[poniedziałek 20 czerwca, 22:50]

I to jest aktualnie mój największy problem. Nie mam internetu. Nie ma go od dnia, gdy wyjechałem. Anka napisała wtedy, że coś nie tak z naszą Neostradą 1024… Teraz już wiemy, że monter się pojawi… w środę dopiero!!! Ja napiszę reklamację oczywiście.

Bo w domku nadal walczę z telewizją kablową. I się nie poddam. Ja wiem, że to głupota, ale ja uważam, że jeśli każdy machnie ręką na takie sytuacje, to nigdy u nas nie będzie lepiej. Reklamacja musi zostać zrealizowana. I koniec.
A poza tym w domku jak zwykle wieeeele się działo. I chciałem powiedzieć, że z warszawskich znajomych napisał do mnie tylko Sebastian. Normalnie… ja nie wiem… czy ja się za mało staram?

Po krótce. W poniedziałek byłem w domu. Około 20:30 z dworca odebrał mnie brat ze swoją dziewczyną i synem. Śmiesznie, bo mały Kacperek gapił się na mnie całą drogę i nie mógł się nadziwić kim jest ta dziwna ciocia w okularach. A to przecież jego ojciec chrzestna! Kiedyś to zrozumie.
We wtorek wysłałem pismo z ostatecznym wezwaniem do zapłaty mojemu wydawcy. Zagroziłem sądem i dałem tydzień na zapłatę zaległości. A co mi tam. Podam go do sądu. Wysłałem też smsa do faceta, który zawsze organizował wyjazdy do Holandii. Nie odpisał. A jeszcze jak jechałem do domu to dzwonili i pytali czy poprowdzę oficjalne rozpoczęcie i zakończenie międzynarodowego turnieju piłki siatkowej. Jasne, że poprowadzę. Ja bym nie poprowadził?! :)

We wtorek byłem z Iwoną u fryzjera. Lola zrobił mi nową fryzurę. Usiałem na fotelu i mówię: „rób co chcesz, byle nie na łyso i żebym mógł się w tym na ulicy pokazać”. Sprostał zadaniu. Jestem zadowolony, a to najważniejsze. Lola wie, co lubię.
Odwiedziłem też kuzynkę i jej dziecko, a mojego przyszłego chrześniaka… Tak, znowu mnie chcą zrobić na chrzestną.
Wieczorem wizyta u Kaśki K. Oj, żeśmy se poszalały. Wypiłyśmy flaszeczkę (0,75 l) jakiejś nalewki malinowej czy cuś. Niezłe. Smaczne. Słodkie. No i jak zwykle – pośmiałyśmy się, pogadaliśmy poważnie… Ogólnie – jak zwykle miłe spotkanie „po latach”.

Środę spędziłem w większości w bibliotece szkolnej. Miło znów zobaczyć Bibliotekarę. Był też mój znajomy z klasy – niejaki Antoni. Okazało się, że będzie startował w Warszawie na geologię, archeologię i… socjologię :) Więc jak dobrze pójdzie, to będziemy kolegami z jednego kierunku jeszcze! Ha! To by było.
Po południu spotkanie Młodych Demokratów. Udało mi się, mam wymaganą ilość osób, żeby założyć oficjalnie młodzieżówkę w moim rodzinnym mieście. A więc zrobię to. Plan jest taki, że potem przeforsujemy utworzenie Młodzieżowej Rady Powiatowej, której miałbym być Przewodniczącym… No mogę być, co mi tam…

W czwartek się trochę obijałem. Zrobiłem ciasto, byłem w sprawie internetu załatwić pewne kwestie (rezygnacja z umowy w trybie natychmiastowym nie wchodzi w grę…), potem wpadłem do mojej krawcowej. Musiałem przerobić w końcu różową koszulę, którą kupiłem jeszcze w maju. No a całkiem wieczorem – spotkanie z Panią W. Miło, pizza, te sprawy. Wyszliśmy przed 22:00. Po drodze spotkałem Martę A i Ewkę K, które przecież też są warszawianki teraz. Poszlajałem się z nimi… Hasło sezonu: „płyń, chuju!”. Nie pytajcie…

Bibliotekę zaliczyłem znów w piątek. Był Tomek O. Chwilę pogadaliśmy. Zaniosłem do telewizji kablowej moje najnowsze pismo, potem spotkanie z Kaśką K – łaziliśmy po sklepach w poszukiwaniu spodni dla mnie. Nic nie ma.. Ble… No i zrobiłem w domku wieczorem pyszną pizzę.
W sobotę obijanie się. Nic. Kompletnie nic.

