Wiem, że blotka jest strasznie długa… Ale jest co najmniej tak samo ważna, jak długa…

piątek po południu

Tak to jest jak się nie ma dostępu do sieci – piszę blotki łączone. Do tego nie ma Anki a ja sam nie podejmę decyzji finansowej dotyczącej wyboru operatora internetowego i wysokości opłat. Muszę na nią czekać do 1 listopada.

Póki co więc piszę. I żyję sobie jakoś. Bardzo jakoś nawet dodam. Tak tragicznej sytuacji finansowej jeszcze nie miałem. Na chwilę obecną stan mojego portfela to dokładnie 10,21 zł. Na koncie mam nieco ponad złotówkę, a w telefonie zablokowane wysyłanie SMSów i rozmów wychodzących. I tak nieźle, bo jestem winien Plusowi jakieś 5 zł… Te pieniądze starczyć mi muszą do 5 listopada. Tak, mam przeżyć za nie tydzień. Iwonka jest w ciut lepszej sytuacji, ale jedzie teraz na weekend do Ani. Zresztą ja jestem wciąż winien Iwo 50 zł za ostatnie zakupy w Carrefourze. Oj, jest ciężko.

No, ale człowiek nie jest taki, coby sobie rady nie dał! Mam jeszcze 10 zł Angory (muszę je oddać, ale… póki co – pożyczę je sobie), a poza tym jakieś mięso w lodówce jeszcze jest. Dam radę. Najgorsze jest to, że szykuje się weekend – piątek i sobota. W sobotę chciałbym w końcu do Paradise’u wyskoczyć. No, ale sam nie pójdę. A wiem już, że Arek nie chce tam chodzić. Umówiłbym się z Napalonym i Jego Facetem, ale… nie mam nic na koncie w telefonie. I tu koło się zamyka. Mam iść sam? Bez sensu… Tym bardziej, że nic do picia nie kupię przecież! Nie stać mnie :)

Najbardziej tragiczne jest to, że nie mam kasy a i tak planuję wyjścia na imprezy. Jakbym bez tego nie mógł żyć. Otóż mógłbym, ale… Iwonka jedzie do Ani na weekend do Zakopanego, Arek będzie na pewno imprezował, więc z kim miałbym spędzić ten czas? Mógłbym co prawda posiedzieć w sieci, ale… nie mam internetu w domu. No i kolejne koło się zamyka. Jednak bez kasy nie można żyć. A pieniędzy na imprezę wydać nie mogę, bo nie będzie mnie potem do piątego stać na chleb. Bo że lodówka pusta, to już chyba oczywiste? Mamy jakiś ser żółty i topiony… no i krem waniliowy na kanapki! Sceptykom odpowiadam – dam radę.

Z Arkiem jest dziwnie. Zapytałem go wprost czy chciałby być ze mną. On stwierdził, że przecież od prawie dwóch tygodni jesteśmy razem. Nie jesteśmy, tylko się spotykamy. Napisał, że dla niego to dokładnie to samo. No, ale dla mnie nie. I chcę od niego odpowiedzi wprost. On twierdzi, że już odpowiedział. I tu się trzecie już koło zamyka. Ale jest okej. Ledwo zaczęliśmy naszą znajomość. Nie spieszę się z niczym. Choć uznaję, że jesteśmy razem, to chcę usłyszeć to od niego wprost. Ja w ogóle jestem zwolennikiem takiej metody komunikacji. Trochę czasem męczy mnie jego rzadkie odzywanie się. Ale nie denerwuję się już. Wiem, że on taki po prostu jest.

Iwonka narzeka na mieszkanie. No fakt, nie jest idealne. Ale lepsze od poprzedniego. Stwierdziła ostatnio, że gdyby pojawiła się taka możliwość, to ona chciałaby się znów przeprowadzić do jakiegoś innego miejsca. Nie mam teraz siły na przeprowadzkę. Absolutnie nie. Owszem, za 1100 zł można znaleźć lepsze lokum. Ale spokojnie, powoli – spróbujmy okiełznać ten dom, zanim zdecydujemy się czy szukać następnego.

Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że niedługo jadę do domu. Niby to jeszcze sporo czasu, bo całe dwa tygodnie. A jednak… Do 5 listopada muszę jakoś przewegetować, a potem tydzień z górki. Wkońcu zrobimy zakupy jak zwykle i wkońcu odpocznę od warszawskich problemów.
No i muszę nauczyć się racjonalniej wydawać kasę… Oj, muszę.

piątek godz. 21:51

Nie, nie, nie…
Tak znów nie miało być. Bo on dziś nic nie pisze. Wczoraj jedyny SMS dostałem na noc. Życzył dobrej nocy i wogóle. A dziś – nic a nic. I to jakby nie przeszkadzało mi w ogóle, ale… pod warunkiem, że odezwałby się wieczorem. Przecież jest piątek. Na pewno gdzieś idzie (tym bardziej, że tak zapowiadał) a ja nie wiem gdzie i… no niem… może on nie chce ze mną iść?

Wcześniej, jak mu pisałem takie rzeczy, to twierdził, że przesadzam i od razu zapewniał, że nic z tych rzeczy. Żebym w ogóle takich głupot nie gadał. No, ale jak ja mam nie gadać, skoro w ogóle nie wiem co się dzieje. Panikuję? No być może. Ale taki jestem. Nie lubię niepewności i tego, że nie wiem, co się dzieje. Minuty mijają, a ja wciąż nie mam od niego znaku życia. Nie ukrywajmy, że jak napisze albo zadzwoni odpowiednio późno, to nie będę chciał iść. Nawet nie tyle, że nie mam ochoty, bo mam. Nawet nie tyle, że nie mam kasy, bo wiem, że nie mam. Po prostu, żeby trochę zrobić na złość. I żeby nie wyszło, że jestem na każde zawołanie. Oczywiście, jeśli powiem teraz o tym postanowieniu Iwonie, to stwierdzi, że polecę jak tylko zadzwoni.
Jestem łatwy?

Oj kurwa… Rzadko przeklinam na blogu (w przeciwieństwie do rzeczywistości), ale tym razem muszę. Bo drażni mnie to. Chyba gdybym usłyszał od niego wprost „tak”, to spałbym spokojnie. Ale… my się tylko spotykamy. I to ostatnie 3 dni właściwie się nie spotykamy. Narasta we mnie furia i złość. Muszę z nim o tym pogadać. Ale pewno znów nie będzie kiedy. Bo weekend to wieczorne imprezy, a dzień spędza na spaniu i dochodzeniu do siebie. Nie ma sensu wtedy gadać. No a na imprezach są dropsy i to już nie to samo. W takich sytuacjach są wątpliwości. Których nienawidzę.

Iwona jutro rano jedzie do Zakopanego. A ja chcę do Paradise’u iść wieczorem. Minęła 22:00 – o tej porze wyłączam głos w telefonie. O tej porze się już nie dzwoni do damy.

sobota wieczór

Jest 18:55. Jeśli mam iść do Para, to muszę wejść za darmo. A wejście za darmo jest tylko do 21. I ani minuty dłużej. To oznacza, że koło 20 muszę wyjść z domu. Problem jest tylko i wyłącznie jeden. Nie mam z kim iść.
Napaleni na imprezie domowej, Sebastian Wawa nie odpisuje, Maciek Frodo w Krakowie, Iga niby miała iść, ale też nie odpisuje… Arek odezwał się dopiero dziś po moim SMSie. Bo koło południa zadzwoniła kochana mamusia i zasiliła konto telefoniczne syna-pedała. Od razu wysłałem SMSa. Odpisał. Potem ja napisałem. I od tamtej pory milczy. Owszem, może to oznaczać, że śpi. On tak lubi po imprezie. Ale może to także oznaczać co innego.

