Wyją właśnie syreny. To tak, jakby miasto płakało. Warszawa krzyczy z żalu – „odszedł Jan Paweł II! odszedł Nasz Papież!!!”
Odszedł człowiek, który życie swoje oddał Chrystusowi i Jego Kościołowi. Człowiek, który walczył do końca. Mógł odejść w 1981. Mógł kilka razy potem. Mógł odejść na emeryturę 10 lat temu, mógł zrezygnować w każdej chwili. Ale czy wtedy wszystko co zrobił do tej pory, miałoby sens? Czy gdyby nagle powiedział – „teraz idę na emeryturę, bo chcę odpocząć” – jego dotychczasowe dokonania miałyby sens?
Od Jezusa nie można odpocząć. Albo się mu oddaje do końca, albo nigdy tak naprawdę się tego nie robiło.

Gdy leżał na łożu śmierci, wzywał kolejno swoich przyjaciół. Tych wszystkich, którzy towarzyszyli Mu przez te lata. Nie mógł nic do nich powiedzieć. Na pewno w Jego głowie formułowały się piękne jak zwykle słowa, które wypowiedziałby, gdyby nie ułomność ciała. Wezwał wszystkie siostry zakonne, które gotowały Mu obiady, wezwał lekarzy, wezwał swojego fotografa. I cały czas miał obok siebie Dziwisza.

A na placu św. Piotra ludzie śpiewali na Jego cześć, radosnym śpiewem mówili Mu – my też tu jesteśmy, my też jesteśmy Twymi przyjaciółmi i chcemy być z Tobą do końca. Zrobili to w czasach, gdy umierających ludzi wysyła się z domu do szpitala. W czasach, gdy nikt nie chce być przy umierających w hospicjach. Jan Paweł II do samego końca miał przy sobie dwójkę swoich największych przyjaciół – abp. Stanisława Dziwisza i Jezusa Chrystusa. Tego, z którym jest dziś.

Jego ciało przenieśli już do bazyliki, aby każdy mógł na nie patrzeć. Kilometrowe kolejki były do przewidzenia. Rzym obawia się przyjazdu nawet 5 milionów ludzi. Oni wszyscy chcą być z Nim, chcą oddać mu hołd i ostatnią posługę, czyli to, co należy Mu się nie za to co zrobił (bo za to nigdy nie chciał tytułów i poklasku), ale za to, że dał nam wzór. Oczywiście, że chciałbym być w Rzymie.
Ale nie stać mnie na to, nie znam tego miasta, nie miałbym z kim jechać, poza tym nie wiedziałbym co tam robić. Modlić mogę się wszędzie. Bo i Jan Paweł II jest już wszędzie. Co broń Boże nie znaczy, że „nigdzie”. Podczas wczorajszej rozmowy na GG znajomy wypomniał mi to, że to nie ma znaczenia, czy modlę się za Jana Pawła Wielkiego tutaj czy tam. Owszem, nie ma. Ale to taka wielka ptrzeba zrobienia „czegoś”. Chciałbym dać upust swoim emocjom, swojemu smutkowi, dać wyraz temu, że starałem się choć czasem słuchać Jana Pawła II.

Pójdę dziś na mszę na placu Piłsudskiego. Anka mówi, że nie chce tam się pchać, bo będą dzikie tłumy ludzi. Owszem, będą. Ale ja już mam dość siedzenia w domu. Chcę „coś zrobić”. Cokolwiek. Choć tyle, ile On zrobił dla mojej osoby. A przecież mimo tego, że nigdy nawet Go nie widziałem na żywo, to tak mi smutno z powodu Jego odejścia.
Głupia ciota płacze za Papieżem. Nie mam z kim o tym pogadać, bo chyba nie umiałbym płakać przy kimś. Piszę więc.

Gdy leżał w Watykanie i wszystko się wypełniało, powiedział „jestem zadowolony, wy też bądźcie”.
Posłuchajmy Go. Choć ten jeden raz. Bądźmy zadowoleni. Wypełniło się. Dokonało. Odszedł ten, który najpierw pocieszał ucieśnionych Polaków, przytulał trędowatych, dawał nadzieję młodym a potem poruszał się o lasce, przestał całować ziemię po przylocie, garbił się, prawie przestał chodzić, ślinił się podczas mówienia, nie mógł utrzymać w ręku kartki, zaniemówił. Ten, który dał nam przykład posługi do samego końca. „Bo tyś do końca nas umiłował, do końca nas umiłował”. Bo czy można inaczej niż do końca?

„Jeśli miłość” ks. Jan Twardowski (fragment)

lecz Ty co znasz ptaki po kolei
i buki złote
wiesz że jeśli miłość to tak jak wieczność
bez przed i potem

„Nie bój się” ks. Jan Twardowski (fragment)

a miłość daje to czego nie daje
więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd
a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej

I choć płaczę pisząc te słowa i czytając codziennie „Wyborczą”, „Newsweek”, „Politykę” czy „Wprost” to uśmiecham się przez te łzy. Bo przecież to, co się stało jest Dobre. Raz jeszcze skorzystam z Jego mądrości i powiem: Jestem zadowolony, wy też bądźcie.

Wypowiedz się! Skomentuj!