Zanim wyjaśnię skąd i po co. Zapytam Was. Wszystkich. A zwłaszcza tych, którzy czytają mnie od dawna.

Znacie mnie. Dokładnie. Może czasem lepiej niż ja sam siebie, bo widzicie mnie „z boku”. Chcę, żebyście wszyscy – w jak największej ilości i bez wdawania się w polemiki odpowiedzieli na pytanie. Proste. Krótkie. Co więcej, odpowiedzieć można jednym słowem, jeśli ktoś ma życzenie.

Czy jestem toksycznym człowiekiem?
Fałszywym obłudnikiem, hipokrytą?

Odpowiedzcie szczerze, nawet gdyby owa odpowiedź była nieprzychylna dla mojej osoby. Zależy mi na tym. I to bardzo.
A zwłaszcza na tych, którzy czują, że choć trochę mnie znają. Nawet, jeśli do tej pory milczeliście, ten jeden raz kliknijcie link komentowania.

Próbuję ustalić prawdę.

——————————————————–

Dodane w poniedziałek wieczorem:

Nie dodam nowej blotki, bo czekam wciąż na komentarze.
A tym, którzy już odpowiedzieli na tak istotne dla mnie pytania, dziękuję. To dla mnie ważne.

Dlaczego? Bo Młody Marcin, który pojawił się z Grzegorzem na minionej domówce u Rasmusa zasugoerował w odpowiedzi na moją wiadomość na gronie, że właśnie taki jestem. I o ile zdanie osoby, której właściwie nie znam, jest dla mnie może niespecjalnie istotne, o tyle zacząłem się zastanawiać. A co, jeśli taka jest prawda?

Chcę to sprawdzić. Choć z drugiej strony nie sprawdzam prawdy. Bo to, jaka jest prawda nie ma najmniejszego znaczenia. Tak, jak nie liczy się to, jak ja oceniam sam siebie. Tym bardziej, że moja samoocena jest wynikiem oddziaływania tego, jak jest naprawdę oraz tego, co o mnie sądzą inni. A najważniejsze dla innych jest to, jak mnie widzą inni. To inni tworzą mój obraz społeczny. Chcę wiedzieć.

Skąd u Młodego Marcina takie myśli na mój temat? Och, bo ktoś okazał się gadatliwy, ktoś okazał się złośliwy, a ktoś inny okazał się nadinterpretujący. Nie ma znaczenia. Było, minęło. Chodzi o to, że dowiedział się, jakie sobie żarty urządzaliśmy z chłopakami podczas owej domówki. Normalne. Cioty zawsze robią to samo. Patrzą, przerysowują i naśmiewają się same z siebie. Dla jaj, nie dla budowania jakiegoś wizerunku. Dla zabicia czasu.

A skoro o zabijaniu czasu mowa, to miniony weekend musiałem na to poświęcić. Bo jestem chory. Obawiam się grypy, choć powiem szczerze, że coraz mniej. Piątek spędziłem siedząc w domku i czytając. Staram się jakoś nadrabiać zaległości, ale nie wiem jak mi to idzie. Chyba średnio. Sobota mijała podobnie. Z tą różnicą, że po tym, jak zrezygnowałem z pójścia na 2 filmy w ramach festiwalu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (żałuję…) – obejrzałem „Dogville” i „Rocky Horror Picture Show”. Wrażenia mocne, ale nie chcę o nich teraz pisać. Nie mają większego znaczenia.
W sobotę wieczorem zaproszony byłem do Radka na urodziny. Och, jaki ja byłem zdecydowany pójść! Naprawdę! Zależało mi, bo nie spodziewałem się zupełnie, że Radek pomyśli o mnie organizując swoje urodziny. Nawet wymyśliłem prezent, częściowo go zorganizowałem a resztę dokupić miałem właśnie w sobotę. No a tu… dupa. Nie poszedłem.

