piątek 20:24

Liroy kiedyś śpiewał, że piątek to tygodnia koniec i początek. I choć nie przypuszczałem, że to powiem – miał rację. Dla mnie ten dzień przebiegał wyjątkowo spokojnie. Z kilku powodów zresztą. Po pierwsze – nie byłem na zajęciach. Nie to, że nie chciałem! Wstałem dzielnie rano, przygotowałem się, zjadłem śniadanko… i wtedy okazało się, że Iwonka wzięła klucz a Ania nie wyszła razem z nią (co powinna była zrobić), tylko postanowiła ominąć pierwsze zajęcia. A że klucze mamy tylko dwa, to pojawił się problem. Ja miałem wyjść przed Anką, ale też przed dziewczynami wrócić. Postanowiłem więc ominąć lektorat z angielskiego. Nie zbawi mnie to.

Potem długo, długo nic – leniuchowałem przy komputerze, bo zamieć śnieżna na zewnątrz odstraszała mnie od wyjścia. W końcu koło pierwszej zmobilizowałem się do pójścia do kafejki internetowej. Dodałem bloga, sprawdziłem poczty, odwiedziłem profile na homopaku i gaylife’ie… Zmarnowałem w ten sposób godzinę mojego życia. Powrót okazał się udręką ze względu na niesamowite opóźnienia autobusów i szalejącą wciąż pogodę.

Teraz jestem po popołudniowej drzemce, po podwieczorku (bez obiadu) i zastanawiam się co zrobić z takim wieczorem. Wiem, że Napalony i Jego Facet mają być w Kokonie – rozmawialiśmy na Tlenie jakieś 10 minutek… Wiem też, że Sebastian Wawa spotyka się dziś ze swoją miłością i być może wpadną do Utopii… I w sumie wybrałbym się do tego Kokonu, ale… pogoda jest tragiczna a a Stare Miasto jakoś musiałbym się dostać. Fakt faktem, że pewno potem Napalony i Jego Facet zaproponują, że mnie odwiozą (czasem aż mi tak głupio, że muszą jechać i tak mnie wywozić na Mokotów) i możliwe, że nawet do Utopii w międzyczasie się przejdziemy, ale… sam nie wiem. Do kolejnej wypłaty jeszcze dwa tygodnie, a więc czas zacząć oszczędzać. Na jutro jestem już umówiony z Rafałem Zakochasiem i jego Arkiem Wiosennym, więc to spotkanie jest priorytetowe.

Zresztą – po co miałbym tam iść? Wiem, że Napaleni chcą zbałamucić heteryka, z którym przyjdą do Kokonu (cokolwiek chcecie rozumieć pod pojęciem zbałamucenia). Sebastian Wawa idzie do Utopii żeby się bawić ze swoją sympatią… A ja? Co ja mam tam robić?
Dziś humorek coś nie za bardzo. Odczuwam frustrację, brak celu życiowego i totalne nie-wiem-co-ze-sobą-zrobić…

sobota 2:19 w nocy

W końcu zdecydowałem się i pojechałem do Kokonu. Napalony i Jego Facet pojawili się ciut później, ale przybył z nimi niejaki Paweł Hetero (a widzisz, Sebastianie – mam hetero znajomych!). Paweł ma 19 lat, wygląda na jakieś 16 i jest ślicznym blondynkiem o urodzie herubinka. Do tego ma idealny brzuch i śliczne ciało, bo ćwiczy jakieś tam judo od wielu już lat…

W Kokonie posiedzieliśmy może godzinę… Wyjątkowo mało ludzi. Klub musi coś zrobić, żeby ludzie nie traktowali go jak sobotniej rozgrzewki przed Utopią, albo co… Jak otworzyli górną część parkietową, to okazało się, że właściwie nikogo tam nie ma – niewielka grupa ludzi siedziała przy barze na parterze… stwierdziliśmy, że to wybitnie nie jest zapowiedź dobrego wieczoru.
W drodze do samochodu wahaliśmy się między Utopią, Le Madamme i Barbie-barem. Wygrała ostatnia opcja i już po chwili poruszaliśmy się tam w rytm tego, co nam DJ zaproponował. Sporo ludzi – momentami nawet tłoczno na parkiecie. Jedynym minusem był fakt, że byli już mocno pijani ludzie, którzy nie tylko stanowią czasem niebezpieczeństwo, ale do tego sprawiają, że impreza się psuje. Napalony i Jego Facet zajęci jednak byli Pawłem Hetero… Śpieszę donieść, że nic złego mu nie zrobili. Dobrego właściwie też nie. Ot, jak na cioty przystało, cieszyli się z każdego fizycznego kontaktu, choćby było to zaledwie dotknięcie jego ramienia. Dodam – umięśnionego ramienia. To chyba jest w nim pociągające – twarz aniołka, niewysoki, ciało ślicznie wyrzeźbione… wiem, bo pokazywał brzuch :)

