[wtorek, 31 maja]

Apatia. Oczekiwanie.
Nic mi się nie chce. Wstałem dziś [wtorek] przed dziesiątą. Umyłem się, zjadłem śniadanie i znów się położyłem. Wstałem ostatecznie o 13:30. Jutro mam najtrudniejszy egzamin w tej sesji a nic się nie uczę. Nie chce mi się. Mam dość.

Muszę w końcu napisać co się stało. Paweł był u mnie w niedzielę. Tzn. najpierw poszliśmy na lody, bo chciałem go gdzieś wyciągnąć więc pomyślałem, że jak wyjdę z kościoła, to nie będzie już tak gorąco. Mieliśmy zobaczyć się też z jego przyjacielem Piotrkiem, ale ostatecznie z tego zrezygnowaliśmy. Poszliśmy na Nowy Świat, Stare Miasto… Zjedliśmy te lody (nie były dobre, co stwierdziliśmy dopiero po ich konsumpcji), pospacerowaliśmy. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby jednego dnia tyle osób krzyczało za mną, że jestem pedałem. A wtedy, w ciągu jakiś 3 godzin zdarzyło się to chyba z 5 czy 6 razy.
Popstrykałem Pawłowi zdjęcia i stwierdził, że jest zmęczony i chce wracać. Nie wiedziałem, że ma zamiar iść do mnie. Przyszliśmy, pogadaliśmy, posiedzieliśmy – nic specjalnego. Tradycyjnie niejako Paweł zjadł jakieś jedzenie z torebki (ser w ziołach?). Potem bez sensu zrobiłem głupią scenę i atmosfera się popsuła. A on musiał zaraz jechać. Bo w poniedziałek miał rozprawę.

Dostałem od niego po jakimś czasie SMSa: „separacja do piątku”. Tylko tyle.
Setki myśli, smutek, żal. Wkurzyłem się i zadzwoniłem. Pomyślałem, że chcę wiedzieć. Pytam dlaczego – bo nie chcę się z tobą widzieć do piątku. To chyba wynika z treści SMSa… no, ale pytam czy wie, że to niedobrze – tak. Czy go to niepokoi – nie. Dałem za wygraną.

W poniedziałek poszedłem do szkoły. Strasznie gorąco, ale egzamin to egzamin. Historia społeczna bez większych problemów, w miłej atmosferze i bez jakiejś szczególnej nauki zaliczona na bdb. I’m glad. Wróciłem do domku, zjadłem jajecznicę, posiedziałem nic nie robiąc i ruszyłem znów na uczelnię. Musiałem zaliczyć ostatnią kartkówkę ze statystyki. I już wiem, że się udało. Estymacja przedziałowa nie ma dla mnie tajemnic ;) Poprzednie konsultacje trwały 5,5 godziny i nie zanosiło się wcale na krótsze spotkanie tym razem, więc po 1,5 godziny wyszedłem.

Po statystyce postanowiłem odpocząć w Tchibo. Poszedłem sam, zamówiłem jakąś dobrą kawę z lodami, wziąłem gazety i przesiedziałem tam może z godzinkę.
Bo tak w ogóle to dostałem kasę od mamusi na Dzień Dziecka a dodatkowo okazało się, że mój były wydawca wpłacił na moje konto 200 zł. Nieźle. Naprawdę był mi winien jakieś 350, ale oficjalnie 810 i mam zamiar walczyć o 610 zł plus odsetki. Mam już gotowe pismo i wyślę lada dzień – zagrożę mu sądem pracy.
Po Tchibo przeszedłem się do Centrum. Wszedłem do C&A a potem do H&M. No i w ramach poprawiania sobie nastroju kupiłem dwie koszulki. Z czego jedna jest biała z czarnym napisem (pasuje do nowych butów) a druga różowa (będą za mną nadal krzyczeć na mieście „pedał”).
Potem jeszcze mama dzwoniła w odpowiedzi na mój sygnał. Miło.

W ciągu dnia Pani W napisała do mnie „odkryłam, że ciężko jest trzymać kciuki i jeść obiad”. Odpisałem jej czekając na autobus „odkryłem, że nie wystarczy chcieć dawać szczęście”. Bo nie wystarczy. Nasze starania tak naprawdę nie mają znaczenia. Gdyby miały, to bylibyśmy z tymi, którzy nas kochają i uwielbiają. A przecież tyle jest nieszczęśliwie zakochanych.

