Zaliczony statystycznie, zadowolony przeciętnie
Blotki nadszedł czas.
Jak zwykle się rozleniwiami potem nie potrafię ogarnąć wszystkiego, co się działo. Spróbuję. Przede wszystkim – zdałem poprawkę ze statystyki. Co oznacza, że jestem bogiem. Hehe. A tak całkiem poważnie – mam 54% punktów, czyli zaliczenie jak w mordę strzelił. Nie było łatwo, ale już w środę wieczorem zapytałem mojego statystyka na GG czy mi się udało. Udało. Wpis miałem też przed wszystkimi, bo się spieszyłem w czwartek i przed oficjalnym wywieszeniem listy z punktami (jakąś godzinę przed) udało mi się wybłagać pana Adama o wpisik. Juhu.
Oczywiście po tym, jak zorientowałem się, że brak mi jednego wpisu jeszcze (niech żyje filozofia i pani doktor Ewa!) spędziłem jeden dzień na uczelni w kolejkach. Zaczęło się przed 12:00, kiedy to stanąłem w kolejce do dyrektora instytutu. Nie było go. Po blisko dwóch godzinach stwierdziłem, że może on już całkiem nie przyjdzie i poszedłem do Instytutu Filozofii licząc, że dowiem się kiedy i gdzie mogę zastać moją kochaną panią od filozofii. Nie dowiedziałem się niczego. Wróciłem a dyrektor już zaczął przyjmować. Juhu. Niech żyje nam.
Z cyklu obserwacje: pani sekretarka Hania ze studiów dziennych ma przerwę średnio raz na piętnaście minut.
Na szczęście studenci socjologii są na tyle uczciwi, że wpuścili mnie na moje stare miejsce w kolejce! Chwała im za to. Dostałem się do dyrektora. Dowiedziałem się po blisko 15 minutach oczekiwania na to, aż się mną zajmie (przerwa na papierosa dla pani Hanii oczywiście była!), że za spóźnienie z indeksem muszę zapłacić 35 zł. Rozmowa trwała mniej więcej 3,5 minuty. Czekanie blisko 3,5 godziny.
Potem poszedłem po jeszcze jeden brakujący wpis ze wstępu do socjologii. Mam go. Dyrektor do spraw studenckich powiedział, że nic nie trzeba płacić za spóźnienie, a pani sekretarka od wieczorowych Joasia powiedziała, że wystarczy podanie. I bądź tu mądry. Stwierdziłem więc, że robię po swojemu. W poniedziałek pani doktor Ewa ma dyżur, więc do niej pojadę i będę miał ten zasrany wpis. I nic mnie już nie obchodzi.
Dzień skończył się jakoś około 18:40, co oznacza blisko 6 godzin spędzonych na uczelni, głównie oczywiście w kolejkach. Dobrze, że była Ilonka i inni znajomi z roku, to sobie pogadaliśmy chociaż, pośmialiśmy się.
I Ilona poważnie z tym wyjazdem zagranicznym. Ale do Czarnogóry jednak, a nie do Grecji. Zobaczymy. Wszystko zależy od kasy.
A dlaczego jeszcze nie mam kasy z Rewala? To jasne. Bo okazało się, że zgubili mój numer konta. Oczywiście czem prędzej wysłałem go jeszcze raz SMSem do kochanki prezesa, więc wszystko powinno być okej. Ej, no bo mijają już ponad dwa tygodnie od zakończenia Rewala, a tu ni widu ni słychu.
Za to zarobiłem kasę u Rafała Zakochasia. I to w sumie nie w jakiś bardzo męczący sposób. Musiałem opracować trasę przejazdu po kilku miejscowościach w Polsce, umówić 10 spotkań i zarezerwować kilka hoteli. Błahostka w sumie. Fakt, trochę pieprzenia było – głównie z szukaniem telefonów i planowaniem podróży do miejscowości, gdzie nie ma stacji PKP. Ale dałem radę. Dwa dni i się jakoś uporałem. No i kasa na ulicy nie leży, nie? Każdy grosz się przyda.
Tym bardziej, że sytuacja finansowa nie jest wesoła. Żyło się dość rozrzutnie w oczekiwaniu na szybki przelew z Rewala, a tutaj bida zagląda w oczy. Człowiek nie jest jednak taki, coby sobie rady nie dał.
Na przykład nowa promocja Simplusa, dzięki której po zapłaceniu jednorazowo 1 zł mogę w piątki i soboty między 19 a 20 dzwonić do swojej sieci za darmo. Niby nic, a jednak jest jakiś sposób na oszczędzanie. Co prawda gdy wczoraj dzwoniłem do Pani W, to naliczało mi normalnie opłaty i zżarło mi ponad 33 zł. Wkurwiłem się jak nic. Biuro Obsługi oczywiście czynne tylko do 19, więc już miałem dziś dzwonić, ale w nocy dostałem SMSa z przeprosinami i powtórnym zasileniem konta Simplus na kwotę, którą mi zżarło. Mam nadzieję, że dziś się to nie powtórzy. Tylko do kogo by tu sobie dzisiaj zadzwonić?