Okazało się, że w niedzielę nie jeździ już IC Chrobry… Musiałem więc Ex Mewa o 9:20 wyjechać. W pociągu śmiesznie. Pełny przedział, ale dało się znieść. Wszyscy spokojni i zaczytani. Ja też. Ledwo dotarłem, już Śrubole do mnie dzwonią. Żebyśmy się spotkali, bo oni z Łodzi do Wawy przyjechali. Wpadłem do domu, wykąpałem się i ruszyłem na spotkanie z nimi.
Miło. Chociaż Sebastian Łódź (autor szablonu bloga) był ciut niemiły… Nieładnie tak cały czas głośno mówić o mnie „pedał” i „ciota”. Bo mi może ktoś wpierdolić za to. Nie lubię ryzykować.
O 19:00 spotkanie z Andrzejem. W Tchibo oczywiście. Kawka, ciasto… Przytyję od tego! Potem Andrzej mnie odwiózł a potem nawet zapytał czy może do mnie wejść. Oczywiście, że może. Gadaliśmy. Sporo. I przyznał się. Chodziło o Pawła wtedy, gdy milczał. Wiedziałem, ale chciałem żeby to powiedział. Sam nie wiem po co. Andrzej wyszedł koło północy.

A dziś miałem pobudkę o 5:50. Bo o 7:01 już siedziałem w autobusie na egzamin. Centralny Egzamin Wstępny z historii to przeszłość. Jak zwykle burdel, jak zwykle zamieszanie, jak zwykle robiłem rozpierdówę, jak zwykle… Sam test był dziwny. Część pierwsza (w nowej maturze – podstawowa) była trudna. I to bardzo. Przekrój od starożytności do współczesności. Pytania otwarte, testowe, uzupełnień, ustalania kolejności… Wszystko, wszystko. Część druga (rozszerzona) banalna… Praca z tekstami źródłowymi a potem krótka wypowiedź na temat władzy monarszej w RP Obojga Narodów. Łatwe. Ciekaw jestem wyników.
Zaraz po egzaminie – spotkanie z Iloną. Zaliczyliśmy Apetit przy Nowym Świecie (mój obiad) no i Tchibo. Znów kawka i ciasto. Jestem rozrzutny?
Po dwóch godzinach – jazda do Andrzeja, który nalegał, żebym się spotkał z nim jeszcze podczas tego mojego pobytu. Pojechałem do niego do domu. Obejrzeliśmy „Bliżej”. Tak, tak… znowu. No i co? Lubię ten film.

A w pewnym momencie zachowałem się jak bohater filmu. Wraca do domu, tam czeka na niego żona. Ona mówi mu, że kocha kogo innego i odejdzie do niego. Mąż pyta czy przyprowadzała go do nich do domu. Ona przyznaje, że tak. A on zaczyna się nerwowo rozglądać pytając gdzie się kochali…
To takie irracjonalne, nie?
Bo ja u Andrzeja zdałem sobie sprawę, że zanim byłem z Pawłem, to on pieprzył się z Andrzejem. Gdzieś u niego w domu. Zastanawiałem się gdzie… Rozglądałem się… I już wiem. Nie chcę na razie chodzić do Andrzeja do domu.

Dzień zakończyło spotkanie z Rafałem Zakochasiem i Arkiem Wiosennym. Wpadłem do nich. Miła rozmowa, kilka sekund internetu, suszone owoce… Było naprawdę miło. No, ale o 21 stwierdziłem, że komu w drogę, temu w drogę. I ruszyłem. O 22:00 wróciłem do domku po 15 godzinach nieobecności. A jutro mam egzamin z WOSu.