Nie wiem, czy to ja jestem jakiś dziwny, czy mam jakiegoś pecha? Wiem, że snuję katastroficzne wizje… Ale co mam robić w takiej sytuacji? Bo czasem to ja mam wrażenie, że nie dany jest mi normalny, zdrowy, pedalski związek. I zaczynam przypuszczać, że to moja wina. No bo chyba nie tych kilku facetów, z którymi próbowałem? Tym bardziej, że Przemek układa sobie życie z Marcinem Szczecin, a Piotr ze swoim Piotrem Drugim. No a ja jak zwykle siedzę w jakimś dziwnym… czymś.

I nie mam z kim wyjść z domu. Drugi dzień.

Poważnie zastanawiam się nad spędzeniem tej nocy w domu. Jestem sam, bo Iwonka już w Zakopanem. A może to mi jest dane? Taka samotność wśród ludzi. Bo na zewnątrz wszystko jest fajnie i okej – mam mnóstwo znajomych, dość łatwo nawiązuję kontakty z ludźmi… Wogóle wszystko powinno być dobrze. A jakoś nie jest. Może i panikuję i być może kolejna część tej blotki brzmiała będzie „och, jaki to on jest wspaniały, cudowny” i dotyczyła będzie Arka. Ale mi się to nie podoba. Przeżywam frustrację. Już kiedyś myślałem o tym, żeby iść do psychologa. I jestem coraz bliższy tej myśli.

Pójście do Paradise’u oznacza, że albo wrócę przed północą, albo dopiero nad ranem koło 5. No bo nocnym jechał nie będę. Po pierwsze – to niebezpieczne, a po drugie – nawet nie wiem dokładnie jak miałbym się dostać na Woronicza nocnym. Niby 604 i 603 tu jedzie… Ale cholera wie który i w ogóle… Nie, wolę nie ryzykować samotnego podróżowania nocą, zwłaszcza po tym, co naopowiadali mi znajomi na temat swoich przygód na Dworcu Centralnym.

A z rzeczy bardziej przyziemnych – moja kuzynka jest w ciąży. I teraz, uwaga, będzie wyjaśnienie. Moja kuznynka, to jedyna córka jedynej siostry mojej mamy. Mój kuzyn, syn tej samej cioci zapłodnił swoją dziewczynę, która kilka dni temu urodziła mu syna. A dziewczyna ta to siostra dziewczyny mojego brata… Może to i zagmatwane, ale sprowadza się do tego, że wszystko zostaje w rodzinie. A kuzynka, która jest moją rówieśnicą – bierze ślub w styczniu…
Bezdzietny w tej rodzinie jestem na razie tylko ja i mój dwunastoletni kuzyn… Pojebało ich czy co?

Tak sobie siedzę, piszę… a czas mija. Jest 19:07, a SMSów brak. „Ja nie poradzę nic, uwierz mi. Naprawdę chciałam przyjść z całych sił. Akurat musiałam być gdzie indziej” – brzmi refren hip-hopowego przeboju w Radiu Eska. A ja odnoszę to do swojej sytuacji. „A coś ty kurwa myślał chłopcze?” komentuje raper…

Chyba zrobię tak – pojadę do Paradise’u. Muszę być przed 21. O 22 otwierają parkiet. Jeśli do tej pory nie pojawi się nikt znajomy – wracam do domku. I będę całą noc użalał się nad swoim marnym, pedalskim, samotnym losem.
Znów jestem żałosny…

niedziela wieczór

O Boże! To nie powinno się było wydarzyć… Zrobiłem źle. Jestem zły i brzydki. Po kolei.
Pojechałem do Paradise’u. Spotkałem na miejscu dwie znajome lesbijki – Kasię i Paulę. Okazało się, że Paula mieszka niedaleko, więc perspektywa samotnego powrotu do domu nie była już aktualna. Mogłem zostać. Ostatni dzienny powrotny do metra miałem o 23:16. Po tej godzinie przesądziło się, że zostaję. W końcu odezwał się też Sebastian Wawa. Gdzieś tam był i nie miał telefonu. Ale wyjaśnił się ładnie. Zadzwoniłem nawet do niego, namawiając go na wypad do Para. Na próżno. Stwierdził, że za późno, że nie ma się w co ubrać, że nie ma nastroju… Gadanie :)

Iga mimo swojego milczenia również się pojawiła. Była co prawda po 23, ale to nie ma znaczenia. Miło było znów zobaczyć jej pyska :) W końcu nie widzieliśmy się… ho ho! od czerwca jeśli się nie mylę! No więc poszaleliśmy sobie. Iga robiła trochę za mojego sponsora – kupiła mi kilka soczków. Niech jej Bóg w dzieciach wynagrodzi. Był też Piotr. Tak, mój były Piotr. No i tak zaczęły się problemy.