Napisałem list do Pawła zaraz po tym jak… zaraz po naszej rozmowie telefonicznej w niedzielę. Czytam go teraz codziennie kilka razy. Poprawiam. Dodaję słowo, zmieniam szyk zdania, dodaję myśl. Wyślę mu ją w czwartek późnym wieczorem. Do tego czasu nie gadam z nim na GG (poza wczorajszym „dobrej nocy, słońce”), nie odwiedzam jego profilu na GayLife’ie i wysyłam tylko jednego SMSa dziennie (wczoraj – że mam 5 z historii społecznej, dziś – życzę mu udanej zabawy w Barbie dziś i żeby jutro trzymał kciuki za mnie, jutro – napiszę jak mi poszło na statystyce).
W środę mam się spotkać z Napalonym, w czwartek z Jego Facetem, w piątek mamy z Pawłem iść do Kacpra. Ale w piątek jest też spotkanie z poezją Jana Twardowskiego. Idę na to.

[środa, 1 czerwca]

Stało się.
Ale po kolei.

Rano wstałem i zobaczyłem SMSa od Pawła, że chce się dziś spotkać. Zaproponowałem 17:50 w Tchibo Cafe. Bo gdzieżby indziej. Wiedziałem, że nie odpisze teraz, bo śpi. Więc poszedłem spokojnie na egzamin.

Miałem pouczyć się w autobusie do szkoły. Pół godziny jazdy sprawiło, że w sumie uczyłem się do najtrudniejszego egzaminu w tej sesji godzinę i pięć minut. Ale… ja naprawdę wierzę w to, że Bóg czuwa nade mną. Dojechałem, wszedłem na salę. Egzamin jest dwuczęściowy – najpierw test (2 godziny) potem przerwa (godzina) i część zadaniowa (2 godziny). Napisałem test i poczekałem na Ilonkę.
Poszliśmy do Tchibo. Mnóstwo ludzi. Po drodze widzieliśmy pana, który wpadł pod samochód na Nowym Świecie. Chyba umierał.
Wypiliśmy kawę (skusiłem się też na ciasto) i wróciliśmy do Auditorium Maximum. Druga część wyglądała podobnie do pierwszej. Znów wyszedłem pierwszy. Mimo wszystko mam szczere przekonanie i wiarę, że zdam. Ej, no w końcu to głupi ma zawsze szczęście.

Polatałem trochę po Nowym Świecie, poszedłem do Empiku (nowe Cosmo jest moje) i ruszyłem na korepetycje. Dziś zajęcia wyjątkowo w innym terminie, ale tak to jest przed egzaminami wstępnymi. Wytrzymałem 1,5 godziny bez problemu. I popędziłem na spotkanie z Pawłem. Mogłem się z nim zobaczyć, bo Napalony odwołał dziś nasze zaplanowane spotkanie (powtórzenie wyrazu).

No dobrze… I teraz najważniejsze.
Wiedziałem, co się stanie. Byłem na to gotów od niedzieli. Albo nie… przygotowywałem się na to od niedzieli. Czułem, że nadszedł czas. Myślałem jednak, że będzie to w piątek. Przygotowałem list. Już po naszej niedzielnej rozmowie telefonicznej. Chciałem mu go wysłać w czwartek wieczorem. Wcześniej czytałem go kilka razy dziennie poprawiając literkę, zmieniając słowo. Dopracowałem go. A jednocześnie czytając go utwierdzałem się w tym, że muszę się z tym pogodzić.
Miałem nadzieję, że nie będę go błagał żeby został, czy żebyśmy spróbowali jeszcze raz od nowa…

Spotkaliśmy się w Tchibo. Początkowo usiedliśmy – z czego zdałem sobie sprawę dopiero potem – dokładnie na tym samym miejscu, gdzie się poznaliśmy po raz pierwszy 8 marca. Przesiedliśmy się jednak do części dla palących. Najpierw takie pitu-pitu, pierdu-pierdu. Gadanie o niczym. Serce mi zamarło, czekałem.
„Dużo ostatnio o nas myślałem”. Ruszyło.
Zastanawiałem się co powie, jak to ujmie. Jak uargumentuje.
„Nie pasujemy do siebie”. „Mamy inne oczekiwania wobec siebie i nie potrafimy ich spełniać”.
Tyle.

Milczałem. Myślałem. Bo tego nie było w planie. Ja miałem mu wysłać wiadomość w czwartek, a on w piątek miał mi to wszystko powiedzieć. Zdobyłem się na kilka słów. Nieważne jakich. Ważne, że nie błagałem o powrót. Ważne, że nie powiedziałem 'spróbujmy jeszcze raz’. Bo tego nie wolno mi mówić.

