A ostatnio coś zaczęło się dziać. W znaczeniu, że wizytują mnie ludzi i spotkam się z nimi „na mieście”. Napaleni są niemal codziennie, ku uciesze mojej i dziewcząt oczywiście. W sobotę byliśmy w na enemefie anime w Silver Screenie. Baaaardzo sympatyczny sposób spędzenia sobotniej nocy. „Ruchomy zamek Hauru”, „Spirited Away” i „Księżniczka Mononoke”. Z czego dwa ostatnie widziałem wcześniej. Oczywiście jak na rasowe cioty przystało – oglądaliśmy wszystkich wkoło, wypatrując innych ciot. I wypatrzyliśmy. Sporo zresztą. No a obok mnie siedział pan, który dużo mówił, dużo się ruszał, dużo jadł i dużo chciał od pani, która siedziała obok niego. Fuck it. Dobrze, że nie przeszkadzał za bardzo, bo bym się wkurzył.
I przy okazji polecam „Ruchomy zamek Hauru”, bo to był pokaz przedpremierowy.

Dzień później chłopcy znów byli u nas, bo zostawiłem w ich torbie swoją komórkę. A bez komórki jak bez ręki. Przywieźli, posiedzieli no i wpadł Sebastian. Czyli, że cioty zlatują. Oczywiście od razu napstrykałem fotek. Potem Napaleni poszli, a myśmy jeszcze z Sebastianem pogadali. Jak dawniej.

To była niedziela. A w sobotę widziałem się jeszcze z Marcinem Egde. Tak się jakoś złożyło, że kilkadziesiąt czy nawet kilkanaście minut wcześniej rzucił go facet. Tia… Więc byłem pierwszą pogawędką. Dałem z siebie wszystko :)
Widziałem się też ostatnio z niejakim Oliverem (Pawłem), czyli chłopcem, który znalazł mnie na GayLifie przez profil Marcina. A dziś jeszcze widziałem się z Maksem (Michałem), który też zna Marcina. Obaj go znają tylko internetowo. Na żywo nie mieli okazji. No a poza tym oba spotkania całkiem sympatycznie. I w ogóle – znowu poznaję młodych pedałów.

Dziś też widziałem się z kilkoma osobami z wydziału. Kawka, spacerek, sklep – wspólnie spędzony czas. Miło, miło. Tym bardziej, że była tam też dawno nie widziana Ilonka. Która zresztą namawia mnie na wyjazd do Grecji :) No bo wkońcu mamy jeszcze wakacje!
W sumie to nie mam nic przeciwko. Kwestia kasy. Muszę czekać na przelew z Rewala. Który wciąż nie nadszedł. Tak to jednak bywa w dużych firmach, nie? Sekretarka szefa musi odebrać dyspozycje od szefa, przekazać sekretarce księgowej, a ta do swojej szefowej. I tak idzie. I oby doszło :)

Wkońcu zaczęło padać. Bo ja już miałem dość tego słońca. Ponoć idzie ochłodzenie. Nareszcie! Jesień już powinna być dawno za oknami. Znów jakoś chaotycznie piszę.
Bo chciałem jeszcze napisać, że dziś miałem niemiłą niespodziankę. Poszedłem rano do sklepu, robię sobie zakupy i płacę kartą na kwotę 12,37 zł. Transakcja odrzucona. „Spróbuję jeszcze raz”. Transakcja odrzucona. Się wkurzyłem. Miałem przy sobie tylko 10 zł i tyleż pani dałem. Dobrze, że mnie zna, to pozwoliła donieść 2,37 zł później. Jutro zapłacę. Ale od razu telefon do banku. A tam pani mówi, że wszystko powinno być okej. Ja wiem, że powinno, ale nie było! Potem jednakowoż wypłacałem kasę w bankomacie i już bez problemu. I tym traumatycznym przeżyciem chciałem się podzielić.

No i dzisiaj zadzwonił do mnie pan z „Cogito” i powiedział, że znalazł namiary w internecie i że chce mnie popytać o studia socjologii na UW. No to mu opowiadałem, a on notował i chyba wykorzysta. Skąd ludzie mnie tak znajdują?! Eh…

A teraz coś innego. To taka refleksja bez związku z wydarzeniami dni ostatnich.