I jutro przyjeżdża Łukasz… Czas na coś więcej. Łukasz to osoba, z którą baaaaaardzo intensywnie od dłuższego czasu smsuję. Pochodzi spod Włocławka, studiuje w Toruniu, poznaliśmy się w Szczecinie. Śliczny jest. Taki chudziutki… I w ogóle. No i jakoś tak z tych naszych SMSów wyszło, że obaj mamy dziką na siebie ochotę.
I dlatego Łukasz przyjeżdża. Wiem, że łamię swoje zasady i nie wiem czemu to robię. Może dlatego, że jest prawiczkiem? A może dlatego, że mam ochotę? A może chociaż raz nie będę dorabiał do tego filozofii? Przyjeżdża jutro, będziemy się pierdolić przez dzień i dwie noce. I tyle.

Czytałem dziś bloga Pawła. Kurcze… Nie umiem zwalczyć pewnych negatywnych cech u siebie tak do końca. Bo naprawdę bardzo bardzo mi zależy, żeby znalazał kogoś z kim będzie szczęśliwy. Tym bardziej, że wiem, że on tego chce i szuka tak pojmowanego szczęścia. A na blogu Paweł napisał, że jest jakiś Maks… Że nie jest to jakoś jego Maks czy coś, ale coś się kręci. I wyobraziłem go sobie z jakimś hipotetycznym Maksem objętych, szczęśliwych.
I mi się to wyobrażenie nie podoba. Wkurwia mnie wręcz. I jestem zazdrosny.

To co, że nie mam prawa? Co mnie to interesuje? To ludzkie. Zwalczę to, ale póki co – staram się zmienić jakoś, żeby nie zachować się kiedyś nieodpowiednio. Zresztą Paweł chyba mnie skreślił. Mam na myśli listę przyjaciół czy znajomych… Nie odzywa się, nie pisze SMSów, był o coś chyba obrażony czy wkurzony jak wyjeżdżałem i nie wiem o co. To też mnie denerwuje.
Ale cóż… Jeśli nie chce mnie w swoim życiu w żadnej postaci, to moim zadaniem jest się odsunąć. Prawda?

If you love somebody, set them free!

Uwalniam go od siebie. Tym bardziej, że gdy patrzę na to z perspektywy, to czuję się jak jeden z wielu w kolejce. W linii. Przed poprzednim Grześkiem i być może za następnym Maksem. Wiem, że to niesprawiedliwe tak mówić. Ale tak czuję, więc to piszę.
This is my blog.
Teraz czas odejść. Dać żyć i nie przypominać o sobie. Bardziej niż na moim szczęściu zależy mi na szczęściu Pawła. Więc nie mogę pojawiać się i sprawiać, że jest nieszczęśliwy. To oczywiste.

A w tym momencie czas na kąpiel i sen. Jutro pobudka o 7:00. A egzamin o 9:00.

[wtorek 21 czerwca, 13:12]

Egzamin był. Średni prawdę mówiąc. Ale przynajmniej dali od razu obie części i mogłem wyjść po 70 minutach. A nie po 200… tyle bowiem miał trwać. Nie lubię długich egzaminów. Następny – w czwartek. A po nim jadę do domu.

Mam jakiś bałagan w pokoju. Ale nie chce mi się sprzątać. Po powrocie z egzaminu położyłem się spać. Półtorej godzinki leżenia/spania dobrze mi zrobiło. Teraz paruje przede mną zupka chińska (o smaku „tradycyjna zupa tajska”) i niedługo muszę jechać na dworzec zachodni po Łukasza.

Smsowałem wczoraj wieczorem z Pawłem. On jest już z tym Maksem. Ale jakoś mnie to nie rzuciło. Bo napisał, że chyba jest tak o, żeby z kimś być. Whatever. Pozwolę sobie zauważyć, że jego dotychczasowe problemy siedzące w nim są nadal nierozwiązane. Ale miło, że popisaliśmy trochę.
Te smsy to w ogóle fajny wynalazek.