Ktoś mądry powiedział: „Kochać, to znaczy wiedzieć, kiedy można pozwolić odejść.” Paweł nie jest ze mną szczęśliwy, nie potrafiłem dać mu szczęścia. Choć się starałem z całych sił. Wiedziałem, że muszę się uśmiechnąć i powiedzieć, że dobrze. Że tak musi być.
Powiedziałem, że najbardziej nie lubię w takich sytuacjach niedokonanych planów. Mieliśmy obejrzeć „Bliżej”, miałem wykąpać Pawła, zapraszałem go do Rewala… Drobnostki. Które się nie mogą już spełnić. „Ale obejrzymy jeszcze film!” Wiem, pewno nie jeden. Ale „obejrzeć” a „obejrzeć” to różnica. I ona przeszkadza.

Powiedziałem też, że odkryłem, że nie wystarczy chcieć dawać szczęście. Bo to nie ma znaczenia, jak bardzo się staram, prawda? No nie ma żadnego. Nie ma znaczenia jak bardzo ktoś chce mnie poderwać, jak bardzo ktoś mnie kocha i się stara. Nie ma znaczenia. Pomyśl o tym.
To nie zmienia naszych emocji wobec tej osoby.

Powiedziałem, że chcę iść do domu. Wstaliśmy, poszliśmy kawałek razem. Potem on poszedł na metro. „A ty nie idziesz?” Nie, czekałem na 122. Na czas zreflektowałem się, że nie podziękowałem! Zapomniałem mu podziękować!
Od razu wysłałem SMSa z przeprosinami i podziękowaniami. „To był cudowny czas…” – zakończyłem.

Odpisał mi, że też dziękuje i niczego nie żałuje poza momentami, kiedy przez niego cierpiałem.
On wciąż nie rozumie :) Paweł wciąż nie rozumie… Chyba nigdy mi nie wierzył do końca jak to mówiłem.
Cierpiałem tylko wtedy, kiedy nie umiałem dać mu szczęścia. Cierpiałem tylko wtedy, gdy widziałem, że nie jest mu dobrze. Bo gdy się kocha to tylko to może być powodem cierpienia. „Zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz” napisał Twardowski. Co tam ja…

Po drodze zastanawiałem się czy nie kupić butelki czerwonego wina i się nie upić. Szybko na szczęście wrócił mi rozum. Ja się przecież nie upijam. Nie uciekam od emocji. Żyję nimi. Czymże byłaby radość, gdyby nie fakt, że teraz odczuwam smutek? Skąd wiedziałbym, że mam się cieszyć, gdyby nie to, że teraz mnie boli?

Od dwóch dni czeka w szufladzie kartka A4 z napisem. „Stworzony Do Samotności”. Czas żeby zawisła.
Nie będę pisał, że mi smutno, że płaczę, że to straszne. Bo to oczywiste. I banalne. Wszyscy to wiedzą bez mojego pisania.
Poniżej zamieszczam list, który miałem wysłać Pawłowi. I podkreślam, że jest za wcześnie, żeby ktokolwiek komentował te wydarzenia. Nie życzę sobie tego i każdy komentarz na temat mojego rozstania z Pawłem zostanie od razu usunięty.

[list]

Kurcze, Miś…

Niedobrze. I wiesz o tym.
Staram się dawać Ci szczęście, ale nie mówisz mi co jest nie tak. Nie rozmawiasz. Ludzie czasem boją się werbalizacji swoich myśli. Nie wiem czy sam nie wiesz czy też wiesz, ale właśnie obawiasz się powiedzieć na głos to, co myślisz.
Jeśli robię coś nie tak – powiedz. Jeśli mówię coś nie tak – powiedz. Na Twoje dotychczasowe uwagi chyba reagowałem?

Zresztą. Śmieszny wydałem się teraz sam sobie :) Znów żałosny się robię :)
Łapię się Ciebie jak ostatniej deski ratunku. „Jeśli coś jest nie tak, to powiedz – zmienię to”. A to przecież nie o to chodzi. Bo jak kocham to raczej bez poprawiania tego kogo kocham. Pełna akceptacja. Przecież to nie chodzi o to jak bardzo się staram :) Bo tak naprawdę co innego ma znaczenie. Głupi jestem czasem :) Taki infantylny. Odkryłem, że nie wystarczy chcieć dawać szczęście.