————–

Wygląd się nie liczy, prawda?
Gówno prawda. Nie lubię takiego pierdolenia. Nie wiesz jak to jest. Nigdy nie byłeś brzydki.
Gdy skończyłem 3 lata, poszedłem do przedszkola. Supermiejsce. Wtedy zaczęło się moje życie w grupie rówieśniczej. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to początek blisko 15letniej męczarni. Wyobraźcie sobie jak to jest słyszeć przez 15 lat conajmniej raz dziennie, że się jest grubasem, spasioną świnią, tłustym prosiakiem. To oznacza blisko 5,5 tysiąca wyzwisk w tym czasie. Delikatnie szacując. Słyszałem to w przedszkolu, w szkole, od brata, na podwórku. Wszędzie. Spasiona świnia. A najgorsze jest to, że wiedziałem, że tak jest. Byłem spasionym grubasem. Zawsze. Łatwiej jest być za chudym niż za grubym. Za grubi są alienowani i wyrzucani poza grupę. Za chudnych to nie spotyka. Żyjemy w czasach promujących chudych ludzi. A ja byłem gruby. Pociłem się, szybko męczyłem, do tego astma. Nie umiałem się bić, byłem mniej zwinny. Nie ćwiczyłem na wuefie, bo sprawiało mi to kłopoty. Nie chodziłem na basen, bo się wstydziłem. Grubas. Nie opalałem się latem, bo nie chciałem żeby wszyscy widzieli jak naprawdę wyglądam. Dziękowałem Bogu, że na wycieczce pod koniec podstawówki nie musiałem rozbierać się na plaży. Nie musiałem, bo miałem pocietą w wypadku rękę więc i tak nie mogłem się kąpać. Nawet gdybym mógł, to nie zrobiłbym tego. Żeby klasa nie widziała mnie półnago. Tłuścioch. W liceum jeździli sobie nad pobliskie jezioro a ja siedziałem w domu. Chodzili na imprezy a ja nie. Bo się pociłem szybko i męczyłem. A do tego – nie piję. Co więc ze mnie za pożytek?
Żeby zyskać akceptację – w meczach piłki nożnej byłem sędzią, pomagałem wszystkim w nauce w szkole, dawałem ściągać na kartkówkach. Żeby tylko całkowicie nie być odrzuconym. Opanowałem do perfekcji metodę chodzenia z wciągniętym brzuchem. Spróbujcie tak przez cały dzień. Gruby prosiak. A ja tak miałem przez kilka tysięcy dni. Nosiłem brzydkie ubrania, żeby tylko maskować swoją nadwagę. Którą i tak było widać. Na pierwszym obozie w Rewalu, gdy byłem jeszcze uczestnikiem – dziękowałem Bogu za pryszcze, bo używałem na twarz antybiotyku i nie mogłem się opalać.
Dlaczego nie lubię do dziś lata? Bo latem trzeba się obnażać. I widać więcej. Wolę zimę. Grube kurtki sprawiają, że mogłem ukrywać swoje wielkie ciało. Cielsko. Naprawdę ważyłem blisko 100 kg. Nigdy co prawda nie przekroczyłem tej bariery. Co więcej – nie osiągnąłem tego pułapu. Moja waga zawsze była dwucyfrowa. Grubas.
Chcieć to móc. Przecież wystarczyło schudnąć! I byłoby już łatwiej, normalniej! Czemu więc nie chciałem schudnąć? Kurwa… kiedy ja właśnie chciałem. Przeszedłem w swoim życiu kilkadziesiąt diet. Dwadzieścia trzy jeśli mnie pamięć nie myli. Chciałem być chudy. Wyglądać jak Adrian, Igor, Michał, Wojtek, Kuba. Być normalny. Nieodrzucony.
A wiecie jak ciężko jest być grubym pedałem? Nie.
Tutaj wygląd odgrywa najważniejszą rolę. Jesteś brzydki = nie istniejesz dla innych pedałów. Przynajmniej nie w sensie seksualnym. Owszem, pogadać można, spotkać się (byle nie za często i byle ludzie nie widzieli za bardzo), ale nic ponad to. I nie ma znaczenia jak inteligentny jesteś, ile masz uroku osobistego, jak ciekawą osobą jesteś. Spasiona świnia. Jeśli jesteś gruby – jesteś nikim. Nie masz szans. No, chyba że ktoś będzie naprawdę zrozpaczony i wykorzysta cię – da ci obciągnąć. Za to powinieneś dziękować losowi. Gruby pedał nie wejdzie do Utopii.
Czasem miałem tego dość. Ileż można znosić wyzwiska? Naprawdę nie jest przyjemnie słyszeć, że znajomi wołają Cię ksywką „Gruby”. A jak ich wkurzysz to krzyczą: „Zamknij ryja spasiony prosiaku!” „Spierdalaj tłuściochu!”
I tak tego nie poczujecie. Nie da się tego wyobrazić, jeśli tego nie przeszliście. Czasem myślałem, że może po prostu skończyć ze sobą. Oczywiście nigdy nie do końca poważnie. Ale płakałem nie raz. Presja była tak wielka, że nawet mi nie przychodziło do głowy spróbować to przerwać. Grubas.
W końcu jednak jakimś cudem udało mi się schudnąć. Dziś moje BMI wskazuje, że mam wagę „w normie” i tak też uważają ci, którzy mnie widzą. W Warszawie zawsze byłem taki jak teraz. Niewiele osób znało mnie jako tego grubego chłopaka sprzed iluśnastu tam miesięcy. Niektórzy nie wierzą, że ważyłem np. 96 kilogramów. A ważyłem.
Dziś najbardziej więc boję się tylko jednego – żeby nikt za mną nie krzyknął „spaślak”. Dlatego ważę się co 3 dni, liczę kalorie, każdy kilogram za dużo staram się od razu zrzucić.
I jak patrzę na moich przystojnych szczupłych znajomych, którzy mają w życiu niemal wszystko i słyszę jak mówią, że chcieliby być ładniejsi, to chce mi się płakać. Tak jak teraz. Zabrzmi melodramatycznie, ale ja naprawdę przeszedłem w życiu piekło.
A ty i tak nie zrozumiesz. Nie byłeś nigdy brzydki.

Wypowiedz się! Skomentuj!