Zabawa, jak to z Napalonymi bywa, skończyła się koło 2. Odwieźli mnie pod sam blok – w ten sposób dowiedzieli się gdzie mieszkam i dostali zaproszenie na herbatę i w ogóle zaproszenie :) Ja zaś dowiedziałem się, że oni mają zamiar wprowadzić się do bloków, które budują się może 50 metrów dalej… Jaki ten świat mały! Mały także dlatego, że spotkałem w Barbie… Mikołaja Lzy-Chlopca! Oczywiście dostał oficjalne o-pe-er za to, że wchodzi do klubu i się ze mną nie wita. Może i nie jesteśmy najbliższymi znajomymi, ale znamy się coś niecoś, prawda? A to – według mnie – zobowiązuje. Tak w ogóle to chyba zmienił kolor włosów. No i wyglądał całkiem fajnie w ciemno-beżowo-brązowej bluzie. Obserwacja to podstawa.

Iwona i Ana siedzą chyba w Studencie… Tam przynajmniej udały się, gdy ja wychodziłem z domu na spotkanie w pedałowni. W każdym bądź razie – żyją na pewno, bo Anka odpuściła mi strzałkę :)
I czas na chwilę szczerości… Nie wiem czemu i po co, ale rozglądałem się czy nie spotkam w Barbie Arka… On lubi tam bywać, ale raczej w soboty. A po co chciałem go spotkać? Nie wiem. Jestem strasznie ciekaw jak zareaguje gdy mnie zobaczy. Ot i tyle. Nie, nie było go.

sobota 13:50

Nasze tradycyjne sobotnie zakupy muszą poczekać do jutra. Dziewczyny poszły na Stadion X-lecia, o 16:30 Anka ma odebrać przesyłkę, która przyjedzie autobusem, a o 19:30 ja jestem umówiony z Rafałem Zakochasiem. Więc nie damy rady zdążyć z zakupami. W związku z tym zaplanowaliśmy je – jak na polską rodzinę początku XXI wieku przystało – na niedzielę.

Refleksje po-nocne: 1. po co ja w ogóle tyle czasu i uwagi poświęciłem Pawłowi Hetero? On jest hetero! A nawet gdyby nie był, to jakby nie moja liga. Jak mawia moja mamusia kochana – nie dla psa kiełbasa. Napaleni mają psychiczny komfort i mogą się bawić z kim chcą w co tylko chcą. 2. ja winienem zająć się tym co naprawdę ważne – szukaniem. Choć z drugiej strony prawda jest taka, że nie mam zamiaru nikogo szukać. Przyjdzie samo, albo skończę jako bogaty biznesmen płacący za seks młodym zdesperowanym narkomanom. Gorzej będzie, jeśli nie będzie mnie na to stać. Oswajam się z takimi myślami. Duzyformat-fatalista? 3. stwierdziłem, że jestem idiotą. Naiwnym idiotą. Mam na myśli znajomość z Arkiem. (cholera, a kilka dni w ogóle o nim nie myślałem!) Znowu to zrobiłem – jak w „Białej orchidei” – przywiązałem się szybko do kogoś, kto zainteresował się mną. Zaślepiony pragnieniem ciepła nie zauważałem nic wokół. A to było takie proste. Tak, Anka, miałaś rację. On miał mnie gdzieś. Przyznaję.

Twardowski jak zwykle pociesza…

„***” ks. J. Twardowski

Nie krzyw się
więcej znoś
jesteś samotny
bo jest Ktoś

Jestem psychicznie zmęczony.

niedziela 5:41 nad ranem

Właśnie wróciłem! O Boże, cóż to była za impreza! Ach! No, ale po kolei.
Koło 20:00 wpadłem do Synkretu – nowy gay-friendly bar na Nowym Świecie, gdzie już był Rafał Zakochaś, Arek Wiosenny i – czego się nie spodziewałem – Maciek Frodo, Sandra, Przemek Pemo i Michał Beskidek, czyli stara gwardia czata gay_club na Onecie. Spotkanie po latach :) To ci dopiero było zbiegowisko. Już wtedy furorę zaczął robić mój biały damski pasek z lat 80. :) Dość szybko zmyliśmy się stamtąd (mam na myśli siebie, Rafała, jego Arka, Przemka i Beskidka) no i udaliśmy się czem prędzej do Paradise’u. Coby wejść za darmo!

