sobotni poranek

Tak, powiem mu. Muszę.
Dotarło to do mnie ostatecznie wczoraj, gdy wracałem z kafejki internetowej. Zaszedłem do pobliskiego kościoła – akurat trwało tam sprzątanie, więc mogłem na chwilkę przyklęknąć i się pomodlić. I już wiem, że muszę mu powiedzieć. Tak, jak w jednym z komentarzy napisał Maciek Szczecin – nie mogę dalej brnąć w to kłamstwo. Muszę być szczery wobec niego. I siebie.
Boję się tego strasznie. Nie wiem jak Arek zareaguje. A co będzie jak powie „żegnaj”? Ma takie prawo. A ja nie mam prawa odwodzić go od takiej decyzji. Jak zwykle w sprawach męsko-męskich widzę najczarniejsze scenariusze. Nie chce mi się wierzyć, że będzie inaczej. Choć chyba właśnie tak powinienem to sobie wizualizować. Ponoć to pomaga i wpływa na pozytywne rozwiązanie kłopotów.

Pewno niektórzy zastanawiają się skąd w mojej poprzedniej blotce wstawka do mieszkańców mojego rodzinnego miasta… Po prostu dotarła do mnie kolejna informacja na temat ludzi czytających duzyformat.blog, a którzy z niego pochodzą i których to ja nie informowałem o istnieniu bloga. Mam już dystans do tego miasta i do tego, co się w nim dzieje. Być może wzbudza tam sensację, że jestem gejem. Tutaj po pierwsze nikogo to nie obchodzi, a po drugie – nie szokuje. Nawet w jednym z wydań „Wydarzenia i Kultura” dodawanego gratis do „Wprost” był poza działami Teatr, Opera, Kino, Puby itp osobny, który nazwano Orientacje. To staje się coraz naturalniejsze.

Ariel i Mirek nie odpisali. Pan od wany był i naprawił. Wczoraj znów nie odbyły się ćwiczenia z logiki… W ciągu tygodnia wydałem na telefon 40 zł! No i wczoraj dzwoniła mamusia. Pogadaliśmy sobie chwilkę, nawet babcia się załapała na rozmowę :)

Ogólne samopoczucie dzisiaj: do przodu. Nie jest źle. Choć kumulują się emocje związane z faktem, że czeka mnie rozmowa z Arkiem. Który, swoją drogą, nigdzie wczoraj nie poszedł! Wrócił z pracy po 22, dziś miał na 8, więc nie za bardzo niby była szansa na wyjście. To tylko pozory. Zdarzyło się już nam być na imprezie mimo takich samych godzin pracy :) Jak człowiek chce, to może. Łatwo więc można się domyślić, że wczoraj się z Arkiem nie spotkałem. W sumie chyba dobrze – byłem zmęczony. Czym? Jedzeniem pizzy. Zamówiliśmy sobie wczoraj takową. A nawet dwie (w promocji TelePizzy druga pizza tej samej wielkości z jednym składnikiem mniej tańsza o 70%!). No i jedną całą prawie ja zjadłem. Kiedyś zrobiłbym to bez problemu. Wczoraj pizza wygrała.

No i po raz pierwszy wygrałem w jakimś poważnym konkursie! Zostałem Twarzą mBanku! Wysłałem im swoje foto i teraz będą wykorzystywać je w reklamach na swojej stronie internetowej. Więc zaglądajcie na www.mBank.pl i szukajcie tam mordy duzegoformatu :)

sobotni wieczór

Najpierw małe sprostowanie. Okazuje się, że pizza ze mną nie wygrała! Nie, nie dojadłem jej. Po prostu Ania uświadomiła mi, że zjadłem jeden kawałek z ich pizzy serowej, więc w sumie wychodzi na to, że w sumie dałem radę jednej całej średniej pizzy na grubym cieście z TelePizzy. Jestem w formie.

Sebastian Wawa wyraża wolę wyjścia wieczorem ze mną. No i okej – to mi się podoba. Bo Arek nie daje znaku życia. Wiem, że miał do pracy na 8. Ale jest 19:19 i chyba już skończył strzyżenia. Takie przynajmniej mam przekonanie. Anka cały czas mi w związku z tym dogryza… Że pewno jest zajęty jakimś klientem i że pewno ma zajęte ręce… Ale ja naprawdę nie mam powodu, żeby mu nie ufać. Wychodzę z założenia, że jest wobec mnie szczery. To chyba zdrowe podejście?

