Pod jedną z ostatnich blotek BeBe napisała:
„Eryk, bo ja to mam pytanie…
Tak sobie czytam i czytam te pedalsie blogi i co na który wejdę, to właściciel się uzewnętrznia, że nie znalazł jeszcze tego jedynego i że szuka, i że znaleźć już by chciał…
To jak to jest, skoro każda ciocia szuka w każdym zakątku Polski, to czemu wy wszyscy ciągle jesteście sami, czemu sie nie znajdujecie?!
bebe nie rozumie :( ”

Wstałem od komputera. Zacząłem chodzić po mieszkaniu. Zmyłem naczynia, włączyłem Destiny’s Child, siadałem, wstawałem, kładłem się…
W końcu zacząłem płakać. Byłem sam, więc nie musiałem się hamować.

Potem długo, długo nic. To najtrudnieszje pytanie jakie ostatnio słyszałem. „Czemu wy wszyscy ciągle jesteście sami?”
Dziękuję Ci za to, że to napisałaś. Bo ja miałem do tej pory podobne myśli, ale bałem się je zwerbalizować. Nie chciałem przyznać się do tego, że tak właśnie jest. I teraz w mojej głowie cały czas słyszę pytanie „czemu się nie znajdujecie?” No właśnie, kurwa, czemu?!

Wiesz dobrze, BeBe, że nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nie wiem. Po prostu nie wiem.
I już słyszę jak Giertych i jemu podobni odpowiedzą, że to oczywiste – takie wynaturzenie, jak pedalstwo, nie może wiązać się z miłością i stałymi związkami. Socjologowie powiedzą, że to kwestia braku wzorców. W świecie hetero są małżeństwa usankcjonowane prawem i pradawnym obyczajem, a u gejów nie ma czegoś takiego – nie obowiązują ich… nas normy, więc nikt nie ma ideału, do którego możnaby dążyć. Geje „niezależni” powiedzą, że taką drogę wybierają i wcale nikogo nie szukają. Starsi faceci odpowiedzą, że dla ludzi w ich wieku nie ma szans na miłość, więc szukają tylko seksu – nawet za kasę. Młodsi odpowiedzą, że w tym środowisku wszyscy się puszczają i ciężko znaleźć kogoś, kto byłby fair.
Ale co ja powiem?

Czemu ja jestem sam? Czemu znów jestem sam?
Myślę.

Ja chyba nie miałem nigdy szans na zbudowanie normalnego związku. Bo choć zabrzmi to paradoksalnie, to moje dwa ostatnie – z Piotrem i z Przemkiem – były takimi okazjami, ale jednak tak dalekimi od warunków idealnych, że po prostu nie wyszło. Z Piotrem mogło, ale… sama wiesz. Nie dla każdego odległość jest do wytrzymania. To taka odwieczna walka cielesności i zwierzęco niskich pobudek natury ludzkiego organizmu ze wzniosłymi ideami podniosłości i wyjątkowości każdego uczucia. Z Przemkiem niby od początku było wiadomo, że nic z tego, a jednak chyba gdybyśmy obaj w to do końca wierzyli, to nie zaczynalibyśmy tej zabawy. I niby ja miałem nauczkę na temat związków na odległość, a Przemkowi taki układ też nie odpowiadał, ale chyba obaj…
Nie wiem. Sam nie wiem.

No bo wybacz, ale w tej swojej mieścinie nie miałem najmniejszych szans znaleźć kogokolwiek. Znałem tam 2 cioty. Jedna zajęta, druga napalona. Sama chyba rozumiesz… Zresztą jaki byłby sens zaczynać coś tam, skoro w perspektywie była Warszawa. Ja chyba nie mogłem stabilizować sobie życia miłosnego, nie mając stabilnego życia w ogóle.

Powiem ci coś. Dużo na ten temat rozmyślam. Szczególnie teraz. Teraz, gdy znajomi wypominają mi, że łamię swoje dawne zasady, a ja sam tłumaczę się przed sobą, że „tylko krowa nie zmienia poglądów”. Teraz, gdy jestem w Warszawie i mam szansę zbudować coś trwałego, ułożyć sobie życie. Teraz, gdy mam postanowienie poprawy w postaci Planu Grubej Kreski. Dokładnie teraz, kiedy siedzę przed komputerem bez internetu, słucham Natashy Bedingfield i jej „Single” pisząc te słowa. Często płakałem z tego powodu. Żaliłem się mówiąc o tym moim znajomym, uzewnętrzniając się na blogu, albo zachowując to dla siebie w sercu. I choć zabrzmi to banalnie, infantylnie, nieprawdziwie czy jakkolwiek… pomaga mi zawsze Bóg. Gdy coś idzie nie tak – modlę się. Kiedy nie wiem jak postąpić i mam nadzieję, że obrana droga będzie dobra – modlę się. Kiedy podejmuję się nowych wyzwań i nie wiem co z tego wyniknie – modlę się. Kiedy inni wkopują mnie w ziemię lub mówią mi, co w moim postępowaniu się im nie podoba – ja się modlę. I gdyby nie ta modlitwa, to nie wiem czy bym wytrzymał. Czy byłbym tu, gdzie teraz jestem, czy dokonałbym tego, co już mi się udało i czy miałbym siłę do dalszego pokonywania przeszkód.

Ja też nie rozumiem czemu jestem sam. Nie wiem tego i wkurza mnie to. Bo jeszcze gdybym był sam i wiedział dlaczego, to pół biedy. Ale nie wiem. Nie wiem co zrobić, żeby to zmienić i nie wiem ile czasu jeszcze może taki stan potrwać. Zrobiłem sobie na chwilkę przerwę w pisaniu i sięgnąłem po książkę. Oczywiście po Twardowskieg „Zaufałem drodze”. I znalazłem dwa wiersze, które mi pomogły.

„Kiedy mówisz”

Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz

„Najbliżsi”

Nie proszę już o spokój
ani o to żeby było inaczej
nie mam żalu że nie mam malucha
ani o to żemi najbliżsi rozrąbali głowę
przyszedłem podziękować że jesteś Bogiem

To brzmi tak… no nie wiem. Sam nigdy nie lubiłem jak mi ktoś wmawiał, że wiersze mu pomagają. Wydawało mi się to takie „aktorskie” i nieprawdziwe. Wkurzali mnie tacy ludzie i denerwowali. Myślałem sobie „pierdoli głupoty”. Ale Twardowski działa na mnie zawsze w ten sam sposób. Uspokaja. Pozwala wytchnąć i zdać sobie sprawę z tego, że nie muszę znać odpowiedzi na wszystkie pytania.

I choć nie wiem czemu jestem sam, i choć mnie to wkurza, i choć nie chcę być sam, i choć wierzę w wielką pedalską miłość, i choć sam jej nigdy nie doświadczyłem, i choć zabrzmi to głupio… to chyba tak musi być. Muszę chyba zaczekać.
Obiecuję, że jak poznam odpowiedź na to pytanie, to od razu ci powiem. I obiecuję, że jak znajdę Tego Jedynego, to będziesz pierwszą, która się dowie. Nadal nie rozumiesz BeBe? Ja też.

Wypowiedz się! Skomentuj!