Bo to nie jest łatwe. Owszem, można sobie powiedzieć, że jest się Stworzonym Do Samotności (SDS), ale przkonanie siebie samego do tego już takie proste nie jest. Na codzień nie mam już co prawda problemu. Nie oglądam się za facetami z nadzieją „może to pedał? i może podejdzie i zagada?” To mi już przeszło. Nie rozpaczam też, że nic nie wyszło kolejno z Arielem, Arkiem i Michałem. Nie mam z tym problemu.
Najgorzej jest wieczorem. Wtedy zaczynają się problemy, przemyślenia. Nie myślę o nikim konkretnym. Po prostu czuję takie kłucie w klatce piersiowej. Nie będę tragizował. To nie serce. To mój mózg chciałby, żeby kłuło mnie właśnie serce i tam kieruje to uczucie. Ale to nie ma znaczenia. Ważne jest to, że wieczorem o tym myślę. Zastanawiam się w sumie czy rzeczywiście można żyć bez miłości.

I wtedy – jak zwykle – pomaga mi Twardowski. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że gdybym nie dostał go w czerwcu ubiegłego roku, to moje życie wyglądałoby inaczej. A tak, wiem, że „nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek”! To przecież takie oczywiste. On potrafi powiedzieć mi o takich oczywistych sprawach, o których się nie myśli albo nie pamięta. On mi przypomina.

„Bliscy i oddaleni” ks. Jan Twardowski

Bo widzisz tu są tacy, którzy się kochają
i muszą się spotkać aby się ominąć
bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze
piszą do siebie listy gorące i zimne
rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało
są inni, co się nawet po ciemku odnajdą
lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać
tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął
byliby doskonali lecz wad im zabrakło

Bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej
niektórzy umierają – to znaczy już wiedzą
miłości się nie szuka – jest albo jej nie ma
nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek
są i tacy co się na zawsze kochają
i dopiero dlatego nie moga byc razem
jak bażanty, co nigdy nie chodzą parami

Można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
Nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem

Na GayLife’ie wszyscy mnie męczą o to, że wcale nie jestem SDS i że nie jestem Beznadziejnie Żałosny (BŻ). Co oni moga o tym wiedzieć? Przecież mnie nie znają. Kiedy wkońcu wszyscy wkoło zrozumieją, że jest to mój świadomy wybór. Wybór do tego nie podyktowamny emocjami tylko rozumiem. To powinno świadczyć jakoś o mojej dojrzałości emocjonalnej chyba? Wyznaczyłem sobie drogę życiową i teraz staram się nią kroczyć. Mimo, że moje emocje i mój popęd mówią mi inaczej – ja świadomie się im sprzeciwiam.

Te przemyślenia zajmują mi czas przed egzaminami. Dziś miałem jeden – z angielskiego. Chyba prosty. Napisałem dość szybko, wyszedłem… prawdę mówiąc, to o wyniki jestem o tyle spokojny, że zdam. Nie zależy mi na jakiejś bardzo wysokiej ocenie. Owszem, byłoby miło, ale… ludzie, są ważniejsze sprawy. Jutro kolejny egzamin – klasyczne teorie socjologiczne. Uczyłem się. Ale już mam dość. Nie chce mi się. Nie ukrywam, że nie kułem jak głupi. Przejrzałem notatki, lektury, zapiski z wykładów, przeczytałem Szackiego. I musi wystarczyć.

Dzisiaj rozmawiałem z Sebastianem Warszawa. Pytał mnie o kim myślę przed pójściem spać. Nie chciał uwierzyć, że o nikim. Ale naprawdę tak jest. Wczoraj wieczorem idąc spać (wyjątkowo wcześnie, bo o 6:10 miałem pobudkę) modliłem się. Przede wszystkim o swoich byłych facetów. Żeby im się w życiu ułożyło. Żeby byli szczęśliwi. A potem o moich wszystkich homo-znajomych. Zwłaszcza o tych, z którymi dawno nie miałem kontaktu. Był więc Maciek Szczecin, Marcin Szczecin, Mateusz Wrocław, Napaleni oczywiście, Jakub Warszawa no i mnóstwo innych. Myślałem o każdym z nich z osobna i zastanawiałem się o co mogę się dla niego pomodlić.

Dzisiaj też rozmawiałem na GG z Piotrem. Dawno się nie widzieliśmy. Dziwna ta rozmowa. Zarzucił mi, że się zmieniłem, ale nie chce powiedzieć na czym ta zmiana miałaby polegać. Obiecałem mu, że będę go o to męczył. Potem pomyślałem, że napiszę do Przemka. Co się okazało? Że Marcin Szczecin ma się do niego wprowadzić niedługo. Kurcze, i dobrze! Niech im się tam szczęści. Myślę czasem jeszcze o tym, jak to było z Przemkiem. O Piotrze też myślę. Zawsze są to myśli pozytywne.
Tylko, że zawsze myśli te powodują u mnie znów to kłucie. Kurcze… ale przejdzie mi. Wiem to. To kwestia tego, że do tej pory swoje szczęśliwe życie wyobrażałem sobie jako dom, gdzie jestem ja i Ten On u mojego boku. No a teraz zmieniam „my vision of paradise”. Z czasem przywyknę.
Tak, tego chcę.

Wypowiedz się! Skomentuj!