Najpierw Iga zaproponowała, żebym nie wracał do domu, tylko pojechał do niej i do Karoliny (która nota bene jest chora i dlatego nie przybyła do Para) na noc. W sumie nie miałem nic lepszego do roboty, a powrót taksówką jest zawsze przyjemniejszy od tłuczenia się nocnym. Miałem spać z Igą na materacu, a Piotr z Karoliną na łóżku. I wszystko byłoby cudnie i okej…
Ale nie było.

Jeszcze podczas dyskoteki Piotr znowu to robił… dotykał mnie, przystawiał się do mnie na parkiecie. Nie poddawałem się. Bóg (i Gosia Marszałkowska, i Kasia) mi świadkiem, że się nie dawałem. Nie dotykałem go. Cały czas przed oczami miałem fakt, że jestem teraz z Arkiem, no a poza tym – że nie mogę znów wplątać się w Piotra.
Gorzej było w domu Karoliny i Igi. Okazało się, że mam spać z Piotrem na materacu, a dziewczyny razem na łóżku. Znów się zaczęło. Najpierw niewinie mnie dotykał, próbował całować. Długo się nie poddawałem. Leżałem – jak to mam w zwyczaju – jak kłoda na wznak. No, ale…
Tak, musiało się pojawić „ale”. Kiedy poczułem jego rękę w moich stringach…

Do niczego nie doszło. Całowaliśmy się tylko. No i spaliśmy razem nago. Tyle. Aż tyle i tylko tyle.

Cały dzień spędziłem z nimi, właściwie to nie wychodząc z pościeli. Dopiero po 16 uznałem, że czas na mnie. No i teraz minęła 18 a ja piszę blotkę.
Podstawowy problem na dziś – Arek. Nie miałem z nim kontaktu, bo nic nie pisał. Znając go, to śpi albo/i dochodzi do siebie po imprezie. Nie o to się martwię. Tylko o fakt, że wypadałoby mu o tym powiedzieć. Prawda?

Plan Grubej Kreski zakładał w dziesiątym punkcie trzymanie się zasad moralnych. No i jedną z takich zasad właśnie złamałem. Mogę mówić, że Piotr mnie uwiódł, że się długo broniłem… wszystko to nie ma znaczenia. Stało się. Złamałem tę zasadę. A więc, żeby nie łamać kolejnej – muszę o tym powiedzieć Arkowi. I choć nasza znajomość jest dziwna sama w sobie, to nie zmienia to faktu, że jest. I należy się mu ta wiedza. Wiem to, choć miałem co do tego wątpliwości w drodze do domu. To będzie trudne. Wiem o tym.

I przemknęła mi nawet myśl, że to wydarzenie może być powodem zakończenia znajomości z Arkiem… Jeśliby tak się stało – bardzo bym żałował. Naprawdę bardzo. Bo wbrew pozorom ja szukam stabilizacji. Tylko nie zawsze mi wychodzi. A Arek jest kimś godnym uwagi. No, ale jeśli już okazałoby się, że Arek powie „nie” po tym, jak opowiem mu o zajściu – dobrze mi tak. Dojrzałość polega przede wszystkim na ponoszeniu odpowiedzialności za własne błędy. Byłem głupi – muszę za to zapłacić.
Co nie zmienia faktu, że liczę na wyrozumiałość… Oj, bardzo liczę.

