No to jestem w stolicy. Dziś oficjalnie rozpocząłem najkrótszą w moim życiu wizytę w stolicy Polski.

Przyjechałem przed 20 minutami pociągiem pospiesznym Szczecin Główny-Terespol. Z Rewala wyjechałem o 18:35, a w Szczecinie byłem o 21:22. Oczywiście spotkałem się z mężem. I mogę dodać tylko, że zaliczyłem w końcy Błękitną Ostrygę! Kurwidół to jakich mało, ale w porządku. Przetrwałem jakoś bez większych problemów. Pogadaliśmy, pooglądaliśmy pornola (tam nie ma nic innego do roboty) i chwilę się poprzytulaliśmy na koniec. Jak dla mnie – jak zwykle za mało.

Jazda była dość ciężka. W przedziale 7 osób – młoda anorektyczka z babcią i ciocią, ruski dresiarz, stara baba z niezaradnym życiowo 40letnim synem no i ja. Mieszanka wybuchowa, prawda? Na szczęście nic się nie stało. Człowiek nie jest taki, coby rady nie dał.
O 6:20 byłem na Centralnym. Zajęcia w Newsweeku mam o 9:45, więc mam chwilę wolną. Zaraz pójdę na odżywcze śniadanie do McDonald’sa. Jakoś to będzie.

Marta L ma moją torbę codzienną a w niej papiery jakie przyszły z Instytutu Socjologii. Muszę bowiem złożyć „zgłoszenie gotowości do podjęcia studiów wieczorowych”. Wtedy jestem automatycznie uwzględniany przy rekrutacji na studia dzienne. Zaraz idę zrobić sobie fotki, a jutro zawiozę te papiery. W torbie mamusia wspomogła mnie także kwotą 50 zł.

Ostatnie dni są dość ciekawe. Bowiem nie tylko wiele się dzieje na obozie w Rewalu (jak zwykle), ale także w moim życiu. Oto bowiem Mirek Kołobrzeg zaoferował mi seks. Tak, tak po prostu. On jest co prawda z Mariuszem Koszalin i zwróciłem mu na to uwagę, ale on w odpowiedzi stwierdził, że to jest luźny związek (nie uznaję takowych) i on może. No ale ja nie. Więc napisałem mu, że ja nie mogę i bez męża nic nie zrobię. Mirek odpisał, że to jak najbardziej mu odpowiada i że we trzech będzie nawet ciekawiej…
Wczoraj rozmawiałem o tym z Przemkiem. Oczywiście powiedział, że ja mogę z Mirkiem (zawsze tak mówi) i że… pomyśli.
Robi się ciekawie.

A na obozie, jak to na obozie – cały czas radio działa, coś się dzieje, jacyś dziwni goście… Wczoraj nasłuchałem się komplementów na swój temat. Eh, miło tak czasem mieć połechtane ego.
W związku z tym, że grupa jest nad wyraz spokojna – kadra szaleje w najlepsze. Siedzimy do 4 nad ranem wygłupiając się i śmiejąc. Robimy sobie ze wszystkich i ze wszystkiego jaja i jest naprawdę miło. Słowo sezonu: penetracja…
I dodatkowa ważna informacja – wydawca Angory powiedział, że od października ma dla mnie jakąś pracę w Warszawie! Ha! To ci dopiero los. Mam pracę, pewno będę miał mieszkanie, tylko ze studiami gorzej. W tym tygodniu powinna przyjść odpowiedź na odwołanie z Instytutu Dziennikarstwa. Czekam.

Siedzę już 28 minut… Ale nie mam nic lepszego do roboty. Co prawda na przeciwko Newsweeka jest centrum handlowe Blue City, ale… no bez przesady. Chyba nie otwierają go o 7? Zaraz poszukam w sieci…

A tak w ogóle to mam chcicę. I to wielką. Po pierwsze przez wczorajsze spotkanie z mężem w Błękitnej Ostrydze, po drugie przez Mirka i jego propozycję, a po trzecie – bo jest rano, a rano faceci miewają chcice.

Zaraz chyba pójdę na czata. Pobawię się, pośmieję a potem pójdę na śniadanie. Nie jest źle. Dobrze, że na Dworcu Cetralnym jest i internet, i fotograf, i McDonald’s! Viva globalizacja!

Wypowiedz się! Skomentuj!