OK, więc to było tak. Dziewczyna od korków komputerowych była. Nawet dość szybko ta godzina z nią zleciała. Nie jest źle. Nie jest taka całkiem ciemna, coś tam wie i coraz więcej łapie. Nie będę miał z nią za wiele zajęć. 6-7 godzin i myślę, że raczej skończymy. Jak nie szybciej nawet. Ale dobre i to.

A potem przyszedł Tomek. I było miło.
Aż sam nie wiem czy to dobrze. Bo znów tracę nad tym kontrolę. Wiem już i zrozumiałem, że lubię mieć nad swoim życiem całkowitą kontrolę. Plan to dla mnie podstawa. I chyba przez to też moje wszystkie związki się nie udawały. Bo ja chciałem podświadomie mieć je zaplanowane. Planuję wszystko. Idąc rano do autobusu, zastanawiam się który sklep odwiedzę wracając do domu i co kupię na obiado-kolację. Pełna kontrola nad swoim życiem.
No a właśnie przy Tomku ową kontrolę straciłem. Przyznaję, całowaliśmy się. I przytulaliśmy. Było bardzo miło. No i on ma boskie ciało. Ale to już na marginesie. Niepewny stosunek mam do całej sytuacji. Od razu po jego wyjściu i jeszcze wczoraj nawet chciałem napisać superoptymistyczną blotkę, ale z powodu braku czasu tego nie zrobiłem. Dziś – z perspektywy kolejnego dnia – patrzę na to inaczej. Bo zdałem sobie sprawę, że ja nie jestem tym, który do końca wszystko kontroluje. I to mi przeszkadza.

W niedziele byłem oczywiście na placu Konstytucji. Pojawiła się też Ilonka, której oczywiście już bardzo za to dziękowałem, tym bardziej, że znam opinię jej taty na temat jej udziału w tego typu wydrzeniach. Razem poszliśmy i spędziliśmy godzinę z ponadpółtoratysięcznym tłumem. Nie krzyczeliśmy co prawda i staliśmy raczej dalej od sceny, ale oklaski z naszej strony były bardzo słyszalne. W ten sposób dotrzymałem słowa, które dałem sam sobie. Że będę chodził od tej pory na tego typu wiece i marsze. Bo źle się dzieje i trzeba temu zapobiegać.
Po godzinie stania stwierdziłem, że zanim ten tłum ruszy, muszę się ewakuować, żeby mieć jakiś w miarę normalny powrót do domu. Najpierw młody pan na przystanku tramwajowym zapytał mnie „Przepraszam, co tam się teraz dzieje? Znowu te lesbijki i geje manifestują?” „Najwyraźniej” odpowiedziałem nieco niegrzecznie. Jeszcze w drodze na przystanek widziałem kilkuosobową grupkę młodzieńców krzyczących w stronę manifestujących „Roz-pę-dzić pe-dal-ską ho-ło-tę!” Stali na tyle daleko, że nie wiem nawet czy zainteresowała się nimi policja, która szczelnie otaczała zgromadzonych na placu Konstytucji. A najśmieszniejsze jest to, że naprawdę gejów tam niewielu było. Zdecydowanie więcej lesbijek, Zielonych i zwykłych obywateli. Zresztą potem na portalach branżowych grzmieli aktywiści, że to skandal, że geje zostali w domach.

Na placu Zbawiciela starsza pani zapytała mnie czy „jest spokojnie”. Odpowiedziałem, że bardzo spokojnie. Złożyła ręcę w geście modlitwy i powiedziała „Bogu dzięki”. Potem wymieniliśmy kilka zdań. Na temat Młodzieży Wszechpolskiej opowiadała. Że oni jeszcze przed wojną, jak zobaczyli Żyda to gonili i bili. Gej Żydem XXI wieku.

Dotarłem do domku, odpocząłem i ruszyłem na spotkanie z moim zagranicznym kolegą. Spóźniłem się oczywiście. Ale tylko 8 minutek. W Między Nami jest bardzo przyjemnie i spokojnie spędziliśmy tam trochę czasu. Potem mały spacer Nowym Światem i McDonald’s na Świętokrzyskiej. W pewnym momencie zapytałem Symona, która jest godzina. „Zgadnij”. Strzeliłem, że 21:30. A dochodziła północ. W ten sposób spędziłem z owym Symonem całe 8 godzin!
Przesympatyczny czas. No i cały czas musiałem wkońcu po angielsku mówić i myśleć. To było mi bardzo potrzebne, bo już prawie od roku nie mam ciągłego kontaktu z tym jezykiem. A ograniczanie się do słów piosenek jest jednak niebezpiecznie upraszczające.
Symon oczywiście bardzo przystojny, inteligentny i ciekawy. Podróżuje sobie po Europie i zawitał do Polski. Miał tu zostać dłużej, ale dziś powiedział mi, że w piątek jedzie do Krakowa. Zobaczymy jak dalej się jego podróż potoczy :)
No tak czy owak, cieszę się, że dane mi go było poznać. Spędziłem wspaniałe 8 godzin życia w jego towarzystwie i nie żałuję ani minutki. Było super.

