Oops… I did it again
Dawno nie pisałem. Ale też dlatego, że nie za bardzo było o czym. Do czasu.
Ariel milczał, albo pisał jakieś tam rzeczy typu, że „zostańmy przyjaciółmi”, choć nie wyklucza „dalszego rozwoju znajomości”. Gadanie. Doskonale wiem, że jeśli chemii nie ma od początku to potem już się nie pojawi. A związek bez chemii choćby na początku chyba się nie uda, jeśli w ogóle jest możliwy. Wyszedłem z założenia, że nie jest. Może to błędne, przez co błędne będzie potem moje zachowanie, ale jakieś wierzenia w życiu trzeba mieć. Ono je zweryfikuje.
Na uczelni jako tako powolutku. Daję radę, bo co tam do dawania rady jest teraz… Nic specjalnego się nie dzieje. Ot, na kts’ie (jak to brzmi… ka-te-esie…) byłem jedyną przygotowaną osobą. Zasada budowania opinii działa. A to, że z grupą się nie integruję i że jakoś szczególnie mi na tym nie zależy… no cóż… „życie”, jak mawia mój znajomy.
Kasa absolutnie na wykończeniu. Wysłałem wczoraj do mamusi list z tłumaczeniem zaświadczenia, o które prosiła… a tam poza prośbą o przysłanie kilku rzeczy (no bo kurtkę ziomwą to sama się uparła mi przysłać) jest także błaganie o kasę :) Październik jest wyjątkowy pod tym względem. Tym bardziej, że cała nasza pedalska komuna udała się do Empiku na Nowym Świecie… a tam wyprzedaż. No i ciocia duzyformat kupiła 4 płyty. Najtańsza za 3,99 zł, najdroższa za 19,99 zł. Dramat, bo wydałem mnóstwo kasy! Tym gorzej, że kilkadziesiąt minut wcześniej na Dworcu Centralnym zaopatrzyliśmy się w bilety na podróż do domu. Promocja InterCity jest boska. Mamy dwa bilety w 2 klasie po 36 zł każy. Mamy też odłożoną kasę na powrót (bo jeszcze nie można było kupić – za wcześnie) na 1 klasę InterCity! W sumie każdy z nas wyda na te bilety 90 zł. I to ma być dużo? :) Jak szaleć to szaleć!
W tym tygodniu chyba się już przeprowadzimy. Musimy. W sobotę Anka jedzie do domu na… szkolny plener jakiś tam artystyczny. No i do tego czasu zmienimy lokum na Mokotów. Babcia Halyna – nowa postać uciesznej historii mego życia – właścicielka mieszkania, już pisała do nas SMSa (!) z pytaniem na kogo ma spisać umowę. Wszystko idzie do przodu. Jest okej.
Wczoraj zaś pojawił się pomysł, żebym poszedł do Ariela. Tzn. to był jego pomysł. Stwierdziłem, że czemu nie. Proponuje, to nie odmówię.
Przekładana kilka razy godzina (aż jego współlokatorki się wyniosą) w końcu okazała się nietrafiona, bo… jedna z nich spóźniła się na pociąg i zostawała na pół nocy w domu. Więc Ariel chciał do Kokonu. Nie miałem kasy (stan konta bankowego: 70 zł), ochoty też średnio a strój był nie koniecznie imprezowy (za ciepły), no ale się nie odmawia. Dopiero na miejscu okazało się, że to Full Yogurth Party, czyli VIP Only Impreza. No, ale bezproblemowo się dostaliśmy. Tam Ariel spotkał jakiś swoich znajomych i spędził z nimi cały wieczór – zdala ode mnie. Na szczęście spotkałem Davida Warszawa, z którym mogłem chwilę pogadać. Trochę poruszałem się na parkiecie, ale bez przesady. Strój był nieodpowiedni. Gdy tak sobie stałem i odpoczywałem patrząc na jednego z chłopców – on wychodząc z lokalu podszedł, położył mi rękę na ramieniu i szepnął do ucha: „Utopia”.
Ciocia dużyformat od razu zapragnęła się tam udać. No co? Ariel mnie olewa, to czemu ja nie mogę się pobawić? Na szczęście po kilkudziesięciu minutach rzeczony Ariel zjawił się ze swoimi znajomymi – Maćkiem i Michałem (śliczny blondynek z fantazyjną fryzurą, która powodowała u mnie dreszcze podniecenia) – zaproponowali, żebyśmy przenieśli się do… tak, Utopii.
Ruszyliśmy. Wejście oczywiście bezproblemowe – w końcu kogo jak kogo, ale ciocie wpuścić trzeba. Wewnątrz – tłumy. Wyraźnie ten lokal się zmienił od mojej ostatniej tam wizyty ponad dwa lata temu. Grubo ponad.
