Kilka spraw:
1. nie zaliczyłem statystyki
2. byłem na Paradzie Równości
3. świetnie bawiłem się wczoraj w Uto
4. chcę już do domu
5. „goszczę” u siebie Piotrka z Sopotu

Egzamin ze statystyki okazał się za trudny dla 55% studentów pierwszego roku i tych, którzy ponownie do niego podchodzili. Bo tyle osób dostało 'niedostateczny’. Czy już teraz widać dlaczego zawsze narzekam na ten przedmiot? No bo moim zdaniem coś jednak jest nie tak, jeśli nie zalicza go w pierwszym terminie ponad połowa… Miałem 40% punktów. Zaliczało 50%. Wbrew pozorom, to niewielka różnica. Bo jak się ma poprawne 4 na 4 odpowiedzi w pytaniu testowym, to się dostaje 8 punktów. A jak się ma 3 na 4, to się dostaje 3 punkty… Ten paradoidalny system liczenia punktów oznacza, że można mieć we wszystkich pytaniach zrobione 3 na 4 odpowiedzi, czyli faktycznie rzecz biorąc 75% zadań, a jednocześnie nie zalicza się testu, bo ma się ledwo 3/8 możliwych do zdobycia punktów. Życie.

Spotkałem się z Sebastianem. Wpadł do mnie. W końcu! Nie widzieliśmy się już… ho ho! Pogadaliśmy… oj, tak. Jak zwykle długo, jak zwykle intensywnie i jak zwykle chyba szczerze. Ja nic nie mówię, ja tylko pytam. Bo obaj znamy odpowiedzi ale najważniejsze, to powiedzieć to na głos. Nieważne zresztą. Ważne, że wpadł :) I zjadł zupkę, którą sam przyniósł. Na przyszłość apel do wszystkich moich gości – nie przynoście swoich zupek chińskich! Ja naprawdę mam takowe :) Poza tym… to aż tak dziwnie, gdy wpadacie ze swoimi. Moje Wam nie smakują? :)

W piątek przyjechał Piotrek z Sopotu. Chciał nocleg – dam nocleg.
Śmiesznie. Bo on i tak większość czasu spędza z niejakim Robertem (niechaj będzie pozdrowiony!). Dlatego w cudzysłowie napisałem, że goszczę. Bo jak na razie to Piotrek spędził u mnie jedną noc i zjadł może ze 4 kanapki. Anka stwierdziła, że takich gości, to ja mogę mieć cały czas :)
Poza tym spotkaliśmy się z Andrzejem Warszawa w Tchibo, wypiliśmy pyszną kawę (jak zwykle tam). No i wczoraj byliśmy w Utopii.

Impreza całkiem udana. Wpadliśmy już po północy. Po drodze najpierw dwóch chłopców przechodząc obok nas powiedziało „pedały”, a potem kawałek dalej jakaś okołotrzydziestoletnia para stwierdziła, gdy przeszliśmy „tak, chyba jednak trochę zboczeńcy”. Miło.
Daniella wpuściła nas do Utopii bez większego komentarza. Zabawa na początku drętwa (za wcześnie na cokolwiek innego), stopniowo zaczęła się rozkręcać. Był Mikołaj Łzy Chłopca, był Michał Wyścigi, był też dawny bohater bloga – Arek fryzjer i jego współlokator. Udawali, że mnie nie widzą, choć widzieli. Ja przecież pierwszy nie podejdę, Damie nie wypada. Byli też znajomi sprzed dwóch lat – Enrique i Shadow… też chyba udawali, że nie znają, choć gapili się dość wytrwale. Posiedzieliśmy jakoś do… 4? Nie pamiętam, nie ma znaczenia. Potem wróciliśmy do mnie do domu. I poszliśmy spać.

