Mam dylemat. Muszę napisać blotkę, która w jakiś sposób chronić będzie prywatność osób trzecich, jednakowoż odsłaniając mnie całego. Mam nadzieję, że mi się uda.
Najpierw mała errata, której się misiek domagał. Bo on z Piotrkiem podczas weekendu nie byli w Barbie. Napisałem. Zadowolony?

W poniedziałek podopieczna odwołała korepetycje. Szkoda. 35 zł mniej, a sytuacja jest dość krytyczna. Przydałaby się kasa. I to bardzo. Boję się, żebym nie musiał się pod koniec miesiąca zapożyczać. To byłby wstyd. A jeszcze dziś musiałem kupić tabletki do ssania, bo mnie gardełko boli :(
Poniedziałkowego wieczora miałem się spotkać z Radkiem, ale odwołał nasz meeting. Przełożyliśmy go na dzisiaj. Dziś z kolei ja go odwołałem :) Ale do tego jeszcze dojdę. W poniedziałek bowiem dostałem zadanie na historię społeczną 'Kwerenda historyczna na temat społeczeństwa XIX wieku’. Pierwsza moja wątpliwość: „Co to kurwa jest kwerenda historyczna?!” Jakoś odkryłem znaczenie tego słowa. Nie mam terminu wyznaczonego, więc teoretycznie mogę to robić do września. Oczywiście zamierzam zaliczyć przed sesją. Ja nie mam czasu żeby potem gdzieś tam latać na dyżury.
No i byłem w Tesco! Bo jak mi BeBe i Szak złamały krzesło, to miałem sobie nowe kupić. Ale nie ma! I to już nie jest fajne ani śmieszne. Bo w Tesco są teraz tylko plastikowe krzesła ogrodowe i rozkładane krzesła leżakowe. Ani jedne ani drugie mnie nie bawią. Więc oficjalnie protestuję. Gdzie mogę kupić tanie krzesło biurkowe? :)

We wtorek miałem zaliczenie z ktsu. Ważna rzecz. Przeznaczyłem na naukę 3 godziny z czego wykorzystałem godzinę o 20 minut. To i tak sporo jak na mnie. Oczywiście ćwiczenia mam zaliczone. Na 4. Zastanawiam się czy nie poprawić, ale… w sumie… to chyba nie jest ważna ocena, a 4 nie jest takie znowu złe, prawda? I jeszcze kopnął mnie 'zaszczyt’ sprawdzania owych prac z doktorem i Martą. Sympatycznie. Pośmialiśmy się. Wykładowcy są naprawdę ludzcy prywatnie.
We wtorek wieczorem miałem się spotkać z Sebastianem, ale… to spotkanie też odwołaliśmy :) Przełożyliśmy je na piątek, po czym już dziś je odwołaliśmy. Hehe. Tak ostatnio mi się udaje ze wszystkimi spotykać.

Za to kazałem Pawłowi po maturze z niemieckiego, którą to pisał we wtorek właśnie, przyjść do mnie. Wiedziałem, że się źle czuje nadal po weekendzie. Powiedzmy, że zatruł się na tyle, że może to jeszcze potrwać jakiś czas…
Pisał, że nie przyjdzie i w ogóle, ale już w drodze do domu wyczułem, że robili z Anką mnie w konia i na pewno śpi teraz u mnie. Miałem rację. Misiu jest oczywiście słodki jak śpi :) Ale obudziłem go swoim przybyciem. Posiedział chwilkę, zjadł zupkę chińską (to dość popularne zajęcie gości w moim domu), pogadaliśmy, choć czuł się niezbyt dobrze. Pojechał do domku chcąc udobruchać swoją obecnością mamę.

W środę poszedłem na zajęcia średnio przygotowany, choć znów wyszedłem na jednego z nielicznych, którzy cokolwiek wiedzą. I dlatego te studia mnie rozleniwiają ;) Miałem iść na dyżur doktora Tyszki, ale pożyczyłem dzień wcześniej zeszyt i nie miałem się z czego nauczyć. Więc pójdę za tydzień. A po południu spotykałem się z Pawełkiem. Już mi przeszła złość za to, co zrobił na imprezie. Ach, bo jeszcze nie pisałem, że zrobił coś, co spowodowało, że się baaaaardzo baaaaaardzo wkurzyłem. Zrobił jedną z góra trzech rzeczy, których nie toleruję w związku i których nienawidzę. Poważnie zastanawiałem się, gdy mi o tym napisał, co z tym zrobić. Rozmawiałem z Kaśką K przez telefon. Doradzałem się, byłem bardzo zły i rozczarowany. Na szczęście widzę, że ma nauczkę i przeszło mi dlatego.

W środę doszło do jedynego zaplanowanego wcześniej spotkania :) Misiek przyjechał do mnie po 17 a o 20 ruszyliśmy do Marcina (który jest Marcinkowem, ale zakazał mi tak pisać) i Adama. Miała być też Sylwia Makusza, ale ona spędzała czas ze swoim facetem… Więc wszystko jasne. A my pojechaliśmy, po drodze napotykając na trudności w postaci: a. nieznajomości terenu, b. bandy dresów w autobusie linii 508, c. mojej znajomej z roku, której imienia zapomniałem.
Nieznajomość terenu udało nam się dość szybko pokonać. Dresy w 508 były pijane i krzyczały „Legiaaaa! Legia Warszawaaa!”, „Jebać Żydów!”, „Punki, brudasy – największe w Polsce kutasy!”, śpiewali „Sto lat” dla w/w koleżanki i jej towarzyszki. Dobrze, że nie byli agresywni, tylko głośno krzyczeli. Wysiedli przed nami. Tak jak koleżanka, której imienia nie mogłem sobie przypomnieć. Ej, no miałem jakąś pomroczność jasną.