Dojrzał mnie dość szybko chłopak od szeptania… Podszedł, zaczęliśmy tańczyć, coś tam pogadaliśmy… Robiło się ciekawie. Ariel poszedł gdzieś z tymi znajomymi. Dziwnie trochę, bo po tym pobycie na dyskotece miałem do niego jechać do domu na nocleg. Nie, nie to co myślicie. Wykluczone – nie przespałbym się z nim. Nie to, że nie miałem ochoty, siły czy coś… Po prostu nie. I basta.
No, ale zająłem się nową znajomością. Arek okazał się 23letnim warszawiakiem z importu. Spędziliśmy razem cały wieczór. Gdzieś tam w międzyczasie pojawił się niejaki Michał, znajomy Sebastiana Warszawa (uwaga, bo teraz będzie zagmatwane wyjaśnienie: to ten, który wynajmował mieszkanie Mikołajowi Łzy Chłopca i którego poznałem podczas spotkania z Maćkiem Frodo) no i… sam rzeczony Mikołaj Łzy Chłopca. Trochę odmieniony – jakby bardziej męski. Wyraźnie w dobrym humorze.
No a moja zabawa z Arkiem trwała w najlepsze. Od delikatnych „niby ukradkiem” dotknięć ciał doszło do przytulenia w tańcu. Widziałem Ariela… nie był zadowolony. No, ale sorki – coś mi się tu nie podoba. On może bawić się ze swoimi znajomymi olewając mnie, a jak ja to robię to jest już nie tak? Poza tym sam napisał ze dwa dni wcześniej „dobrzy znajomi”… No więc chyba nie musiałem się tak bardzo przejmować tym, co się a nim dzieje. Poza tym Utopia to miejsce, gdzie on bywa dość często – ma tam znajomych. Może nawet dorbych znajomych.
Pod koniec imprezy Arek prosił mnie o pocałunek. Próbował przez ponad godzinę. Nie dałem się.
Do czasu oczywiście. W kńcu uległem, bo sam od samego początku miałem na to ochotę. Ale przez cały wieczór to ja byłem podrywanym i adorowanym – on starał się o moje względy. Miłe to. Taka odmiana. Owszem, pocałowałem go.
Areil wyszedł zdenerwowany – nie wiem czy widział to co się stało, ale widział na pewn jak Arek kładł się na mnie, przytulał mnie bardzo mocno i wyraźnie miał na mnie ochotę. Zapytałem w pewnym momencie wprost, czy on chce mnie po porstu przelecieć czy co? Odpowiedział, że nie. Wywiązała się dyskusja czy to dobrze czy źle :) Oczywiście, że dobrze. Nie chcę jednorazowego seksu dla sportu.
Mimo tego, że tańczyliśmy jeszcze kilka godzin, to pocałowałem go jeszcze tylko raz. Niech wie, że nie tak łatwo to zdobyć.
Rozstaliśmy się koło 7. Spałem dziś do 12. Potem szybkie zakupy z dziewczynami w Carrefourze… Jeśli o takiej wyprawie na Wileńską można mówić jak o szybkich zakupach. Był z nami bratanek Iwony – Piotrek. Nieco męczący, ale daliśmy radę. Prawda jest taka, że gdy wracaliśmy byłem już zły, że z jednej strony całkowicie przekreśliłem Ariela i zaryzykowałem z niejakim Arkiem, który cały dzień milczy (wymieniliśmy się telefonami, a ja zgodnie z obietnicą po dotarciu do domu rano, wysłałem mu SMSa). Już myślałem, że znów zostanę na lodzie bez niczego i jak zwykle sam…
Do czasu.
Arek napisał SMSa. Kilka. Potem zadzwonił. Znów nalegał, żebym był w Barbie Barze dzisiaj. Namawiałem dziewczyny, żeby się ze mną wybrały. One są jednak oporne (mam na myśli Ankę) i jednak się nie zgodziły. Ale namówiłem Napalonego i Jego Faceta – razem wybierzemy się do Barbie. Tam mam zamiar spotkać się z Arkiem. No, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Znów ryzykuję, znów próbuję, znów szukam…
Boże dopomóż.
no prosze takie powodzenie a ty mi kiedys narzekales ze gruby, ze brzydki i ze na zdjeciach zle wychodzi… ech…
wlasnie wrucilem z imprezy u sasiadki na kturej prawie wykorzystalem nowo poznanego kolege :] Niestety nie udalo sie choc zmacalem a pozniej usiadl mi na kolana :] no ale jeszcze beda okazje:]
tak wogule to sie zajebalem, i bez wstydu chcialem pocalowac kolege hehe kuzwa co sie ze mna dzieje – to chyba juz brak faceta mi sie odzywa