Separacja – uchylenie wspólnoty małżeńskiej bez prawa wstępowania przez małżonków w nowy związek małżeński; separacja nie rozwiązuje węzła małżeńskiego i tym różni się od rozwodu; separacja może być wieczysta (dozgonna) lub na określony czas.
Miś, separacja często poprzedza rozwód.

Tak, obawiam się. Najśmieszniejsze, że zbliżają się dwa miesiące.
Nawet miałem sen… Widziałem w nim Twój opis na GG: „zostało mi 14 dni”.
Dłużej się ze mną nie da wytrzymać? :) Bardzo doceniam, że dałeś sobie czas do piątku. Naprawdę bardzo.
To jeszcze Ci powiem, że zastanawiałem się przez kilka dni, jak wygospodarować kasę z prezentu na Dzień Dziecka, żeby zabrać Cię gdzieś, gdzie jest drogo i dobrze karmią. Taka romantyczna fantazja.

Miś, co jest nie tak? Czemu mówisz, że udajesz radość życia? (napisałeś tak komuś na GL) Czemu będąc przy mnie robisz coś na siłę? Czemu nie bierzesz tego wszystkiego, co chcę Ci dać? Co się dzieje w Tobie? Co się dzieje z Tobą?
Nie mów, że nie wiesz. Powiedz co myślisz. Werbalizuj myśli. Nazwij je. Od pierwszego dnia gdy się poznaliśmy w Tchibo moje zadanie polega na tym samym – pomagam Ci, chcę Ci pomóc. Bez względu jaka będzie moja rola. Zastanawiam się, czy po prostu chciałeś dać mi czas na myślenie. Na to, żebym się przyzwyczaił.

Jestem patetyczny. Tego nie zmienię. Nie potrafię, bo tak myślę.
Piszę to w chwilę po naszej rozmowie telefonicznej. Zastanawiam się czy wysłać to teraz czy w czwartek wieczorem. Chyba jednak czwartek.

Cały czas zastanawiam się, czy się nie mylę. A może po prostu musisz odpocząć. Może rzeczywiście masa krytyczna została przekroczona i musisz to przemyśleć. Bóg jeden wie. Lubię poddawać się Jego woli. On wie lepiej co jest dla mnie dobre, prawda?

Mam taki fajny program. Nie wiem czy Ci mówiłem. Nazywa się CyTaT (wersja 5.0 dla dokładności). Lubię z niego korzystać. Pomaga mi w moich patetycznych wynurzeniach. Pozwól na kilka…
– Prawdziwa miłość to miłość do kogoś, od kogo nie oczekuje się żadnych korzyści. (Pearl Sydenstricker Buck)
– Dopiero żyć zaczniesz, gdy umrzesz kochając. (mój ukochany ks. Jan Twardowski)
– I zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz. (znów ks. Jan Twardowski)
– Jeśli nie można kochać wyłącznie jednej osoby przez cale życie, niech przynajmniej będzie szereg lat, gdy wierzy się w taka możliwość. (George Sand)
– Kocha się tylko to, od czego się cierpi. (zaskakujący Gustaw Flaubert)
– Kochać człowieka, to znaczy mieć czas, nie śpieszyć się, być obecnym dla niego. (jakiś Bürki Hans)
– Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać komuś na to, żeby był, jaki jest. (wielki William Wharton)
– Kochając nie myśli się, by coś zachować dla siebie. (Romain Rolland)
– Nie bój się stracić – kochając nic nie tracisz. (ponownie ks. Jan Twardowski)
– Kobieta, która zrozumiała, że hamuje loty swego męża, powinna odejść. Dlaczego nie słyszy się o takich aktach miłości? (Friedrich Nietzsche – mój ulubieniec)

I wiem kiedy się zaczęło. Sprawdziłem. Jak dobrze mieć bloga. 20 maja. Czyli gdy dostaniesz ten list, to będzie 13 dni temu. Prawie dwa tygodnie. Niedobrze.

Ja się chyba trochę znam na ludziach. Od niedzieli nawet za mną nie zatęskniłeś, prawda?
Działaj. It’s the First Day of the rest of your life. Nie można być w zawieszeniu tak długo. Trzeba żyć.

Miś, bardzo Cię kocham. W pełni świadomie powiedziałem to drugi raz w życiu właśnie Tobie.
I jestem chyba gotów.

Wypowiedz się! Skomentuj!