Przekroczyłem ją. Bariera, którą sam określiłem jako Bariera Cosmo została przekroczona. Ale o tym za chwilkę. Jak zwykle – po kolei.

Soborni wieczór spędziłem w Paradise. Nie planowałem tego wcześniej. A właściwie to planowałem, ale nie było to nic pewnego. Przekonała mnie Iga Wawa, która stwierdziła, że będzie tego wieczora w pedałowni. No to sobie pomyślałem – warto pójść i się zobaczyć. Miałem nadzieję, że wyciągnę Ariela. Ale on nie miał ochoty. Jak się okazało – był na imprezie ze swoją znajomą. Ale to jakby inna sprawa.

W pedałowni byłem sam. Co więcej – spóźniłem się minutę i panowie na bramce kazali mi zapłacić. Niestety, ale wydałem 10 zł za nic. No trudno – jak się wychodzi za późno na metro, to się ma. Nauczka na pewno się przyda. W samym lokalu ludzi niewiele, ale za to wyłowiłem wzrokiem Kasię, byłą Igi. Dobrze, że ktoś się znalazł znajomy, bo inaczej byłoby mi głupio czekać godzinę do otwarcia sali tanecznej. Podsiadłem jakiegoś chłopaka (Mikołaja, jak się potem okazało) i gadałem sobie z Kaśką i jej Paulą. Miło, miło, ale żałowałem, że nie ma Napalonych (choroba), Sebastiana Wawa (choroba), czy chociażby Iwony i Anki (sraj-kac). Dałem jakoś radę.
Po otwarciu parkietu – rozkręciła się zabawa. Moje oczy wędrowały cały czas ku grupie przegiętych ciotek, które wyglądały jakby właśnie uciekły z Kokonu albo innej Utopii. No tak czy owak – sympatycznie wyglądali. I zabawa trwała i trwała. Gdzieś tam koło 23 pojawił się Piotr. Udawał, że mnie nie widzi, więc i ja zareagowałem tak samo. Potem jednak podszedł przechodząc obok mnie, gdy schodził z parkietu.

Iga jednak się nie pojawiła. To znaczy pojawiła się, ale jej nie wpuszczono. Miała na pieńku z jednym bramkarzem no i ten właśnie bramkarz stał przy wejściu owej nocy. Biedna Iga, pocałowała klamkę. Ja spędzałem wieczór z Kasią, Pauliną i ich znajomymi – Mikołajem i Pawłem. Niestety, wszyscy zmyli się chwilę po północy. Bez pożegnania, co chciałem jako zarzut podkreślić! Pokręciłem się jeszcze chwilę na parkiecie i zmyłem się z lokalu. Nie miałem potrzeby tam siedzieć. Aż tak bowiem ochoty na zabawę nie miałem, samemu nie chciało mi się siedzieć a poza tym byłem zmęczony.

Po wielu przejściach związanych z komunikacją nocną (nienawidzę!) dotarłem koło 3 do miejsca, w którym teraz mieszkam. Położyłem się spać i dopiero koło 11 w niedzielę postanowiłem podnieść się na nogi.

A tu – niespodzianka. Jakieś nieodebrane połączenia. Numer zastrzeżony, więc nie miałem zielonego pojęcia od kogo. Dopiero po jakiejś pół godzinie okazało się, że to Ariel. Dzwonił z pracy. Pogadaliśmy dobre 27 minut… Na koszt firmy – zawsze można. O czym rozmawialiśmy? Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa – o niczym konkretnym. Bawiliśmy się, flirtowaliśmy… Pojawiła się sugestia spotkania. Ustaliliśmy, że w poniedziałek przed moimi zajęciami (16:00). Wszystko okej.

Tego dnia czekała mnie przecież jeszcze sprzedaż gazet. Ale w trakcie robienia pysznego rosołku dla całej pedalskiej komuny, wpadłem na pomysł, coby spotkać się z nim jeszcze dziś. Odwołałem pracę (jak dobrze, że zgłosiła się poczta, a nie przełożony…) i umówiłem się z Arielem na niedzielne popołudnie. Znów dzwonił. Tym razem 21 minut…
Spóźniłem się (po raz pierwszy – ja!). Poszliśmy do Szpilki, bo w Między Nami tłumy. Wcześniej ustaliliśmy, że nagrodą dla mnie za nie-przeginanie się podczas rozmów telefonicznych będzie buziak od Ariela. No, ale wiadomo było od początku, że w miejscu takim jak Szpilki Ariel się nie przełamie. Miałem rację.

No, ale najważniejsze jest przekroczenie Bariery Cosmo. Bo to nasze trzecie spotkanie, a więc najwcześniejszy i najlepszy moment według Cosmopolitan, żeby iść do łóżka z facetem. Ja nie poszedłem. No i nie ukrywam, że jestem z tego dumny. Nie chcę się spieszyć tym razem. Chcę się nacieszyć miłym czasem, gdy możemy flirtować, bawić się, odkrywać nawzajem swoje przywyczajenia, potrzeby, no i budować napięcie seksualne między nami. Bawi mnie to. Jego najwyraźniej też.
Rozmowa kręciła się zmiennym tempem, coraz częściej krążąc wokół tematów seksu i erotyki. Pozwalam zadawać sobie najbardziej nawet intymne pytania i jak zwykle odpowiadam na nie szczerze, bez skrępowania i otwarcie. Lubię bezpośredniość. I ta bezpośredniość powoduje wzrost owego napięcia między nami.
Jego szczytem podczas trzeciego spotkania była zabawa, gdy ocierałem obutą stopą o nogę Ariela. Niewiele, wiem. Ale spokojnie… tak chcę.
To mi się podoba.

Wieczorna rozmowa z Anną przebiegała właśnie wokół tematu Ariela. Zapytała mnie, jak to w końcu jest. Hmmm… dobre pytanie.
Jest miło. Jest naprawdę fajnie. Nie jest „wow! zajebiście!”. Ale jest naprawdę tak fajnie, tak… inaczej niż zawsze bywało. I żeby było jasne – nie porównuję Ariela z moimi byłymi! Porównuję sytuacje.

A jutro trzebaby do szkoły pójść… Na szczęście na 16… Bogu dzięki za studia wieczorowe.

Wypowiedz się! Skomentuj!