No to byłem.
Spotkałem się z Arielem. W trakcie, gdy miałem przerwę w zajęciach i poszedłem cosik zjeść na mieście, zadzwonił do mnie i zapytał, czy może przyprowadzić swoją koleżankę. Powiedziałem, że jeśli chce to oczywiście. Choć nie ukrywam, że to psuło mi nieco wyobrażenie tego spotkania. Nie to, żebym planował coś konkretnego, tylko po prostu jakoś tak dziwnie mi było uwzględniać w tym wszystkim jeszcze jego przyjaciółkę. Ale z drugiej strony pomyślałem, że zabiera ją, żeby poczuć się pewnie. A ona – z tego, co zaobserwowałem podczas rozmowy w Paradise – jest inteligentna i wie o co chodzi.

Najśmieszniejsze jest to, że idąc na uczelnię (spokojnie, spacerkiem, bo wyjechałem wcześniej żeby się nie spóźnić…) spotkałem niejakiego Marcina. Marcin to kolega, którego poznałem jakieś 4 lata temu, gdy moja ówczesna szkoła współpracowała z jego liceum. No i on był z małą drużyną u nas kilka dni, potem ja ze znajomymi w ich szkole… Aż dziwne, że go poznałem. On mnie – nie.
Ale przypomniałem się. Pogadaliśmy chwilę. Takie miłe spotkanie po latach w centrum Warszawy.

To nie koniec! Podczas przerwy w zajęciach, właśnie gdy dzwonił do mnie Ariel pytający o zabranie koleżanki dostrzegłem spacerującego obok mnie Adama, którego poznałem na egzaminie na dziennikarstwo! Zatrzymałem go. On mnie akurat poznał. Pojechaliśmy autobusem do centrum, odwiedziliśmy dworzec centralny (on chciał) i w ogóle pogadaliśmy. Miło było bardzo! Fajnie było spotkać go po dobrych 3 miesiącach.

No i jakby tego było mało – wieczorkiem spotkanie z Arielem. I jego koleżanką. Tradycyjnie już umówiłem się pod kioskiem Simplusa koło Rotundy. Poszliśmy najpierw do Między Nami. Był jeden wolny stolik, więc zrezygnowaliśmy. Potem spacer do Barbie. Niestety, tam zamknięte. Niczym lansujące się cioty postanowiliśmy pójść do Szpilki. Swoją drogą, ten lokal chyba zatraca swoje trendy-znaczenie… Tak czy owak tam wylądowaliśmy.

Monika, czyli koleżanka Ariela, zmyła się po dobej godzinie. Miło się z nią gadało i w ogóle atmosfera była bardzo luźna. Nie byłem w ogóle zestresowany. Chyba podświadomie zdawałem sobie sprawę z tego, że ja mam niejako przewagę, skoro on dla pewności zabierał ze sobą koleżankę… Poza tym to ja za każdym razem byłem inicjatywny, więc jakby nie miałem się czego obawiać. On dawał mi się uwodzić. Nie inaczej było podczas rozmowy. Co dziwne i zaskakujące – on nie lubi mówić o sobie w formie żeńskiej. Dziwne to o tyle, że jest dość przegięty w zachowaniu i ubiorze, ale jakby mi to nie przeszkadza w ogóle.

Spotkanie zaczęło się o 20, a rozstaliśmy się w podziemiach centrum chwilę przed 24. To już chyba o czymś świadczy. Zapłacił Ariel, bo żadne z nas nie miało drobnych. Oczywiście, że mu oddam kasę! Jeszcze nie może za mnie płacić. Trochę na to za wcześnie. Dopóki sam z własnej woli nie poczuje takiej potrzeby (tutaj sytuacja niejako wymusiła takie zachowanie), to nie będzie za mnie płacił.
Na odchodnym powiedział mi, że czeka na SMSa. Wyjaśniłem, że tym razem to ja czekam na SMSa. Czekałem 25 minut :)

No i najśmieszniejsze jest to, że na dziś jesteśmy znów wstępnie umówieni. Tym razem on to zaproponował.

Szukamy mieszkania. Dziewczyny zorientowały się, że Mikołaj Właściciel dał już ogłoszenie w necie na temat wynajmu miejsca, w którym teraz mieszkam. Trochę to chamskie. Tym bardziej, że odbiera w tej kwestii dużo telefonów. To nie jest zdrowa atmosfera. Czas stąd spierdalać. I to szybko.

