środowy wieczór

Czasem siedzę przed pustym monitorem i nie wiem co napisać. Z jednej strony kłębią się we mnie jakieś nienazwane emocje, a z drugiej – potrzeba ich wyrażenia i werbalizacji. Czuję się. Nie wiem jak, ale zawsze się jakoś czuje siebie. Chciałbym oddać ten stan, opisać go, nazwać. To takie ludzkie dążenie do etykietek z jednej strony, znów z drugiej – ograniczenia, jakie nakłada nam język mówiony i pisany. Mam do dyspozycji tak niewiele – a, b, c, d, e, f, g… Czasem to za mało. Zwłaszcza z powodu mojej ciągłej potrzeby pisania. Anka mi świadkiem, że dziś rano mówiłem jej, że nie mam za bardzo o czym pisać, a w ostateczności – dodałem blotkę. Lubię pisać, muszę pisać. Wyrażam się dzięki temu. Czasem piszę coś w napływie emocji, których nie chcę wyrażać dźwiękiem – wolę spisać je i ocenić na chłodno. Dziewczyny wiedzą, że nie mogą czytać czasem bloga w chwilę po jego spisaniu. Czasem musi minąć kilka godzin zanim będę gotów odsłonić swoje emocje.

To kolejne pytanie z cyklu „po co mi blog?”. Wiem, że same przez niego problemy. Ale uzależniłem się od tego ekshibicjonizmu. Nie potrafiłbym żyć bez niego teraz. Co zresztą widać. Czasem w ogóle nie chodziłem „na internet” – prosiłem tylko Iwonkę o dodanie bloga i skopiowanie na dyskietkę komentarzy. To mi wystarcza. Niewiele, prawda?

Dziewczyny siedzą w pokoju obok i oglądają „Biały oleander” z mojego polecenia. To dobry film. Mówi o kilku ważnych rzeczach. No i pada tam kluczowy dla mnie dialog, o którym już pisałem. Długowłosy chłopak podchodzi do głównej bohaterki i po krótkiej wymianie zdań mówi jej, że mimo zmiany fryzury i tak jest piękna. „Fizyczność mnie nie interesuje” – odpowiada ona. „Łatwo ci mówić, nigdy nie byłaś brzydka.”
Przypominają mi się wszyscy ci faceci, którzy w rozmowach ze mną mówili podobnie. „Wygląd zewnętrzny się nie liczy”. Łatwo im mówić – nigdy nie byli brzydcy. Ja byłem. I nadal niewiele się poprawiło. Owszem, 17 kg mniej to jednak korzystna różnica, ale… waga to nie wszystko. Podczas wczorajszej nocnej rozmowy Anka stwierdziła, że Romek Niemcy nigdy nie ma brania na dyskotekach. Sama stwierdziła, że on przy bliższym poznaniu jest naprawdę fajnym facetem, z którym można konie kraść i na pewno wielu facetom on by odpowiadał. Nie wiem, może i jest. Nawet chciała dla niego zdobyć kilka razy numery telefonów (jak była pijana oczywiście…), ale za każdym razem słyszała odpowiedź „nie”. Romek nie jest superprzystojny. Wiem, że to czyta i nie chcę go obrazić tym, co piszę… Ale on nie ma „brania”.
Ja też.

Tak już jest urządzony ten świat. „Wygląd zewnętrzny się nie liczy”?
Łatwo wam mówić – nigdy nie byliście brzydcy.

czwartek 20:11

Jest taka piosenka Bajmu „Lola, Lola”…

On był taki jak ty,
szeptał: Lola, zaufaj mi…

Dzień dzisiejszy był miły. O tyle, że spotkałem się z Maćkiem Frodo. Poprzeginaliśmy się jak zwykle – tym razem w Mercersie. Jak to na nas przystało – opowiedzieliśmy sobie wszystko to, co wydawało nam się warte opowiedzenia. Oczywiście ja miałem o tyle łatwiej, że Maciek czasem wpada na duzyformat.blog i czyta mnie. Nasza dyskusja była więc nieco bardziej wysublimowana i uogólniona. Zaprosiłem go oczywiście do nas na planowaną parapetówę i w ogóle stwierdziłem po raz kolejny, że muszę poznać tego jego Janusza Flicka… No, a że mamy wspólnych znajomych, to jakoś tak zeszliśmy na temat Arka…

On był całkiem jak ty,
słodki uśmiech, a w oczach błysk…

No i w ten sposób dowiedziałem się, że Arek wyznał jedemu z tych naszych wspólnych znajomych, że ja byłem dla niego pocieszeniem po kimśtam.
W pierwszym momencie zabolało. Poniekąd gdzieś tam raz czy może dwa pojawiła się u mnie myśl, że tak właśnie mogło być, ale nie traktowałem jej poważnie i dość szybko przeganiałem. Niesłusznie. Choć nie ukrywam, że w ten sposób wiele rzeczy stało się dużo jaśniejszych i bardziej zrozumiałych. Niechęć do mówienia wprost o pewnych rzeczach, takie a nie inne traktowanie naszych spotkań… No w ogóle inaczej mogę teraz na ten czas spojrzeć. W pierwszym odruchu pomyślałem – co za chuj z niego! Ale t tylko pierwsza sekunda. Potem przyszło opamiętanie.

Nigdy tak nie czułam się,
gdy całował, dotykał mnie…

Po pierwsze – wcale go tak nie oceniam. Do znudzenia powtarzać będę, że należy mu się szacunek ode mnie i od moich znajomych za to, że spędziłem z nim kilka miłych chwil swojego życia. No a poza tym czy tak naprawdę jego pobudki mają znaczenie? Co mi za różnica? A skąd mam wiedzieć czy nie byłem pocieszeniem dla swoich byłych facetów? To nie ma znaczenia. Wkurzyło mnie tak naprawdę tylko jedno – że nie powiedział mi tego wprost.
Naprawdę ponad wszystko cenię, gdy ludzie mówią mi pewne rzeczy prosto w twarz niż ukrywają coś przede mną. Przecież gdyby powiedział mi to na początku, to inaczej podszedłbym do tej znajomości. Albo nawet na końcu – wolałbym usłyszeć to od niego.

Mówił, że to wielki grzech,
gdy zarabiam ciałem na chleb…

Iga zarzuciła mi ostatnio w komentarzach, że wcale nie zachowuję dystansu do nowo poznanych facetów. To nie tak. Staram się zachowywać go jak najdłużej – i z Arkiem tak było. Ale gdy widzę, że ktoś daje mi wyraźne znaki, mówi o tym i w ogóle po pewnym czasie muszę traktować to nieco poważniej. Gdyby tak nie było – nie mógłbym nigdy się związać. Nie twierdzę, że byłem gotów skoczyć za Arkiem w ogień, ale też – co widać – to, że przestaliśmy się spotykać miało dla mnie spore znaczenie.
Nie oceniam go. Nie chcę. Nie potrzebuję.

Miło tylko, że cały dzień SMSowo jest ze mną Napalony i Jego Facet. Pocieszają, rozbawiają, dyskutują ze mną… Pedał pedałowi bratem, prawda? :)
Tym bardziej, gdy mam taki humor jak teraz. Dziwny. Rozczarowany.

Wypowiedz się! Skomentuj!