Dotraliśmy na miejsce (czyli pętlę 508….) i trafiliśmy do Marcina i Adama. Tam oczywiście drinki dla nich i Pawła, dla mnie herbatka i Cola. Zaczęliśmy oglądać film na Ale Kino pod jakże nic nie mówiącym tytułem „Pedał”. Sympatyczna komedia sytuacyjna produkcji francuskiej. Która kończyła się po 23. My zaś wracać mieliśmy ostatnim metrem… Czyli, że ruszyć powinniśmy od nich właśnie około 23. Wtedy jednak misiek powiedział „obejrzyjmy do końca film…” i zostaliśmy.
Mieliśmy wracać nocnym, ale gdy tylko pojawiła się propozycja „Będziecie spać u nas!” to wiedziałem, że Paweł będzie chciał z niej skorzystać. Zgodziłem się pod warunkiem, że wstaniemy rano, bo ja miałem na dziś zaplanowaną Bardzo Ważną Kartkówkę Ze Statystyki, która miała być mega-poprawą trzech poprzednich kartkówek. A miałem się w czwartek rano pouczyć do niej.

W nocy misiek szalał :) I to bardzo :) Chłopcy tego nie wiedzą, ale tam się działy rzeczy, do których Dama nie powinna dopuścić w obcym domu… No, ale byłem stęskniony za Pawłem! I więcej ani słowa. A jego zamiary i tak nie zostały zrealizowane. Bo ja nie byłem w stanie – to raz, a poza tym chciałem spać z perspektywą rannego wstawania – to dwa.
I rzeczywiście przed 9 byłem na nogach. Gorzej z Pawłem. Jego nie jest łatwo dobudzić. Tym bardziej, że do kaca dołączyło jego… weekendowe zatrucie. Źle się czuł. W miarę upływu czasu coraz gorzej. Podziękowaliśmy chłopcom za gościnę i śniadanie (na marginesie dodam, że Marcin zabronił mi pisać o rzeczach, o których i tak bym nie napisał, bo mnie nie dotyczą a poza tym zachował się w pewnym momencie na tyle niestosownie, że zamierzałem w trybie natychmiastowym opuścić wieczorem jego mieszkanie…) a potem udaliśmy się do autobusu.
Misiek nie czuł się dobrze, więc sporą część drogi przeszliśmy. Potem znów autobus. Tramwaj… i dojechaliśmy do jego przyjaciela Piotrka. Tak chciał i tam go zostawiłem. Poszedł spać a ja po 14 wróciłem do domu. Z tego powodu odwołałem spotkanie z Radkiem i z tego samego powodu nie poszedłem na Bardzo Ważna Kartkówkę! I mam teraz nadzieję, że nie przeliczę się licząc na wyrozumiałość pana od tego fascynującego przedmiotu.

Przespałem się chwilkę, wziąłem superkąpiel i jak wstałem, zadzwonił misiek. Czy mogę go odebrać od Piotrka i odprowadzić do domu. Powiedziałem, że dopiero wstałem i zajmie mi to chwilkę. No dobra, to on nie chce. Na pewno? Tak.
Potem SMS. Pojechałem w końcu. Fakt, że to kawał drogi ode mnie, a potem znów do miśka kawałek, no ale widziałem, że czuje się naprawdę źle. Poza tym przysłał mi przed chwilką takiego SMSa, że wynagrodzone zostały moje całodzienne cierpienia ;)

Czas na podsumowanie. Mam nadzieję, że miśkowi przejdzie jego 'zatrucie’ jak najszybciej. Ale po weekendzie. Bo jeszcze gotów mnie gdzieś ciągnąć, a tu taki kryzys finansowy… No tak czy owak, modlę się o to, żeby wszystko było okej.
I mijają mi moje głupie wątpliwości. I dzięki Kaśka, że zadzwoniłaś wtedy.
Napaleni się odezwali. Prawie że sami z własnej woli ;) Najpierw ich opieprzyłem że milczą. Odpisali. A potem dzień czy dwa później już sami napisali. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.

I w ogóle mam nadzieję. A jutro posprzątam sobie. O!

Zmiana pioseki na blogu. Przebój sprzed lat.

Espen Lind „When Susannah cries”

When Susannah cries
She cries a rainstorm
She cries a river
She cries a hole in the ground

She cries for love
She cries a sad song
She cries a shiver
Sometimes she cries for me, too

And I say, I’ll never hurt her
But she knows it isn’t true
'Cause although I never told her
I think she knows about me and you
Now she cries with silent tension
This can’t be right
And the downtown special cries along
'Cause I’m leaving tonight

When Susannah cries
She cries a rainstorm
She cries a river
She cries a hole in the ground

She cries for love
She cries a sad song
She cries a shiver
Sometimes she cries for me, too

Now I slip the night around her
And I hope she’ll be okay
I just pray someone will find her
And guide her along her way
'Cause I’m leaving on the 1 a.m.
By soon I’m out of sight
But she’ll always be my baby
Though I’m leaving tonight

Every night I hear her
Talking in her sleep
She says „You know I’ll always be there”
And I feel like such a creep
Please take back the love she gave to me
And in time her grief may pass
Just tell her that I loved her
Now it’s all she has

When Susannah cries

Wypowiedz się! Skomentuj!