Wróciliśmy właśnie z zakupów. Careffour Arkadia jest teraz naszym miejscem pielgrzymek zakupowych. Wydaliśmy ponad 180 zł… Na zakupy czysto spożywcze. Kupujemy prawie tylko promocyjne rzeczy! Dziś oszukaliśmy Careffour’a na jedno opakowanie kukurydzy Bonduele… No co? Jesteśmy złoczyńcami i hultajami. Po prostu w promocyjnym opakowaniu zamiast fasolki szparagowej tej fimry wsadziliśmy właśnie kukurydzę. No, ale skoro nikt się nie zorientował – ich strata.

Jeśli Arek da znak życia, to po pierwsze – dostanie O-P-R za milczenie przez cały dzień, po drugie – pewno pójdziemy do Barbie a potem do Utopii, a po trzecie – muszę mu powiedzieć. Jeśli nie da znaku życia, to po pierwsze – musi szukać baaaaardzo dobrej wymówki, po drugie – pojdę do Kokonu. Bez względu jednak na to, czy się odezwie czy nie – spotykam się z Sebastianem Wawa. I taki jest dziś plan.

A już w środę do domu…

niedziela 12:44

No i byłem na imprezie. Arek się odezwał.
Chwilę po moim wyjściu z domu napisał SMSa, że dopiero skończył pracę i dziś idzie na imprezę zamkniętą z Robertem i Przemkiem. Odpisałem mu, że to mi się nie podoba i musimy się spotkać, żeby pogadać. Chcę to załatwić przed wyjazdem do domu. Tak nie może być. I choć mówię to z ogromnym zawodem, bólem i żalem – to chyba był niecelny strzał. Kolejny.
Tak, przyznaję, że z Arkiem chyba nic nie będzie. I to zasrane słowo 'chyba, bo oczywiście gdzieś tam na samym dnie, mimo zdrowego rozsądku, jasnego myślenia i przyjmowania oczywistych argumentów – przeżyło to, co najtrwalsze czyli nadzieja. Człowiek to jedak głupie stworzenie.

Potem starałem się całą noc nie myśleć o Arku. Z Sebastianem Wawa spotkałem się pod Rotundą. Był z nim Michał Wawa, którego znałem z opowieści Sebastiana no i osobistych kontaktów z Maćkiem Frodo (że nie wspomnę o przypadkowych spotkaniach w Utopii i fakcie, że Arek też go zna). Poszliśmy po długiej naradzie do Cava na Nowym Świecie. Tam jednak taki ścisk, że nie było sensu siedzieć. Postanowiliśmy się przespacerować. Chwilę później jasne się stało, że zgodnie z moimi przewidywaniami, udajemy się do Kokonu.

Tam – kolejna niespodzianka. Napalony i Jego Facet. Nie mogło być inaczej. Dosiedli się, poznali się wszyscy no i ciotki zaczęły opowiadać mi co tam u nich. W końcu nie widzieliśmy się bite dwa tygodnie! Jak zwykle u pedałów – w takim czasie sporo się dzieje. Trochę głupio mi było, że wyłączyłem się z rozmowy z Sebastianem i Michałem… No, ale z nimi miałem spędzić resztę imprezy, a Napaleni nigdy nie siedzą długo. Tego wieczora zaś wyjątkowo krótko. Bo choć muzyka w Kokonie była całkiem fajna, to postanowiliśmy się przenieść do Utopii. Zgodnie z moimi przewidywaniami.
Napalony i Jego Facet przewieźli nas pod same drzwi ulubionego klubu pedalskich elit i pojechali do domu. Oczywiście z całą czwórką obgadałem wygląd pozostałych uczestników naszego posiedzenia. No co? Przecież po to są imprezy.

W Utopii bawiłem się wyjątkowo wyśmienicie. Muzyka fajna, DJe drażnili się z ludźmi (co uwielbiam), no i na początku nie było takich tłumów. Widziałem, że Sebastian i Michał chyba też nieźle się bawili. Swoją drogą – ich relacje są bardzo skomplikowane :) Co jakby mnie w ogóle nie dziwi. Już mnie nic nie dziwi.
Aż tu nagle – szok. Obaj stwierdzają, że już chcą do domu. A była 2:30!!! Miałem alternatywę w postaci pozostania samotnie w pedalskim klubie conajmniej do 5, kiedy to zaczynają jeździć dzienne, albo jechać z nimi. Tym bardziej, że Michał był samochodem i stwierdził, że może mnie podwieźć. Mieszka całkiem niedaleko mnie.
Tak, wróciłem. Choć powiem szczerze, że argumentem na zostanie była – znów – nadzieja, że Arek zjawi się potem w Utopii. To dałoby mi możliwość porozmawiania z nim, a może wręcz zrobienia sceny. No bo miał być na imprezie zamkniętej. A tak, nie wiem… może i był.

