W poniedziałek, zgodnie z planem, spotkałem się z Michałem Lublin. Umówiliśmy się pod Empikiem na Nowym Świecie, skąd wspólnie już udaliśmy się do mojego Tchibo Cafe. Spędziliśmy tam trochę czasu, ale ileż można siedzieć przy kawie (czy też czekoladzie, którą z kolei ja zamówiłem). Postanowiliśmy pochodzić. Michał zlatał mnie po całym centrum. Byliśmy na Jasnej, Chmielnej, Dworcu Centralnym, Domach Centrum, Krakowskim Przedmieściu… słowem – wszędzie tam, gdzie można było pójść. Wszystko zajęło nam kilka godzin, po których byłem wypompowany jak nigdy. Zresztą spotkanie trwało dłużej niż przypuszczałem. Skończyło się kilka chwil po 15:00, co wiązało się z moją nieobecnością tego dnia na zajęciach…
Michał zaś okazał się mniej więcej taki, jakiego wyobrażałem sobie po kontakcie internetowym. Tzn. nie mam na myśli wyglądu – to wiedziałem od dawna. Był gadatliwy, przegięty, egzaltowany, zabawny, pełen życia… Taki właśnie, jaki był Michał Lublin z moich wyobrażeń i tego, co sam mi o sobie powiedział.

Wróciłem do domku i wegetowałem sobie już tego dnia. Jak zwykle rozmowy na GGównie. Dzwoniła też Pani W. Pogadaliśmy o wszystkim i o niczym. Było ciekawie, jak zwykle. My się jednak często nie zgadzamy w naszych poglądach politycznych, a to rodzi ciekawe dyskusje, których przebieg zawsze jest czymś ciekawym sam w sobie. Nie inaczej było tym razem. Wstępnie się umówiliśmy na spotkanie.

Jakiś pan podrywa mnie cały czas na GayLife’ie. Nie poddał się nawet po tym, jak mu powiedziałem, że nic z tego. On chce mnie poznać. Kurcze, no nie mam nic przeciwko temu. Przecież napisałem jakiś czas temu, że chcę poznawać nowych ludzi, spotykać się z nimi. Żyć znajomościami. Może ta będzie kolejna. Wymieniamy wiadomości na GL.

We wtorek musiałem iść na zajęcia. Czas najwyższy. Najpierw statystyka. Wyjątkowo nie musiałem nic poprawiać (będę to robił w czwartek), ale za to było kolokwium. Oficjalnie już wiem, że z 22 osób zaliczyły je dwie dziewczyny. On naprawdę myślał, że ktoś się będzie tego uczył na dwa dni przed wolnym? Nie…
Na więcej zajęć nie poszedłem. Rzadko je opuszczałem, więc mogłem sobie pozwolić. Jak szaleć, to szaleć. Byłem w BUWie i bibliotece wydziałowej. Muszę poczytać Nietzschego. Tak chyba wypada będąc studentem humanistycznego kierunku… Prawda? Mam więc teraz jakieś 6 jego książek. Przebrnę przez nie w czasie przerwy świątecznej. Albo chwilę po.

Wieczorem okazało się, że wpadają Napaleni. Iwonka i Ania, które tego dnia miały iść na nagranie Wojewódzkiego a poszły do Studenta i trochę wypiły, zaprosiły ich do nas. Dla mnie oczywiście lajcik, poza tym że nic nie przygotowane. A ja nie lubię tak gości przyjmować. Ani mieszkanie nie posprzątane ani nic… No, ale trudno.
Wpadli. Dziewczyny razem z nimi. Przynieśli film, który mieliśmy oglądać. I gdy już byliśmy blisko odkrycia tego, że film nie zadziała, dziewczyny zaczęły się kłócić. Nie wiem o co, bo robiły to poza moim pokojem, ale… tak czy owak film oglądaliśmy we trzech. Ja, Napalony i Jego Facet („Faceci w czerni 2”). W pewnym momencie musieliśmy przerwać. Huk tłuczonego szkła dwa metry za drzwiami od pokoju to niedobry znak. Tak się pokłóciły, że szyba w drzwiach od pokoju, który niedawno jeszcze był mój już nie istnieje…

Iwona sobie wyszła, Anka leżała na łóżku, a ja zbierałem szkło. Potem szybko zamiotłem, odkurzyłem… Bo co miałem robić? Goście w domku, film czeka, dziewczyny nic nie robią, noc idzie… Wkurzyło mnie tylko jedno. Już nie to, że coś się stało, czy że musiałem posprzątać za kogoś. Wkurzyło mnie to, że jak zwykle nie usłyszałem za to głupiego 'dziękuję’…

Film dokończyliśmy, Napaleni poszli do domku. A ja byłem gotów spać. Środa zaczęła się dość wcześnie. Rano uświadomiłem sobie, że na pierwsze zajęcia mam złą lekturę. Cóż więc – zrezygnowałem z udziału w nich tego dnia. Dziewczyny spały conajmniej do 13:00, kiedy poszedłem do szkoły. Jedne zajęcia i to do tego takie, które wyjątkowo szybko zleciały. Potem marsz do domku, ładna pogoda, więc spory kawałek przeszedłem. Ostatnie przed świętami zakupy w pobliskiej Jedynce i wróciłem.
Dziewczyny umówiły się na wieczór na kolację u brata Iwony. Ja zaprosiłem Sebastiana, z którym się daaaawno nie widziałem. W ciągu dnia doszo jeszcze spotkanie z Pawłem. Pierwszy z nich zjawił się koło 19:30, drugi – koło 20:00. Poznali się.
Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, powygłupialiśmy się. Nic specjalnego. Było zabawnie, miło. Dobrze było znów ich spotkać. Wyszli dość niedawno. A ja wciąż niespakowany. Muszę zacząć dziś, żeby jutro rano móc się pouczyć. O 12:15 mam poprawę egzaminu. Niby ostateczny termin. Więc wartoby zaliczyć, prawda?

O 14:20 mam pociąg do domku. Jadę i szybko nie wracam. Posiedzę aż do 3 kwietnia. Co prawda za tydzień w czwartek mam już zajęcia, ale tylko jedna statystyka… Piątek wolny, weekend też… Olałem to więc. Nie wracam tak szybko. Oczywiście na 4 kwietnia jestem już umówiony na spotkanie…

Póki co jednak życzę tym z was, którzy obchodzą święta Wielkanocne, aby były one spokojne. I tylko tyle. Do usłyszenia za jakiś czas.

Wypowiedz się! Skomentuj!