Zapuściłem się trochę. Dosłownie i w przenośni. W przenośni, bo od czwartku nie napisałem na blogu ani słowa (mea culpa, mea culpa…) a dosłownie, bo chciałem zobaczyć jak to jest, gdy mam owłosioną twarz. Już wiem. Źle jest :)

Chory jestem nadal, choć mam wrażenie, że najgorsze ze mną. Moje białe ciałka chyba dają sobie radę z wirusem, który mnie zaatakował. Grypa to straszna rzecz. W sobotę miałem dreszcze i w ogóle czułem się źle jak nigdy. To jeszcze nie koniec – w ramach kuracji zdrowotnej nie tylko zażywałem leki z paracetamolem (czego nie mam w zwyczaju NIGDY robić), ale też przygotowałem sobie mieszankę żółtko+cukier+wódka… No co? Ktoś-tam polecił, to spróbowałem. A że wódkę jeszcze z Kokonu miałem w oryginalnej, małej buteleczce, to mogłem sobie przygotować.

W domu pustki. Mam na myśli głównie lodówkę. Nie mamy kasy, a poza tym nie widzimy już sensu kupowania czegokolwiek konkretnego. W końcu Anka już jutro, a my z Iwonką w środę będziemy w drodze do domu. Dziś swoją drogą dzwoniłem do mamusi, bo ma urodzinki! Czterdziestka to chyba ważny moment, co? No tak czy owak zadzwoniłem, pogadaliśmy chwilę i od razu lepiej. Ostatnio mi w ogóle rozmów brakuje. Bo siedzę całe dnie sam w domku, dziewczyny na uczelni… i nie mam co robić. Więc w przerwach między snem wchodzę na Tlena (nawet robię się dostępny!) czy tam na GayLife’a… Czatuję, koresponduję… staram się zająć sobie czas.
Dziś mam w planach sprzątanie mieszkania.

Największą niespodzianką weekendu była wizyta Napalonego i Jego Faceta. Siedzimy sobie w piątek z dziewczynami i sie obijamy, a tu koło 23 dostaję SMSa, że oni zaraz u nas będą… Wysłałem ich na stację po jakieś picie (bo się gości już nie spodziewaliśmy, więc za bardzo nic nie było) i w ciągu 5 minut musieliśmy wywietrzyć pokój, posprzątać mieszkanie, a ja musiałem jeszcze się przebrać. Nie będę przecież witał gości w moim chorobowym ubraniu! Klasę trzeba mieć ;)
Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, poplotkowaliśmy (ależ nowość!) – oczywiście w międzyczasie ciotki zdążyły się pokłócić i pogodzić. To standard. Pojechali koło 2:30.

A skoro o kłótniach mowa, to Iwonka i Ania mają jakiś kryzys, tak że dziś nawet spałem z Iwonką na jednym łóżku! :) Niby to normalne, bo jedna połowa łóżka należy do niej, ale… od połowy września, gdy przyjechaliśmy do Warszawy – po raz pierwszy zdarzyło się, żeby Iwona spała u siebie, a nie u Ani. Pogodzą się. Znam je.

Problematyka sylwestra pojawia się czasem w rozmowach z innymi. Napaleni donieśli na przykład, że w Kokonie impreza w wigilię Nowego Roku kosztuje jedyne 50 zł. W tym 5 drinków, szampan i jakieś żarcie! To bardzo tanio. Mimo wszystko ja się na to nie skuszę. Chyba naprawdę spędzę ten dzień w domku. Tak chcę.
Oczywiście wciąż mam gdzieś tam w tle propozycję Kamila Szczecin, żeby wpaść na domową imprezę do jego koleżanki… Ale jakoś nie… nie mam ochoty…

Dziś Maciek Szczecin odbiera wyniki… Stresuję się prawie, jakby to mnie dotyczyło. Dzwoniłem do niego w ub. tygodniu i wiem, że się boi. Nic dziwnego. Ja też.

Z kolei z koleżanką z wydziału – niejaką Martą G. – postanowiliśmy, że zrobimy coś dla Instytutu Socjologii UW! Założymy organizację, która zacznie mniej lub bardziej wyręczać Samorząd Studencki w organizacji imprez – zwłaszcza kulturalnych i wydawaniu pożądnej gazety studenckiej. Taki jest plan. Zaraz po Nowym Roku zaczynamy zbierać chętnych do współpracy.
W ten sposób chyba wrócę do tego, co lubiłem najbardziej – do działalności społecznej. No i robienia gazety.

Oczywiście wciąż mam na uwadze współpracę z „Gazetą Studencką”. Gdyby nie choroba, miałbym już większość materiałów. Teraz jednak muszę wszystko przekładać. Ale nie zrażam się tym – na pewno mój tekst będzie fenomenalny :) Prawda?

Bibliotekara chora… Tzn. chyba zdrowa, ale w szpitalu była. Ja jej tu SMSa z żaleniem się na grypę wysyłam, a ona mi pisze, że pozdrawia ze szpitala w Gryficach! Poczułem się jak idiota… ale przecież nie wiedziałem! Gdybym wiedział, to bym się tak nie wygłupił. Tak czy owak, pocieszyłem, napisałem, życzyłem zdrowia.
Gadałem też ostatnio z Panią W. Jesteśmy umówieni zaraz po moim przyjeździe na robienie warsztatów. Mam na myśli ich przygotowywanie. Strona www już gotowa, kilka osósb ją testuje – zaczynamy ostro ruszać do przodu. Czas najwyższy, bo przecież mamy ledwo dwa miesiące!

Tak chaotycznej blotki jeszcze nie miałem. Po prostu staram się przypomnieć sobie wszystko, co działo się przez ostatnie kilka dni. A to dość trudne. Zwłaszcza, że przez sporą część tego czasu byłem lekko nieobecny z powodu choroby i paracetamolu, który działa na mnie o tyle mocno, że nigdy go nie stosuję.

Rozwijam swoje internetowe znajomości – a to z sąsiadami z bloku obok (którzy pochodzą ze Szczecina…), a to z piętnastolatkiem, który jest śliczny i który mnie podrywa, a to znów z innymi fajnymi chłopcami, którzy i tak pozostają tylko w sferze marzeń i niedostępności.
Za to David Warszawa chce poderwać Sebastiana Warszawa… Obaj nie wiedzieli przy tym, że są moimi znajomymi. Żeby było śmieszniej, to odkrywam, że prędzej czy później wszyscy moi znajomi, którzy pojawiają się na blogu – poznają się na żywo. Miłe to.

Skoro zaś o blogu mowa, to zrobiłem sobie dziś psycho-testna temat mojego bloga… Oto wynik:
Twój blog może być ciekawy, bo lubisz ludzi i jesteś ciekawa(y) świata. To, czego Ci potrzeba, to znalezienie złotego środka, równowagi między żywiołowością i spokojem. Poddawanie się nastrojom, to rozpraszanie energii, którą mogłabyś (mógłbyś) poświęcić na wyrażanie siebie – np. tworzenie. W kontaktach z ludźmi potrzeba Ci nieco śmiałości i odwagi, nie bój się swojej kreatywności, pomysłów, zapału. Im będzie tego w Tobie więcej, tym łatwiej będzie Ci pisać – czytelnik wyczuję tę energię.

Mam wrażenie, że i tak zapomniałem o jakiś ważnych rzeczach, które się działy ostatnio… To przez ten chaos. Trudno, wszyscy będą musieli mi wybaczyć.
W końcu to mój blog. Aha! I ja chcę już do domu.

Wypowiedz się! Skomentuj!