Miałem iść wczoraj z Ilonką na imprezę, ale ta wyjechała na Mazury. Dobrze, że oczywiście nie jestem sam na świecie. Jak zwykle wpadli Napaleni. Mieliśmy iść do Utopii. Oni nie mają kasy. No to im dałem. Ale w końcu z Iwonką i Anią (która świętowała swoje urodziny) trafiliśmy do… Toro. Tak, wiem. Toro…
Najpierw była beznajdziena muzyka. Potem ciut się rozkręciło. W międzyczasie występowała Pussy. I niby nic rewelacyjnego, ale jej pokaz „Vogue” Madonny (ona + 2 „jej córki”) był naprawdę fenomenalny. Superukład taneczny. Podobał mi się pomysł na barokowe suknie. I zapragnąłem mieć taką jedną. Nie drag queen, tylko suknię! Czy to źle? Chcę!
Tym bardziej, że dzień miniony spędziłem w makijażu. A bo moja konsultantka Avonu, a zarazem dziewczyna mojego brata przysłała mi wraz z moimi kosmetykami, które zamawiałem próbki pomadek. Są super. Cały dzień chodziłem pomalowany i było mi z tym dobrze. Potem jeszcze cień na powieki i w ogóle. Chciałem tak iść do Utopii. Ale szliśmy do Toro, a tam… wiadomo… Toro… Zmyłem się.
Dzisiaj też impreza. Świętujemy urodziny dziewczyn. Na ich prośbę zrobiłem sernik na zimno z galaretką i owocami. Tzn. jeszcze nie zrobiłem, bo jeszcze się robi :) Hehe. No i pizzę robię. My World Famous Pizza. Wpadną Napaleni. I taka to będzie impreza. Huczna jak sto dwa.
I do Utopii nie pójdę. A miałem taką ochotę… Eh…
Za tydzień jak dobrze pójdzie to też nie pójdę :( Bo zaproszony jestem do poprowadzenia wykładu na wręczeniu Szkolnych Pulitzerów w Szczecinie. Nie mam nic przeciwko. Temat fajny – gatunki dziennikarskie. Publiczność – zdolni licealiści. Nie mam nic przeciwko. Tylko żeby zwrócili mi koszta podróży. Choćby w jedną stronę. Organizatorzy pertraktują ze sponsorami :) Zobaczymy co z tego wyjdzie. Wpadłbym od razu do domku. Ot, choćby wtedy na dwa dni. Bo tak to mi szkoda kasy.
Poznaję nowych ludzi na GL, HP i innych takich tam portalach gejowskich. Zasada z bodajże 7 marca – poznawać nowych ludzi! No to poznaję. A zaraz muszę wracać do robienia pizzy. Dama w kuchni – to jest to.
Ach… No i rozmawiałem ostatnio z Pawłem na GG. Dziwnie tak. I po raz pierwszy od dawna przypomniałem mu, że go kocham.
No i jakoś mi brakuje spotkań z nim. Naprawdę. Bo to jest w gruncie rzeczy bardzo ciekawy i inteligentny chłopak. Cokolwiek inni na jego temat myślą.
Za to gadałem znów z Andrzejem. Ponoć był obrażony – widocznie się od-obraził :)
No i Sebastian oczywiście. Niemal codziennie na GG gadamy. Tęskni za Michałem. I napisał, że ma nadzieję, że będą moją drugą ulubioną parą. To nie tak! Ja naprawdę kocham wszystkich moich znajomych tak samo. Ale po prostu Napaleni częściej wpadają.
Oj ja chcę być Waszą Ciocią Duży eF.
Uff… Ale się napisałem :)
no ja się właśnie szykuje do wyjścia… po Napalonego a potem do Was… tak o woreczkach na lód pamiętam hi hi
a co ulubionych par to ja tu nie chce rywalizować, ale przecież możesz mieć dużo ulubionych par nawet „pierwszych”… żeby nie było że Sebastian i Michał mają być drudzy czy coś…
pozdrawiam
nio to widze niezle szalejesz i sie nie nudzisz :) pozdrawiam misieq ;)
hehe, no to jesteśmy jedną z wielu ulubionych par :] buziak dla wszystkich!
-> Jego Facet
Spóźnieni! Ponad 3 kwadranse!!!
Gdyby jeszcze było o co rywalizować :)
-> TOMKO Szczecin
Szaleję? Przesadzasz.
Nie nudzę się? Zdziwiłbyś się.
-> calv
Jedną z dwóch :)
To nie tak znowu wiele.
tusz do rzęs
najładniejszy efekt w deszcz
Stettin – zatuszowane miasto
A ja jestem Królem Wiochy :/ … tak to jest jak wpuścić chamstwo w salony – spiłem się na imprezie Davidoffa w Fabryce Trzciny przy VIPach jakichs :/… az milo sie zrobilo, jak przeczytalem. Lubię komplementy :)
Pozdrawiam, Pawełek