Znów chwilkę przemyślałem… i pojawia mi się kolejne pytanie. Dlaczego? Dlaczego Piotr to robił? Dlaczego mnie zaczepiał? Co innego, gdybym był jego niespełnioną miłością czy coś tam… Ale tak nie jest. Co innego, gdybym to ja inicjował jakieś zachowania. Bo to Piotr jest moją niespełnioną miłością. Ale dlaczego on? Wysłałem mu to pytanie SMSem. Odpowiedzi brak. Na tle całych moich przemyśleń dziwnie brzmią słowa, które mi powiedział. Że życzy mi jak najlepiej i cieszy się z tego, że znalazłem sobie Arka. Moje realistyczne spojrzenie na świat mówi mi, że w najgorszym wypadku to może być koniec znajomości z Arkiem.

poniedziałek po południu

Arek nadal milczy. Piotr też nie odpowiedział. Anka i Iwona dziś w nocy wracają. A ja wciąż mam dylemat. Nie, no – jestem pewien, że mu powiem. Tylko jak?
Za to wielkim plusem tego dnia jest wizyta Sebastiana Wawa.

To wyszło nagle i niespodziewanie. Napisał, że ma dziś wolne do obiadu i że możemy się spotkać. No i wpadł. Oczywiście z tej okazji musiałem choć trochę posprzątać mieszkanie. Nie wypada inaczej :) Jak zwykle ubrany modnie, acz klasycznie. Golfy są teraz trendy i nie inaczej był ubrany. Wszystko w czerni, z dopasowaną torbą lekko wycieraną na krańcach. Klasyczna czerń w modnym wydaniu. Bez awangardy. Na domowe spotkanie – idealnie. Posiedzieliśmy przy herbatce i ciastkach (które on przyniósł, bo u nas w domku oczywiście pustka w takich kwestiach), pogadaliśmy. Jak zwykle szczerze. I znów miałem okazję pobawić się w panią psycholog. Choć coraz mniej takiej „pani psycholog” Sebastian potrzebuje. Sam ma już nieco dystansu do siebie, mnie, innych gejów i całego środowiska. I o to chodzi. Oczywiście dostał ode mnie obiecaną płytę CD z kilkoma fajnymi filmami porno. Oczywiście to niewielka namiastka mojej sporej już kolekcji. Nie obyło się także bez kilku podtekstów. Jak pedał z pedałem :)
Nie ukrywam, że lubię Sebastiana. I on doskonale o tym wie. Wie też o tym, że mi się podoba. Ale to niczego nie zmienia. Lubię spędzać z nim czas. No i znów mamy obiecany wspólny wypad na pedalską imprezę.

A w Esce znów słyszę „Ja nie poradzę nic, uwierz mi. Naprawdę chciałam przyjść z całych sił. Akurat musiałam być gdzie indziej”. I cały czas myślę o Arku. Nagrałem mu się dziś na pocztę, bo ma telefon wyłączony. Nie wiem co się dzieje, ale może naprawdę stało się coś złego? Przecież nigdy nic nie wiadomo… No, ale jakie mam wyjście? Muszę czekać na kontakt.

Sebastian potwierdził mój pogląd na moje życie uczuciowe – nie mam normalnych związków. I czuję, że na razie mieć nie będę. Nie do końca z mojej winy, albo nie zawsze z mojej winy. Przecież ja chciałbym… chciałbym móc się dla kogoś starać. Staram się jak mogę zresztą teraz dla Arka. Wiem, że dziwnie to brzmi na tle tego, co się stało z Piotrem… Ale ja naprawdę się staram…

poniedziałek wieczorem

Fakt, że jestem sam w domu nie sprzyja czytelnikom bloga. Bo mam dużo czasu na pisanie i przemyślenia. Przecież nie będę oglądał telewizji…
Jest już ciemno. Wyszedłem na balkon i rozejrzałem się dokoła. Co zobaczyłem? Oczywiście Warszawę. Z mnóstwem świecących latarni, wibrującym od ulatniającego się ciepła powietrzem i wybijającymi się ponad krajobraz przeciętności wieżowcami. A że na wszystko patrzyłem bez korekcji w postaci okularów, to – jak zwykle – cały krajobraz wydał mi się romantycznie nieostry. No i naszło mnie pytanie… W ogóle pytania często mnie ostatnio nachodzą :) Czy tego chciałem?