Mam tylko nadzieję, że Radka to nie zniechęci do mojej osoby. Już go za to SMSowo przepraszałem (bo dodzwonić się nie mogłem). A najgorsze jest to, że… zadzwoniła do mnie Berenika. Była na domówce z redakcją DIKa. I był tam Adam Z Lotniska (tak już przyjęło się mówić, to oficjalny pseudonim). Namawiali mnie długo. I niestety, skutecznie.
Po północy ruszyłem dupę, zamówiłem taxi i pojechałem na Bielany.

Po pierwsze – wydałem straszną kasę na taksówkę. Po drugie – miłe, bardzo inteligentne towarzystwo. Po trzecie – dość szybko zasypiali, więc koło 4 się wyniosłem. Po czwarte – nie zdziwiłbym się teraz, gdyby Radek mnie znielubił i znienawidził. Bo winienem był być u niego na urodzinach! Przepraszam.
Wiem, że on nieczęsto czyta bloga.

Niedziela cała spokojnie mijała. Wpadli na chwilkę Napaleni, wypompowani dwudniowym piciem i seksem. Ale przynajmniej się pokazali wkońcu, bo przez tydzień znaków życia nie dawali. Wieczorem oczywiście Lola. I znów musiałem się ruszyć z domu. No, ale Lola to Lola. Ponad podziałami, ponad problemami. Choćbym miał tam wyzionąć ducha – musiałem zaLolować. Monika była ze mną. Niewiele ludzi, kameralnie, dość spokojnie, ale Monia i tak zachwycona.

Mam kontakt z Tomkiem. Słaby, ale mam. Czasem coś napiszę, on odpisze (nawet mu w tym celu konto zasiliłem). On czasem dzwoni. Właściwie to średnio ostatnio co 2 dni. Dzisiaj wieczorem też się pożegnał ładnie. Słodziak mały. Ale wciąż nie wiem czego chce. I wiem, że widzimy się dopiero po Nowym Roku. Cokolwiek to oznacza – bo jak dla mnie, to po Nowym Roku jest 364 dni do wyboru.

Dziś rano miałem kolokwium, które totalnie olałem. Jak poszło, tak poszło – czekam na wyznaczenie daty poprawkowej. Potem kolejne nudy i korki z maturzystką. Z tym, że ona znowu idzie do szpitala. Więc znów przerwa. Eh…

Spakowany już właściwie, niemalże gotów do drogi. Jutro zajęcia rano a prosto z ISu – na stację PKP. Już czas do domu. Najwyższy czas. Z dala od kłopotów, niepewności, zastanawiania się, powątpiewania w siebie. Czas do domu. Umówiłem się do fryzjera, zapowiedziałem się u Kaśki, wstępnie ustawiłem się z bibliotekarką i muszę doprecyzować termin spotkania z Panią W. Czas do domku. Mama czeka, brat narzeka, piesek olewa, a chrześniak znów nie będzie mnie poznawał :) Czas do domu.

Paweł mnie zmartwił na blogu, ale dodzwonić się do niego nie mogę. Michał zamartwia mnie swoimi SMSami, które są naprawdę niepozytywne i nieoptymistyczne… Maciek jakiś smutny i w ogóle coś jest nie tak. Muszę się bardziej starać. Bardziej chcieć dać im wszystkim ciepło. Dać im coś dobrego.

Ale póki co – ja muszę zregenerować siły. Wrócę w okolicach sylwestra. Wieczorem 30 lub rano 31 grudnia. Nikt nie zatęskni, wiem. I bez pocieszania. Fakty są faktami.

Odpowiadajcie wciąż na pytanie z początku blotki. Proszę.
No i dużo spokoju na Święta. Prezentów mniej, żebyście się nie zamienili w materialistów :) Odpoczywajcie, jedzcie, spotykajcie się, bawcie się. Jezus Chrystus ponad 2000 lat temu przyszedł na świat, żeby dać nam Nadzieję, Wiarę i swoją Miłość. Dał nam przede wszystkim Siebie i nie ma nic, co byłoby piękniejszym darem. Cieszcie się z tego, radujcie się ze mną.

A na Nowy Rok życzę przede wszystkim wytrwałości. W czytaniu mojego bloga oczywiście :)

Wypowiedz się! Skomentuj!