Dolce i Gabbana
No to się zaczyna. A raczej kończy. Idzie sesja, kończą się zajęcia, czas brać się za siebie. Eeee tam.
Gówno prawda. Uczyć się nie będę. To znaczy – na pewno nie teraz. Na razie mam ważniejsze sprawy na głowie. Dziś na przykład wycinałem zdjęcia nowych kolekcji mody męskiej, żeby przyczepić je sobie do monitora. Dolce i Gabbana, Trussardi, Roberto Cavalli – ich modele są teraz na wysokości mojego czoła. I tak ma być.
Poza tym we wtorek zaliczyłem kartkówkę ze statystyki! Znaczy – tę zaległą. Bo kolejnej już nie było. I nie będzie też jutro. Wykładowca się nad nami zlitował. Chwała mu za to oczywiście. Dziś miałem kolokwium z angielskiego. Myślę, że zaliczę raczej bez problemu. Jutro lub pojutrze lektor ma nam wysłać mailem wyniki. Czekam więc z niecierpliwością. Mam pierwsze wpisy w indeksie… Wszystko zaczyna kręcić się wokół tego jednego tematu.
A ja oczywiście myślę o czym innym. Dzisiaj Ilona, Marta i Kaśka [specjalnie wymieniam je imiennie] dały mi śliczną żółto-czerwoną różę z okazji moich imienin. Dodatkowym bonusem była herbata z Irish Cream. Pyszna. Moje dziouchy kupiły mi pół litra Karmi. I właśnie kończymy posiadówę podczas której spożyłem to Karmi. Nie wspominam już, że pół dnia spędziłem dziś przy komputerze Anki próbując reanimować Windowsa XP. Sukces jest połowiczny. Na tyle połowiczny, że jutro zaczynamy przygotowania do reinstalacji całego systemu. Czas najwyższy. Mój komputer już też na to z niecierpliwością czeka.
Andrzej pisze miłe rzeczy. W SMSach pisał o przytualniu się do mnie i w ogóle… no tak miło pisał. Aż sam nie wiem co o tym myśleć. Za to Michał się nie odzywa. O ile jeszcze na początku tygodnia odpowiedział na moje SMSy, tak od dwóch dni kompletna cisza. I niby wszystko okej, ale po co do końca utrzymywał fikcję pod tytułem „spotkamy się jeszcze”, „brak mi po prostu czasu”? Nigdy tego nie zrozumiem.
Jutro umówiłem się na wyjście do… McDonald’sa z dziewczynami z wydziału. Andrzej też będzie. Ja wiem, że brzmi dziwnie najpierw umawianie się z nimi na kaszankę, której wspomnienie do dziś jest chwalone a jej sława niesie moje nazwisko przez cały instytut socjologii, a teraz do McDonald’sa, ale czasem gdy idziemy przez miasto wpadają nam jakieś głupie pomysły, czy też rzucamy jakimiś śmiesznymi skojarzeniami – które potem postanawiamy realizować.
Zakochałem się w J.S. Millu. A raczej w jego dziele „O wolności”. To, co na razie przeczytałem zakrawa na nazwanie tego arcydziełem. Twórca idei liberalizmu jest naprawdę geniuszem. Czy też był… to nie ma znaczenia. Ważne jest to, że mówi o rzeczach, które są mi bliskie. Niczym nieskrępowana wolność słowa, wolność wypowiedzi, wolność wyznania. Do tego dorzuca całkowity antydogmatyzm, co nierozerwalnie wiąże się z moim amoralizmem.
Ah, bo zapomniałem powiedzieć, że jestem amoralistą. Ostatnio to odkryłem. To znaczy wiedziałem, że mam taki pogląd, ale nie wiedziałem, że tak się go określa. Odrzucam pojmowanie 'dobra’ i 'zła’, jako wartości uniwersalnych. Nie oceniam cudzych poglądów, myśli, czynów. Nie mam do tego prawa. Mój system wartości nie jest lepszy od innych, a przez to nie mogę przez jego pryzmat mówić czy to, co robią inni jest dobre czy złe.
Z cyklu „jestem żałosny” dziś kolejna wpadka. Wpadka w moim życiu oczywiście. Jest taki 17latek na GayLife’ie, który od dawna mi się podobał. Kiedyś nawiązaliśmy jakiś tam kontakt elektroniczny i nawet zaczęliśmy się umawiać na spotkanie, ale wkońcu nic z tego nie wyszło. Od niedawna nasz kontakt znów ożył, bo gadamy na GG jak tylko on się pojawia. Wszystko byłoby okej i w porządku, gdyby nie to, że gdzieś tam w zakamarkach mojego słabego umysłu zawsze pojawia się malutka nadzieja, że może…?
Dziś odkryłem jednak, że rzeczony delikwent jest bawiącym się ludzkimi emocjami gówniarzem bardzo pewnym siebie. Czego też nie omieszkam wykorzystać. Jak – na razie nie powiem. No tak czy owak David Warszawa namawia mnie do tego, żebym w imieniu pokrzywdzonych przez tego młodego dał mu nauczkę. W której to David chce mi pomóc.
W pierwszym momencie pomyślałem, że czemu nie?! Ale potem naszły mnie dwie myśli. Skąd ja mam wiedzieć, że to, co on robi jest złe? Może wcale nie jest, tylko mi się tak wydaje? A poza tym nie jestem sędzią, żeby rozstrzygać o tym. Że już o wymierzaniu sprawiedliwości nie wspomnę – to po drugie. Przeszło mi więc.
A żałosność moja tym razem objawia się w tym, że znów miałem jakąś malutką nadzieję.
Tymczasem przecież chcę i uwalniam się od potrzeby posiadania partnera. Jestem Stworzony Do Samotności. I tak musi już zostać.
I ubiegając wszystkich komentujących – nie, to nie jest smutne! Czy stwierdzenie faktu musi przynosić jego wartościowanie? To nie jest ani dobre ani złe. Po prostu tak jest i należy to przyjąć. Nie, Jakubie, to nie oznacza, że nie jestem człowiekiem sukcesu. To nie oznacza niczego więcej ponad to, co znaczy :)
W piątek mam wolne. Jakaś impreza?
Czy… nauka?!
Mill? kiedys sie z tym zetknalem… ale osobiscie wole Hobbesa. Czytales „Lewiatana”?
bycie singlem to JEST dobra rzecz. popieram.
Zniszcz gnojka- szarpie opinie porzadnym 17-tolatkom =/
-> Jakub Warszawa (sumerolog)
Oczywiście, że czytałem! Jakub! Za kogo Ty mnie masz?! ;)
Ale i tak wolę Milla.
-> djaevul
Hmm… Kwestia dyskusyjna dla każdego, ale okej :)
-> Olleg
Wykluczone. Nie ja jestem od oceniania. Nie ja jestem od wydawania opinii. I nie ja jestem od ewentualnego karania lub nagradzania.
Ja tylko oglądam.