12 IV 2005, 01:55: „Kocham Cię kotek i chciałbym Cię teraz przytulić. Pamiętam Twoje oczy i uśmiech. Przed chwilą leciała Sarah… Dwie głupie cioty tchórzą! Odważmy się proszę! Kocham!”
12 IV 2005, 02:20: „Bałem się. Naciskałeś. Misiak, kocham na pewno! Przepraszam. Drugi raz to powiedziałem jako pierwszy. (…) Jutro możemy być szczęśliwi – już jest jutro! Kurwa, kocham Cię! Buzi na dobranoc. Do dzisiaj!”
12 IV 2005, 08:50: „Też tęsknię – ciągle mi się japa cieszy. Kocham Cię! Jesteś moim światłem, moim słońcem, moim księżycem, moim wszystkim!”
21 IV 2005, 13:29: „Też Cię kocham piękny! Jesteś moim słoneczkiem. Buziaczki!”
22 IV 2005, 22:32: „Hmm, właściwie to wieeeeeeeeem. A Ty wiesz, że ja Cię też choleeeeeerie kocham?”
28 IV 2005, 15:57: „Jestem tego pewien, jak tego jak mam na imię”
19 V 2005, 22:07: „Przepraszam Cię misiak, że takie kłopoty sprawiam. Strasznie głupio się czuję. Kocham Cię. Postaram się już teraz być godny takiego wspaniałego chłopaka jak Ty! Buzi”
25 V 2005, 00:35: „To straszne! Nie mam papierosów. A jeszcze straszniejsze jest to, że chcę Cię przytulić i Cię nie ma obok! Kocham Cię tak mocno, że aż umieram z tęsknoty. W Barbie! :*”

Musiałem je spisać, bo chciałem je skasować z telefonu. Lubię je poczytać. Od razu mi się milej robi… I przechodzi cała złość, całe wkurwienie. Nie napiszę, że wątpliwości też. Nie mam ich po prostu. Bo ja postanowiłem nie mieć wątpliwości w życiu. I na razie mi się to udaje.

Tak, cały czas myślę o nim.
So what?

[środa 22 czerwca, 23:04]

Jutro jadę do domu. A internetu wciąż nie ma. Chciałem zmienić opis na GG. Powinno być „I can’t and don’t want to take my mind off of you”. Nie zmienię.

Jest Łukasz. Zawiodłem go. Miało być kilkadziesiąt godzin seksu bez przerwy. A nie ma. Bo ja nie mogę. Odkryłem to na dzień przed jego wyjazdem, ale było za późno, żeby to cofnąć. Dla mnie nie istnieje seks bez zobowiązań. Owszem, doszło do czegoś między nami. I to nie raz. Ale… to nie daje mi satysfakcji.
Myślami i tak jestem gdzie indziej.

Przyszły dziś pieniądze na konto – zwrot podatku. Niecałe 500 zł. Wydałem większość dziś na ubrania w Galerii Mokotów. Spodnie, koszulki, bluza, daszek… Szalejemy. Zakupy pozwoliły mi się odprężyć. Od poczucia winy względem Łukasza. Strasznie mi głupio. I w ogóle… to nie tak miało być.

Sebastian: „To powiedz mu to i walcz o niego. Jeśli kochasz, to graj o wszystko (…)”
Ja już zagrałem o wszystko. 12 kwietnia, kiedy pozwoliłem się ponieść temu uczuciu. To tak jak mówi bohaterka „Bliżej”: zawsze jest taki moment, kiedy możemy albo się poddać albo próbować zwalczyć to uczucie. Ja tym razem zaryzykowałem. Oj z resztą… Czy ktoś to rozumie?
I czy to nie jest patetyczne?
Więc nie będę walczył. Liczę na to, że pogodzę się z tym, że to ktoś inny będzie umiał dawać mu szczęście. I dlaczego piszę 'mu’ a nie 'Mu’?

Jutro jadę. Źle mi. To znaczy – cieszę się, że w domu będę. To zawsze jakoś pozwala zapomnieć. Nie muszę patrzeć na kanapę, gdzie siedzieliśmy. Ani słuchać Sarah Connor. Ani nikt nie pyta. Ani nie ma netu i nie mogę o tym pisać… Dziś też nie ma, ale Iwonka doda jutro blotkę za mnie. Dzielna ona.

