Czas zablogować. Jest wkońcu spokój. Ustatkował się zamęt, jaki trwał kilka dni. Wiem już jak jest.
Zacznijmy więc od tego, że oficjalnie ogłoszę, że jestem szczęśliwym posiadaczem partnera. Tak, Książe Samotności – jak określił mnie ktoś w komentarzach – nie jest już sam. Uprzedzając głupie teksty – to nie oznacza, że „nie wytrzymałem”. Po prostu dałem sobie i Pawłowi szansę. Być może to ostatni raz jak w życiu daję komukolwiek taką szansę. I wierzę, że jej nie zmarnujemy. Prawda, Pawełku?

Oznacza to zasadniczo kilka zmian w moim życiu – nie obowiązują już zasady ustalone w ramach filozofii „Stworzony Do Samotności” i „Beznajdzienie Żałosny”. Nie ma ich, tak jak nie ma kartek z tymi napisami na ścianie. Nie ma już tej tapety na pulpicie i nie myślę w tych kategoriach. Oświadczam także, że jestem skłonny wrócić do cmokania się ze znajomymi na przywitanie, jeśli wyrażą taką wolę i ochotę.

A co z Kacprem – zapytają co po niektórzy. Kacper ma się dobrze, choć lekko zagrypiony. Jutro ma wpaść do Wawy. Nasz kontakt jest utrzymany. Dzwoni niemal codziennie. Mam nadzieję, że zostaniemy znajomymi. Skomplikowane są nadal jego relacje z Napalonym i Jego Facetem, ale to nie miejsce na ten temat.

Poza zajmowaniem się problemami sercowo-towarzyskimi, uczęszczam wciąż do szkoły. Codziennie zjawiam się na uczelni, pochłaniając kolejne pokłady wiedzy. Nie twierdzę, że jestem cały czas w Instytucie Socjologii, bo tak nie jest. Dla przykładu – wtorkowy SMS od Sebastiana, spowodował, że urwałem się z ćwiczeń, na które początkowo planowałem się wybrać. Jednak perspektywa spotkania się z dawno-niewidzianym przyjacielem była na wskroś bardziej kusząca. Tchibo Cafe gościło mnie znów. Miło spędziłem kilkadziesiąt minut.
Na statystyce kolejne kartkówki, zaliczenia… jak zwykle. Nowością jest jednak to, że muszę się wziąć za pisanie pracy rocznej z Klasycznych Teorii Socjologicznych. „Freudowska krytyka religii” to mój temat. Termin: 11 maja. Czas chyba zacząć czytać odpowiednią literaturę.

Dziś byłem na pierwszych w tym roku zajęciach komputerowych. Nudy jak zwykle. Pomaga chyba jedynie to, że pozwalam sobie na wiele względem wykładowców. A to zaczynam opowiadać pani Samancie (która objęła zastępstwo na jednych zajęciach) o sukach i ich zdychaniu, a to znów pytam panią Martę dlaczego naśmiewa się z naszego wykładowcy (który rzeczywiście wygląda śmiesznie) gdy ona nie może powstrzymać śmiechu… Nie wspominam o tym, że na kartkówce zwierzałem się panu Adamowi z kłopotów miłosnych, a potem mailem rozwiewałem jego wątpliwości co do ich pomyślnego rozwiązania… Ja po prostu nie lubię nudy i nadęcia. Aha, no i z Martą i Iloną zapisaliśmy się na jakiś Turniej Negocjacyjny… zobaczymy co z tego będzie.

Jutro misiek ma koniec roku w szkole. Bezpośrednio potem ma przyjść do mnie. Wieczorem planuję romantyczną kolację dla nas i odpytywanie Pawła przed maturą. Niech się uczy!

Działo się wiele, pisać nie ma o czym. Wszystko drobnostki. Jestem szczęśliwy. Nie skaczę co prawda idąc ulicą, ale jest mi dobrze. Obawy staram się oddalić i raczej mi się to udaje. Jestem spokojny, radosny, pozytywny, czuję dobro – cokolwiek miałoby to oznaczać. Szykuje się zmiana wyglądu bloga (Sebastian Łódź się stara jak może…) i mam już przygotowane coś specjalnego na tło muzyczne.

Wypowiedz się! Skomentuj!