W głowie słyszałem werset piosenki Ani Dąbrowskiej „Tego chciałam”. No więc jestem tu. W stolicy. W mieście, które ma dać mi nie tylko edukację, zabawę i rozrywkę ale także stać ma się moją przepustką do kariery. Dziennikarskiej, mam nadzieję. Fakt, że niewiele robię w tym kierunku, ale… bez internetu to baaaardzo trudne. Zresztą nie o tym myślałem. Jestem tu. I czy tego właśnie chciałem? Czy tak widziałem swoje życie w stolicy. Minął już ponad miesiąc, jak jestem mieszkańcem metropolii. I co?

Na razie przeprowadziłem się już do drugiego mieszkania, poznałem kilku facetów – z jednym nawet zacząłem wiązać plany na przyszłość, jestem studentem na jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w Polsce… Ale czy tego właśnie oczekiwałem? To jałowe przemyślenia, bo i tak nie odtworzę stanów umysłu, jakie towarzyszyły mi, gdy planowałem swoje warszawskie życie. Na pewno miałem nadzieję na większą intensywność tegoż życia. Ale to też kwestia braku kontaktu ze światem. Na pewno myślałem, że będę uczestniczył w wydarzeniach kulturalno-naukowych. I co chwilę przynoszę do domu ulotki i plakaty informujące o takowych. Ale jakoś nie mogę zebrać się na samodzielne wyjście, a dziewczyny nie koniecznie interesują się tym, co ja. (tu wielki pokłon dla Ani, która raz się poświęciła a z mojej winy nic z tego nie wyszło!) Myślałem też, że od razu wdrożę się w życie społeczne. Tak się nie stało. Mam tylko nadzieję, że do momentu, gdy znów się w nie włączę nie minie mi na to ochota. To tak jak z dziennikarstwem. Teraz nie piszę nic dla żadnej gazety. Boję się, żebym nie wyszedł z wprawy. I choć to głupie, to w myślach często powtarzam sobie jakieś życiowe i warsztatowe zasady pisania dobrych tekstów. No i nieustannie oceniam to, co czytam. Na szczęście czytam sporo. Pomijając darmowe periodyki, kupujemy przecież Press, Newsweek, Politykę, Wprost… Ale tu znów oczekiwanie na darmowy dostęp do tych materiałów – oczekiwanie na internet.

Bo życie rozkręca się jakoś powoli. Za wolno jak dla mnie. Ale chyba w dobrym kierunku, a to już jakiś plus.

wtorek rano

No to się wprowadzamy na całego. Ania się rozpakowuje, więc i dochodzą rzeczy we wszystkich pomieszczeniach. Ja okazałem się męski i nie tylko przymocowałem młotkiem i gwoździem wiszące koszyki na warzywa, ale naprawiłem też uchwyt otwierający i zamykający pralkę! Fakt, że teraz nie da się pralki otworzyć nie ma znaczenia. Ja zrobiłem to dobrze na pewno. A że pralka ma prawie tyle lat co ja… Boże…

Iwonka miała na 8:45. O 10:00 stwierdziła, że czas iść. No i że wróci za 2 godzinki, bo potem ma jeszcze 3 godziny zajęć na które nie idzie. Kazałem jej iść chociaż na jeden angielski. Powiedziała, że nie pójdzie. Ja za godzinkę muszę ruszać do szkoły. Ale – uwaga – Arek się odezwał! To dopiero sukces.
Zadzwonił. Powiedział, że ma zepsuty telefon i stąd brak kontaktu przez te dni. Nie podoba mi się to. Mamy się dziś spotkać. Muszę z nim pogadać. Nie tylko o tym, że milczał przez tyle czasu, ale także o Piotrku… Boże, jak ja mu to powiem? Najważniejsze, że wiem, że dziś muszę to zrobić.

Nie wspominam już o tym, że dziś znów będę musiał być męski, gdy Ania kupi sobie łóżko w Ikei… Jestem biedny z tymi lesbijkami :)
Myślę o wszystkim, tylko nie o tym jak porozmawiam dziś z Arkiem…

Wypowiedz się! Skomentuj!