś.
Bo to taka moja fascynacja. W znaczeniu, że on. Nie powinienem tego pisać, bo on ma adres tego bloga, ale jakoś nigdy mi to nie przeszkadzało, więc i tym razem hamować się nie będę.
No tak.
– On jest naprawdę ładny. Naprawdę! – powiedziała dziś Il.
– Wiem.
– Podoba ci się?
– Jest atrakcyjny…
– Ale czy ci się podoba?!
– No tak, tak!
I nie tylko podoba. Poza tym, że jest ładny, to jest intrygujący. I ciekawy. Zabawny, uśmiechnięty, miły, słodki.

Zanim zacznę pisać same „och, ach” to warto dodać jedno. Mam wrażenie, że stracił zainteresowanie moją osobą.

I w ten oto sposób, Przeznaczenie i Los po raz kolejny po ciężkiej walce z Marzeniami i Nadzieją okazały się zwyciężać nad czysto ludzkimi cechami! Chwała więc bogom na Olimpie, że czuwają nad ludzkim Losem i wiedzą kiedy zadziałać.

No bo chyba to nie jest moja wina, co?
Od kilku dni wysyłam SMSy, na które nie dostaję odpowiedzi, bo brak kasy na koncie. Dzwonię z prośbą o uśmiech. Wyciągam z domu. Odwiedzam w pracy. Adoruję, mówiąc krótko.
A to, że powiedziałem, że nie lubię czuć się, jakbym stał w kolejce, to chyba nic złego? No bo nie lubię.

Zresztą. To już nie ma znaczenia.

Zrobiłam, co mogłem. A teraz chciałbym spać.
Nie jestem śpiący, ale sen dobrze działa. Pozwala na to, co innych kosztuje masę kasy i w ogóle. Pozwala na zapomnienie.

A tak z innej beczki. Dzisiaj, jak wychodziliśmy z kościoła wizytek na Krakowskim Przedmieściu, zaczepiła nas Pani Z Radia. Z radia Zet zresztą. Myślałem, że może już będzie klepsydra wywieszona… Bo bardzo chciałbym iść chociaż na Jego pogrzeb. A Pani Z Radia mnie pytała. Co sądzę, co czuję, co myślę. I w ogóle. A na koniec chciała, żebym powiedział czy jest jakiś wiersz albo zdanie, które powinniśmy zapamiętać.
– Wszystkim ksiądz Jan kojarzy się oczywiście ze „Spieszmy się kochać ludzi…”, ale dla mnie ważniejsze i cenniejsze w moim życiu jest inne zdanie. I zapomnij, że jesteś, gdy mówisz, że kochasz.

Wypowiedz się! Skomentuj!