Egzamin mam przeniesiony. Na Bobrowiecką. Też mi…
O 9:00 muszę tam być. Potem jadę na Centralny, gdzie Iwonka dotrzeć ma z moją torbą (taxi na mój koszt oczywiście). I pojadę. Z jednej strony strasznie się cieszę, że znów Rewal, że znów dom… Ale z drugiej – tak mi źle. Bo nie będę miał okazji zobaczyć się z Pawłem. Chyba, że ja do niego napiszę. Wtedy na pewno odpisze. Sam się nie odzywa z własnej woli. A zadzwonić jakoś mi głupio… Inni znajomi zapominają o mnie.
Sebastianie – dziękuję. Że jednak pamiętasz o Cioci Duży F. No i Andrzej ostatnio coś dba o nasz kontakt. Reszcie chyba wisi. Nie twierdzę, że to źle. Może tak ma być… Staram się być ze wszystkim pogodzony. Taki stoicki spokój i pogodzenie ze światem. Jestem wdzięczny za wszystko Bogu. I spakowany.

Oglądamy właśnie film. „21 gram” – całkiem ciekawy, ale… poczułem, że muszę w końcu coś napisać. I idę spać.
23:17. Do widzenia Warszawo. Do 7 lipca.

[sobota 25 czerwca, 23:02]

To dla mnie straszne. Nie wziąłem z Warszawy tomiku ks. Twarowskiego a do tego nie mam komputera. Potrzebuję pisać. Dziś.
Dlatego robię to w sposób tradycyjny – kartka + długopis. Co mi zostało? I mam mocne postanowienie – zbieram na laptopa. Bo ja zbyt często potrzebuję pisać i teraz nie mam jak. A przemyśleń mam jak zwykle dużo.

Startuję w castingu na prezentera/dziennikarza TVNu. Kupił, nie kupił – potargować można. Zgłoszenia do 30 czerwca – w poniedziałek idę do fotografa, żeby mnie pstryknął. Potem CV i list motywacyjny. Nie mam ich gdzie napisać – sporóbuję poprosić o dostęp do komputera Panią W. Albo sam nie wiem.
Ten start w castingu to początek planu poprawy mojego życia. Czas coś zrobić. Główny element romyślań – Paweł. Cały czas w mojej głowie. Gdy zaczynaliśmy „bycie razem” na każdą myśl o naszym spotkaniu miałem takie dziwne uczucie… Mieszanka strachu i radości. Nie wiem czy wiecie jak to jest – to takie dziwne mrowienie gdzieś na wysokości klatki piersiowej, mostka. Strach i radość. Przy czym dominuje to drugie. To takie uczucie (uwaga, trudne słowo) egzogamiczne. Takie rozpychające. Gdyby to była sama radość, to rozsadziłaby od środka. Ale jest też ten strach, obawa… On to hamuje. Teraz, gdy myślę o Pawle te same uczucia się we mnie mieszają. Strach i radość. Tym razem strach dominuje. To uczucie „do wewnątrz”. Tak lekko zgniata klatkę piersiową. Gdyby nie radość, miłość to pewno zgniotłoby mnie całkiem.

Czego się boję? Że całkiem zerwie kontakt. I tego, że być może to lepsze wyjście. I tego, że mogę się kiedyś od-kochać. A ja nie chcę. I don’t want to take my mind off of you. Bo i czemu miałbym chcieć?

Strasznie ciężko powiedzieć „Jezu, ufam Tobie”. To znaczy – łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować. Chciałbym całkowicie oddać się woli Boga i wierzyć, że On wie lepiej co jest dla mnie dobre. Jednego dnia mi się to udaje i cieszę się, że Paweł odkrył, że to nie ja jestem Jego Tym Kimś i może szukać dalej. Innego dnia mam doła na wyobrażenie Pawła w ramionach Maksa. Czy kogokolwiek innego.
Owszem, odpisuje na SMSy, ale… sam już nie pisze. Miało być jak przedtem. A nie ma nic. Mieliśmy znów być znajomymi, a ja miałem być dla Niego – jak dla wszystkich – Ciocią Duży F. A nie jestem. Bo on tego nie chce. Myślę o nim cały czas. Kurcze… a myślałem, że pobyt w domu da zapomnienie, choćby czasowe i pozorne. Choć z drugiej strony – nigdy nie uciekałem od uczuć. M.in. z tego powodu nie piję alkoholu. On jest ucieczką od problemów i emocji, której ja się wyżekłem. Ale co mam zrobić? Szukać kontaktu z Nim czy unikać? Codziennie mam inne zdanie. Takie ciotowskie wahanie.