A ja mam dziś tylko jedne ćwiczenia. Poza tym jestem umówiony z Angorą w sprawie rozstawiania ich stoisk z bezpłatnymi starymi numerami na wydziałach UW. Zaraz wychodzę. Dalsza relacja nieco później :)

——

Byłem z Angorą załatwiać. Muszą złożyć pisemne podania. Jakby standard w dzisiejszych czasach. No, ale to dobrze – mam jeszcze chwilkę wolności od tego zadania. Póki co zajmuję się tylko sprzedażą bezpośrednią ;) (jak to dumnie brzmi). No i składam CV w jakimś nowo powstającym barze/restauracji na Nowym Świecie. No co? Kupił, nie kupił – potargować warto. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Dziś po raz pierwszy miałem ochotę usnąć na zajęciach. Co gorsza – były to ćwiczenia, a nie – co jakby z założenia jest nudniejsze – wykład! Mam nadzieję, że jakoś to przetrwam. Tym bardziej, że to tylko rok „kts” czyli klasycznych teorii socjologicznych. No i kupiłem dziś dwa podręczniki. Zadzwoniłem do mamy i wyjaśniłem, że zależy mi na tym, żeby te dwie książki mieć. Tym bardziej, że jedna z nich na 100% przyda mi się także na następne lata. Nie tylko teraz. Mama wyraziła zgodę i obiecała dosłać wydane w ten sposób pieniądze. Za jednym zamachem dodałem do tego ubezpieczenie w postaci karty Euro<26 i już jestem jako tako na swoim. Książki kupiłem. Ubezpieczeniem zajmę się jutro alb pojutrze. Zaraz po zajęciach (dziś tylko 1,5 godzinki) poleciałem do centrum na spotkanie z Arielem. Kolejne. Poszliśmy do niby-gay friendy lokalu o wdzięcznej nazwie Między Nami. No i między nami mówiąc, to było przemiło. Samo miejsce jest bardzo sympatyczne i to już jakby duży plus. Poza tym pracuje tam przemiła kelnerka, która kazała się być siostrą Kasi Stankiewicz. No naprawdę symaptycznie. Gdyby nie facet siedzący obok z jakąś kobietą. "Pójdę do Niny Tierentiew i przytulę się do niej jak do mamy!", "Skończyłem dwa uniwersytety i co z tego?!", "W Stanach musiałbym być conajmniej 4 lata, żeby coś sobie ułożyć" - te teksty wypowiadane bardzo, bardzo głośno powodowały, że niemiło było tam siedzieć. Na szczęście poszedł sobie. Wrócili co prawda później, ale usiedli zdecydowanie dalej. No a ja słuchałem Ariela. Niedużo mówiłem. Lubię ostatnimi czasy słuchać ludźmi. Sam mówię tylko wtedy, kiedy mam na to dużo ochotę. Kiedyś miałem chyba z tym większe trudności - ze słuchaniem innych. Teraz to się zmieniło. Nie przerywam, pozwalam się wygadać. Każdy ma coś do powiedzenia innym - i tego chcę posłuchać. Dlatego nie zadaję pytań, chyba że takich na które druga osoba czeka. Spędziliśmy razem znów blisko 4 godziny. Oddałem kasę, którą wyłożył na mnie dzień wcześniej. Jesteśmy kwita. Nie pozwolę, żeby on za mnie płacił. Przynajmniej na razie. Dziewczyny pytały potem jaki jest, czy jest fajnie i w ogóle. No to odpowiadam szczerze, że jest bardzo sympatyczny, całkiem przystojny i chyba ciekawy. Na tyle w każdym bądź razie, że chcę go poznać. Bliżej poznać. Intryguje mnie trochę. Nie ukrywam jednak, że ma fajerwerków. Nie myślę o nim cały czas. Fakt, że sporo o nim rozmyślam, ale nie on stop. Choć teraz, jak o tym pomyślę, to czuję jakby okres kiedy byłem szaleńczo zauroczony w kimkolwiek, już minął. To taki umiarkowany optymizm. Nie chcę pozwalać sobie na zbyt wiele gdy nie jestem niczego pewien. Mocne postanowienie - następnym razem chcę dać jemu kwiaty. W kolorze niebieskim zresztą, bo taki kolor lubi. To wszystko przez Iwonę. Ona zapytała mnie dziś w ogóle jak to jest i co dalej. Ale na razie nie ma dalej. Ja nie wiem co o nim sądzę. Nie sikam z podniecenia na jego widok, ale dobrze mi w jego towarzystwie. Nawet jak milczymy i nic nie mówimy. Lubię z nim przebywać. Po spotkaniu okazało się, że muszę jechać z metra Imielin na Bitwy warszawskiej 1920. Czyli, że dobre 40 minut jazdy. Tam Iwona i Anka poszły sprawdzić jakieś mieszkanie. I okazało się, że - nie. Co prawda fajne, właściciel ma zamiar całkowicie je wyremotnować, wszystko da się załatwić i w ogóle, ale... 1600 zł. Dla nas to o jakieś 600 zł za dużo. Szukamy dalej. Wieczorem Mikołaj Właściciel pomógł Ance i wskazał jej jakieś 4 ogłoszenia, gdzie jeszcze nie dzwoniliśmy. Poza tym wydrukowaliśmy ogłoszenia zaczynające się od słowa "POMOCY!" wyjaśniające, że pilnie szukamy dwupokojwego mieszkania tak do 1000 zł i żeby nie było na jakimś totalnym Ursusie czy coś. Może to coś da? Mikołaj powiedział, że możemy mieszkać do końca miesiąca. Mamy nadzieję, że wyniesiemy się wcześniej. Bynajmniej ja mam taką nadzieję. No i kiedy spotkam się teraz z Arielem?

Wypowiedz się! Skomentuj!