Michał – na moją prośbę – podrzucił mnie do skrzyżowania Woronicza i Niepodległości. Przeszedłem się kawałek, zjadłem kanapke i położyłem się spać.
Wstałem dziś przed 12. Już zdałem dziewczynom relację z tego, co się działo, przekazałem ich egz. Aktivista i teraz bloguję a one szaleją w pokoju obok. Próbuję się pogodzić z myślą, że to był zły strzał. Nie twierdzę, że będę płakał, podcinał żyły czy coś… Ale jestem zły. Na to, że się pomyliłem, na bezradość, na to że dałem z siebie zrobić idiotę.

niedziela 20:53

Byłem u Arka. Pół dnia dziewczyny truły mi, że muszę się z nim spotkać, że powinienem z nim pogadać i najlepiej, żebym się z nim pożegnał – jakbym sam tego nie wiedział. W końcu napisał, żebym przyszedł. Oczywiście wcześniej one spisały jego numer i coś do niego napisały.

Po drodze – mieszane, jak zwykle, uczucia. Wiem, że najrozsądniej byłoby powiedzieć „żegnaj” i już. Ale kiedy ja nie chcę… Człowiek to chyba takie głupie stworzenie, że zawsze szuka pozytywnych stron, zawsze ma nadzieję. Albo może inaczej. Niekoniecznie każdy człowiek, ale ja na pewno. I choć Plan Grubej Kreski zakłada 3. Nie zapominać o błędach i pomyłkach, to ja wciąż chcę dać mu szansę. Dlaczego?
Bo jak z nim jestem to czuję się dobrze. Lubię z nim rozmawiać, słuchać go, przebywać z nim, przytulać go, całować… No i nie mam powodu, żeby mu nie ufać, prawda?

Z takimi mieszanymi uczuciami: „pożegnać – dać szansę” jechałem dziś do niego.
Dzwonię domofonem. Cisza.
Znowu. I znowu.
Przez żaluzje jego okna prześwituje światło telewizora. Ktoś na pewno jest w mieszkaniu. Puszczam sygnał telefonem. Znowu dzwonię domofonem.
Otwiera Arek.

Wchodzę do niego do domu, widzę, że leży na kanapie a w telewizji leci „Rodzina zastępcza”, czy jak to się tam teraz nazywa. Arek leży, więc ja siadam na krześle naprzeciw niego. I widzę, że on usypia. Tak będzie przez całą godzinę. Zresztą nic dziwnego, skoro położył się spać dwie godziny wcześniej po poworocie z blisko dwudziestogodzinnej balangi.

Próbowałem z nim rozmawiać, ale był tak senny, że nie jestem pewien, czy jutro będzie pamiętał to, co udało mi się powiedzieć. Wyjaśniłem mu, jak ja to widzę. Pytałem o jego zdanie, ale nie był w stanie rozmawiać. Po godzinie stwierdziłem, że to nie ma sensu. A siedząc tam zastanawiałem się czy nie powiedzieć mu, że nasze spotykanie się w ogóle nie ma sensu… Nie powiedziałem. Sam zdałem sobie w końcu sprawę, że nie chcę tego kończyć. Chcę to zmieniać.
No tak czy owak – wyszedłem po godzinie. Na dowidzenia powiedziałem mu, że jak się wyśpi i postanowi ze mną porozmawiać, to ma zadzwonić. Faktycznie daję mu 48 godzin. Jeśli do tego czasu się nie odezwie, nie spotkamy się to chyba naprawdę będę musiał to skończyć.

Nie wiem jeszcze, czy będę potrafił. Ale decyzję podjąłem. Ma czas do wtorku do 21:00.
Chyba się staram, prawda?

Dopisane dużo później…
Będzie coś czego dawo na blogu nie było. Wiersz. Tym razem nie Twardowski. Mało znana autorka, ale treść tak mi bliska.

„Nadzieja wbrew beznadziei” Sadzisz Michalina

Nasyca każdą chwilę
Życia
Nadaje sens
Jej istnieniu
Rozświetla drogę
Miłości
Nawet gdy umiera
Pozwala dalej trwać
Gdy już nie warto

Wypowiedz się! Skomentuj!