A blog się znów staje monotematyczny. I będzie. Bo takie są teraz moje myśli. I wiem, że on w ogóle żyje obok tego problemu. Zastanawiałem się czy zastanawia się nad tym i nad moimi myślaniu po ich przeczytaniu. Bo czyta na pewno. Ale… nie, nie sądzę. Postawiłem się w jego sytuacji i próbowałem wczuć w jego myśli. Nie. Nie sądzę. Oczywiście sekundę po napisaniu tych słów pojawiła się w mojej głowie nadzieja, że może jest inaczej…
Boże… znów się robię Beznadziejnie Żałosny?

A… i konkluzując to, co pisałem z Pawłem w SMSach ostatnio. Nie chcę SDSu z seksem. Nie. Łukasz to pojedynczy przypadek. Nie wiem czemu się na to zgodziłem. Przepraszam Cię, Łukaszu. Kiedyś Kacper mówił mi, że ma nadzieję, że SDS zmienię na SDK, gdzie K oznacza właśnie jego. Do niedawna chciałem być SDP. Ale jak zwykle wyszedłem na debila. Jestem SDS. Accept it, you idiot! Jak wyrzucić z głowy i serca nadzieję?

Teraz zajmę się tłumaczeniem na angielski tekstu, który mam jutro mówić na zakończeniu międzynarodowego turnieju siatkowego. Nie myśleć o Pawle…

[dziś, czwartek 7 lipca, 23:16]

Udało się. Kilka spraw zresztą.
Po pierwsze – jest internet. Będzie i reklamacja. Ponad 3 tygodnie nie działało. A i teraz jest tylko 512 kbps. Nie na darmo płacimy grubą kasę za 1024 kbps! Co to, to nie! Będę walczył.
Po drugie – jestem w Rewalu. To znaczy teraz nie. Bo teraz jestem w Warszawie, ale w szerszej perspektywie czasowej – spędzam wakacje nad morzem. 7 lub 8 tygodni. Jest fajnie. I jest internet tam też! Nie pisałem bloga tylko dlatego, że chciałem zachować chronologię, a powyższa blotka była gotowa w Warszawie… Oczywiście dzieje się za wiele, żebym dał radę opisać wszystko dokładnie. Jest oczywiście pozytywnie, szalenie i w ogóle fajnie. Jestem zadowolony.
Po trzecie – zapominam! Gdy jestem w Rewalu, nie myślę o Pawle. W ogóle zapominam o Warszawie. Fakt, że mam sporo roboty. Latam, pilnuję, ochrzaniam… Mówiąc krótko: jestem w swoim żywiole. Pisałem o tym morderstwie chłopaka na plaży. I mamy zdjęcia jako jedyni w Polsce. Nie mam czasu na myślenie.

Tylko czasem jakiś SMS do/od znajomych. No i teraz. Jestem w Wawie i mam umówione 8 spotkań w ciągu 3 dni. Czyli, że nie będę miał chwili wytchnienia. Jutro: Marcin Egde, Paweł, Napalony, Jego Facet… Pojutrze: Marta z wydziału, David, Andrzej, Sebastian i jego facet… Niedziela: Zakochaś i Wiosenny, Antek z liceum… a w poniedziałek drugi egzamin i do domku. We wtorek znów będę w Rewalu. Aż do 7 sierpnia. Bo wtedy będę chrzestnym syna kuzynki. A do Wawy wracam pod koniec sierpnia albo na początku września. Chyba, że nagła potrzeba zmusiłaby mnie do nagłego przybycia. Ale nie sądzę.

W moim pokoju mieszka tymczasowo Anka – koleżanka Anki, której nie znam. Teraz jej nie ma, bo jest na jakiejś randce czy coś… Mam setki myśli, więc i tak nie dam rady tego spisać. A blotka jest wystarczająco długa. Dodam ją więc.

Wypowiedz się! Skomentuj!