No i byłem wczoraj na paradzie. Miałem nie iść, ale… najpierw pojawiła się polotka, że studenci Wydziału Filozofii i Socjologii UW organizują wiec przeciw decyzji Kaczyńskiego o 11:45. Zapytałem na forum Instytutu i rozpętała się jedna z najbardziej żywiołowych dyskusji w historii. I dobrze. Dość pozytywnie zresztą dla homo wypadła owa dyskusja. I choć okazało się, że studenci WFiS niczego nie organizują, to ja już byłem zdecydowany – idę. No i poszedłem na Paradę.
Spotkałem się najpierw z Agnieszką (znajoma Anki i Iwony), poszliśmy jeszcze z jej koleżanką pod Sejm. Tłumy ludzi, nieprzebrane rzesze. No i grupa przeciwników. Nie, nie bałem się. Ja naprawdę wierzę, że żyjemy w państwie prawa i wierzę, że w razie czego policja zareaguje. Tak też było. Gdy zaatakowali – policja zareagowała.

Spotkałem kilkoro znajomych. Antarex z GayLife’a (nasze pierwsze spotkanie na żywo po tym jak usunął mi konto i mieliśmy „konflikt”), Piotr, Iga, Natan z Łodzi, kilkanaście znajomych osób z mojego instytutu. Sympatycznie. Potem marsz przez Warszawę. A chuj, niech nas zobaczą. W międzyczasie przypomniałem sobie jak rok temu przeżywałem wydarzenia w Krakowie z Parady Równości. I chyba wtedy postanowiłem, że jeśli będę miał okazję, to pójdę na takową. Dobrze, że się zdecydowałem. Poszedłem.
Musiałem jednak w trakcie się odłączyć, bo miałem korepetycje. Ostatnie. 3 godziny zakuwania. Miałem dość. Ale za to koleżanka dała mi sporo kasy :) A to ważne. Zwłaszcza, że muszę wracać do domu za to i jeszcze przeżyć kilka dni czerwcowych w stolicy. No a potem… Rewal. Aż do połowy, a może i do końca sierpnia. Potem muszę być w Warszawie. 10 września ja i ponad połowa studentów pierwszego roku IS mamy poprawę ze statystyki. Kurcze. Najgorsze jest to, że gdy wychodziłem z egzaminu, to miałem wrażenie, że uda mi się go zdać. Eh…

Wyjeżdżam jutro. Po egzaminie z klasycznych teorii socjologicznych. Wracam w niedzielę rano. Bo w niedzielę w Wawie ma być Sebastian Łódź ze Śrubolami. Wieczorem w ową niedzielę mam się też spotkać z Andrzejem. A w od poniedziałku egzaminy. Historia, WOS, przerwa, angielski. W poniedziałek po historii spotkanie z Rafałem Zakochasiem i Arkiem Wiosennym, potem przyjeżdża do mnie z Torunia Łukasz. O Łukaszu kiedyś pisałem… I na pewno jeszcze napiszę :)
Po egzaminach wracam do domku na chwilę i wtedy wspominany już Rewal.

Zbliża się koniec mojego pierwszego warszawskiego roku. He. Śmiesznie. Było, minęło. Sporo się działo. Zestarzałem się bardzo. W styczniu-lutym. Ten czas wiele we mnie zmienił. I Twardowski. Dzięki im za to. A z moich najnowszych odkryć wynika, że życie jest banalnie proste. Naprawdę.
Wszelkie problemy wynikają tylko z nas samych. Bo my sobie utrudniamy, komplikujemy. A po co? To wszystko jest proste. Tak jak uczucia. Nie można mówić, że się „kogoś chyba kocha”, „nie wie czy lubi”, „trochę ktoś się nam podoba”. Nie. To jest gra tak-nie. Nie ma nic pomiędzy. To wszystko jest takie proste… Jak dobrze, że na czas to odkryłem. Jestem dzięki temu szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy.

Obiecuję, że zacznę „coś robić” od następnego roku. Naprawdę.

Wypowiedz się! Skomentuj!