Co tu się dzieje… Turnus drugi jest beznadziejny. Mówię to oficjalnie. Wczoraj miałem zapierdol jak nigdy… Poszedłem spać po 4 nad ranem.
Najpeirw normalny dzień pracy. Potem zgrywanie muzyki do radia. Potem dyskoteka z dzieciakami. A potem miałem iść spać. Okazało się jednak, że dziennikarz odpowiedzialny za pracę z dzieciakami już sobie poszedł, naczelna śpi, sekretarz w ogóle się nie pokazał a gazeta jest w polu. Wziąłem się za korektę. No i tak siedziałem do trzeciej nad ranem. Nie było łatwo. Byłem zmęczony po dyskotece a do tego doszedł szampan, który wypiliśmy. Zostawił go gość naszego obozu, który wyjechał wczorajszego wieczora. Byłem padnięty.
Zasnąłem po 4. A na nogach byłem o 8. Bo serwis informacyjny trzeba z młodzieżą przygotować, prognozę pogody napisać… Dzień jak codzień.

Poza tym jak zwykle mnóstwo nagłych spraw. Mail od Przemka Szczecin (tak, mojego Przemka) i to ważny i pilny. Więc musiałem w nocy odpisać. Dzisiaj jakaś dziwna wymiana zdań na GayLife’ie z Pawłem. Mam od rana zły humor. Pewno z niewyspania i dlatego, że odpierdalam robotę nad gazetą, którą i tak określiłbym słowem „pierd”. Totalny pierd nawet.

Pocieszeń mam niewiele. Wczoraj na dyskotece był śliczny chłopiec. I miło zawsze popatrzeć. Takie czarne włoski postawione na irokeza. Ciemne oczy i oprawa tychże. Ślicznie ubrany w białą bluzę i koszulę. Niskie jeansy. No taki fajny, wylansowany. Gdybym nie widział jak się zachowuje, to bez wątpienia pomyślałbym, że to raczej ciocia. Ale nie. Zresztą tak naprawdę to nie ma przecież znaczenia żadnego. Popatrzeć zawsze można i zawsze miło. Poza tym ciut sobie potańczyłem.

A dziś? Cały dzień jakiś wkurwiony byłem. I jeszcze Paweł wyskoczył z jakimiś niejasnymi tekstami na GL. Więc kupiłem sobie deser lodowy. Za 8 zł. Pani w budce już wie, że jak podchodzę i mówię „to, co zwykle”, to chodzi właśnie o to. Miłe to. No a słodki deser zawsze poprawia humor.
Gorzej, że poprawia też wskaźnik na wadze.

Nie ma róży bez kolców.

Czytam sporo. Co prawda gazety (a raczej internetowe wydruki tychże), ale to cud, że udało mi się w Rewalu znaleźć na to czas. Więc czytam dłuższe reportaże, felietony itp. A „Siekierezada” czeka… Wiem, wiem – powinienem.

W piątek albo sobotę grupa ma jechać do Szczecina. Chcę? Chyba tak… Chociaż kasy brak… Nic nie kupię w Galaxy. Zresztą limit miesięcznych wydatków na zakupy ubrań już i tak wyczerpany. Wszelkie limity wyczerpane :)

Jakoś tak mi dziwno. Nie wiem czy to pogoda, czy fakt niewyspania (choć mam wrażenie, że siły już całkowicie zregenerowałem w ciągu dnia), czy co… Jakoś tak mi dziwnie. Zaraz będzie padać. Deszcz jest taki oczyszczający. Żeby tylko padało ulewnie, to będę wniebowzięty. Wyjdę na ten deszcz.

Od dziś mieszkam też w pokoju jednoosobowym. Wcześniej byłem z niejakim Tomkiem. Ale przyjeżdża kolejny uczestnik, a ja przecież już kadra, więc lepiej jak będę sam. No i jestem.
A i dobrze. Odpocznę od wszystkiego. I wszystkich. Dziś nie pracuję po nocach. Będę czytał. Na pewno Pawlikowską-Jasnorzewską od Gosi W. Może „Siekierezadę”? Nie obiecuję sobie.

No i właśnie zaczęło padać.

O 18:00 kolacja. To uporządkowanie posiłkowe dobrze chyba wpływa na moją dietę. Choć i tak przytyłem jakieś 2,5 kilograma. A obżeram się strasznie.
Pierdy. Wszystko to co napisałem, to pierdy. Jakoś mi dziwnie i to jest najważniejsze. Bo takie samopoczucie jest przejawem czegoś. Żebym ja tylko wiedział czego. Dawno nie płakałem. Może dziś mnie na to najdzie? W sumie to byłoby oczyszczające. Jak deszcz.

Czegoś mi brak. Czegoś mi potrzeba. Albo wręcz przeciwnie – czegoś mam za dużo. W nadmiarze. Nie wiem co mam robić. Dobrze, że wyjadę do domu niedługo na jedną noc. To już coś. Odpocznę, znów wbiję się w te rodzinne klimaty. Będę się relaksował od relaksu, jaki tu mam.

Piszę, choć nie wiem po co. Piszę dla samej idei pisania. Mam taką potrzebę, choć temat – niekoniecznie. Więc kończę.

Wypowiedz się! Skomentuj!