Poniedziałek był pierwszym dniem spełniania mojej kolejnej obietnicy. Iść na wszystkie zajęcia w tym tygodniu. Byłem. Ach, i okazało się, że nie zaliczyłem tego kolokwium z piątku. Bo można było mieć 7 błędów, a ja miałem 8. Nic to jednak, poprawka już niedługo. Oczywiście ocena na poprawce jest o stopień niższa i w ogóle bla, bla, bla… Jakby mnie to w ogóle interesowało. Muszę zaliczyć, bo inaczej nie dopuszczą mnie do egzaminu, a co za tym idzie – będę miał cały przedmiot zawalony. Tylko to mobilizować mnie będzie, żeby pouczyć się dłużej niż poprzednie 17 minut. Może poświęcę na to nawet ze 34….
Wieczorem musiałem napisać debilny felieton na zajęcia z dziennikarstwa. Czy zachowania zwierząt to znaki właściwe czy naturalne? Pierdy.

Staram się o praktyki w wirutalnemedia.pl. I chyba mi się uda. Wspiera mnie moja opiekunka roku z dziennikarstwa. Nie wiem kiedy znajdę na to czas, ale to już mniejszy problem. Jakoś się to rozplanuje.
Tak jak rozplanować muszę pracę redakcji. Bo jutro dead-line. I czekam na teksty. Pełen napięcia i oczekiwania. Ale raczej radosnego oczekiwania, bo wiem, że coś tam robią jednak. Jestem ciekaw, jak to wyjdzie. A w grudniu muszę graficznie stworzyć cały magazyn i w ogóle. No i od dziś oficjalnie organizuję kolejne warsztaty dziennikarskie. Jakoś w marcu/kwietniu tym razem będą. Damy radę, nie?

Załatwiłem dla Napalonych wejściówkę na przedpremierowy pokaz filmu „36”. Mają rocznicę trzecią jutro, a właśnie o 20:00 w Multikinie ma być ów pokaz. Więc se pomyślałem, nie, że im załatwię?! No i dałem. Chciałem im jeszcze lampkę kupić. Bo kiedyś widziałem taką ładną, różową na Chmielnej. Poszedłem, była. No to mówię, wezmę. Pani nie ma żaróweczek do niej. Zdenerwowałem się, ale mówię sobie – spokojnie. Potem widzę, jak wykręca żarówkę z tej lampki, bo ona stała na wystawie… Pytam panią czy może mi to zapakować na prezent. Po naradzie z drugą panią stwierdziła, że nie za bardzo, że nie ma jak…
To już się wkurwiłem. Podziękowałem, powiedziałem, że już nie chcę tej lampki. I poszedłem.

Dziś miał do mnie wpaść Tomek. Nie wpadł. Bo coś tam z rodzicami. Ja rozumiem, on ma 16 lat. Ale się wkurzyłem. Bo teraz nie będzie za bardzo okazji, żeby się zobaczyć. Mam przecież tydzień dość zajęty. Nawet Sebastian, żaląc się na swój nadmiar obowiązków wypomina mi brak czasu na spotkanie. Ale przecież ja zaproponowałem raz rano, raz wieczorem – do wyboru, do koloru. A Tomek przepraszał, i wyjaśniał, i w ogóle. Trochę byłem rozczarowany i nawet lekko zdenerwowany… Ale po dwóch czy trzech godzinach mi przeszło. Trudno. Widocznie tak ma być. O.

W piątek mam kolejne kolokwium. Tym razem z Podstaw Badań Społecznych. Będzie dobrze. Sporo korepetycji na głowie. Ale grudzień to ciężki miesiąc będzie, więc kasa się przyda. Bardzo.
A teraz zabiegany człowiek musi iść spać. Bo środa to jedyny dzień, kiedy mogę jako tako się wyspać.
Napaleni załatwiali sobie dziś kartę Uto. A Michał Rasmus zaprosił mnie na jakąś imprezę przedświąteczną. Z Tomkiem widzę się w sobotę. Mam chyba wolną niedzielę. Jeszcze.
Plan, plan, plan.

Wypowiedz się! Skomentuj!