Potem ponad godzina czekania aż otworzą parkiet. Zajęliśmy jednak od razu strategiczne miejsce na sofach. A znajomych ci w Para co niemiara! David Warszawa, któremu obiecałem romantyczną kolację, a który obiecał mi w końcu swój nowy numer telefonu, Michał Warszawa – znajomy od Frodo i Sebastiana Wawa. Był razem z jakimś nowym chłopakiem – Marcinem, jeśli mnie pamięć nie myli. Byli znajomi z akademików przy Żwirki i Wigury i wielu innych pomniejszych znajomków :) Mój pasek wciąż robił furorę. Trzy osoby pytały czy im pożyczę. Oczywiście, że nie :)

Rafał Zakochaś zmył się dość szybko, bo nie za bardzo odpowiadało mu to, co zobaczył. Poza tym nie czuł się ponoć najlepiej. Zostaliśmy więc we czworo. A że towarzystwo było rzeczywiście średnie tego wieczora – to fakt. Jak mawiają najstarsi wyjadacze – nie było na czym oka zawiesić. Mimo wszystko muzyka dość fajna i można było poszaleć. Zresztą nie byłem tam na dyskotece, tylko pogadać ze znajomymi. I to mi się właściwie udało.

Nagle – SMS. Odebrałem go i tak po godzinie od momentu, gdy przyszedł. Telefon w torbie, a nie sprawdzam go co 5 minut… „Rusz dupe z tej białej kanapy i poszukaj mnie!” brzmiała wiadomość wysłana przez Sebiego! Najdziwniejsze jednak jest to, że Sebi jest z Białegostoku! A że w tym danym momencie to ja pilnowałem stolika i nie mogłem się ruszyć, to odpisałem mu, że ma natychmiast do mnie podejść, bo ja go nie dojrzę z powodu wady wzroku. Nie podszedł.
Za chwilkę jednak okazało się, że podszedł Michał Warszawa, który jest znajomym także Sebiego. Co więcej – okazało się, że znamy się bardzo delikatnie z Michałem też z gay_clubu! To niejaki Axel… Jaki ten świat mały! No tak czy owak w końcu podszedłem do Sebiego.
Boże – jak miło było go zobaczyć. To dziwne i irracjonalne, ale darzę go dużą sympatią. Dziwne dlatego, że podczas pamiętnego zlotu w lutym 2002 poznałem mnóstwo osób z czata, a tylko 3 czy 4 obdarzyłem szczególnym upodobaniem. Sebi jest jedną z tych osób. Nic się zresztą nie zmienił :) No, może ma jeszcze bardziej sportową sylwetkę. I tyle.

Powoli wszyscy zaczęli odchodzić – David Warszawa (podszedł się pożegać!!! sukces wychowawczy!!!), potem w końcu Wiosenny z Beskidkiem i Pemo, no a ja zostałem z Sebim, Michałem, jego Marcinem i niejakim… Marcinem? Boże, nie pamiętam jego imienia! No tak czy owak, to jakiś znajomy Sebiego z GayLife’a. Może i zbyt wiele nie pogadałem z gościem specjalnym, ale miło było znów go zobaczyć.
Sukcesem chyba także należy nazwać fakt, że byłem podrywany :) Najpierw jedna przegięta ciota podrywała mnie w tańcu (wcześniej z Arkiem Wiosennym ustalaliśmy czy on ma ładniejszy biały pasek niż ja…), a pod sam koniec imprezy podszedł do mnie jakiś facet, przedstawił się (Marcin), stwierdził, że chciał mnie poznać i poszedł do domu…
W końcu wszyscy poszli. Ja zostałem sam. Postanowiłem bawić się jeszcze chwilkę (jakieś pół godzinki), żeby wrócić dziennymi środkami lokomocji miejskiej. I warto było! Leciała piosenka, którą uwielbiam, a której tytułu ni wykonawcy nie znam (charakterystyczny motyw: „Na, na, na uuuuuuu łi!”). Potem jazda autobusem 175, który przyjechał 12 minut przed czasem, wycieczka pierwszym metrem na Kabaty i od razu jazda 182 do miejsca przeznaczenia.

Teraz jestem, zjadłem kanapeczkę i czas spać. Minęła 6:00 – koniec ciszy nocnej. A dziś czekają mnie jeszcze zakupy z dziewczynami w Carrefourze…
Zaliczam ten wieczór do wybitnie udanych.

Wypowiedz się! Skomentuj!