Nie, nie jadę do Paryża. Pojadę w okolice Amsterdamu, ale to potem. Teraz jestem po wizycie w Warszawie i mam na jej temat kilka refleksji. Przede wszystkim – Newsweek się nie postarał. Nie było warsztatów tylko wykłady. Nudne, robione przez osoby, które nie mają o tym zielonego pojęcia, chaotyczne… Po prostu nie takie, jakie powinny być. Ot, i tyle.

Oczywiście warsztaty warsztatami, ale… najważniejsi są ludzie. A tych nie brakowało. 4 redakcje – w sumie 20 osób. Pośród nich dwóch dosyć fajnych i ładnych. A jeden w szczególności – Tomek mu było na imię. Śliczne oczka, szczupły, fajny po prostu. Na początku łudziłem się, że to ciotka, ale raczej na pewno nie. Za to jego kolega z redakcji, a dla mnie do niedawna jeszcze znajomy korespondencyjny – ciota jak nic!

Jak ja lubię to odkrywać… Idę, patrzę – a tu ciota. Nie ma nic fajniejszego.

Pierwszy dzień minął nam w redakcji Newsweeka a potem na zajęciachw hotelu Vera. Nie powiem, miejsce fajne, bo standard ***. Nie było więc źle. Pokoje przytulne, wygodne łóżka – a co dla mnie najważniejsze – wanna. Bo ja mam przecież w domu tylko kabinę prysznicową, a to nie to samo. Po raz pierwszy od bradzo dawna miałem okazję skorzystać z wanny – niesamowite to uczucie po tak długim czasie. Tym bardziej, że nie spałem od jakiś 30 godzin w tamtej porze i byłem padnięty. Oczywiście po kąpieli, czyli koło 22:00 co zrobiłem? Napisałem do Napalonego i jego chłopaka z pytaniem czy dzisiaj idą do Para.

Wcześniej byłem na zakupach w Galerii Mokotów z Tomkiem O. No co? Nie powstrzymałem się! Musiałem… Kupiłem bluzę, koszulkę i frotkę na rękę. Wydałem jakieś 70 zł, ale to chyba nie dużo, prawda?

Wiedziałem, że Igi nie ma, bo wcześniej napisała, że robi sobie urodzinki w Rasko. Ja do Rasko po pierwsze nie trafiłbym, a po drugie – nie koniecznie chciałem iść. Bo nie chciałem się spotykać z Piotrem.
No więc poszedłem do Paradise’u. Byłem tam przed 23:00. Napalony i jego facet przyszli nieco później. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się… Po prostu było miło.

Aż tu nagle w drzwiach pojawia się… Iga, Pitr, jego Piotr, Piotr Hetero i Kasia Igi… Mogłem to przewidzieć. Zawsze imprezy prędzej czy później kończą się w Para, prawda?

Najpierw Piotr udawał, że mnie nie widzi. No cóż – on przyszedł później, więc to on powinien się podejść przywitać. W końcu jednak się odezwał. Chwilę pogadaliśmy (nawet Napaleni odeszli…), ale jak zwykle pieroliliśmy o głupotach. Czasami mam dosyć takich rozmów…

Potem tańczyłem (wyglądałem – sam to sobie przyznaję – całkiem dobrze). Miałem wzięcie u jednego blondyna. Ale nic z tego. Ja tam wierna i niewzruszona. Potem Napaleni się pokłócili. Na szczęście jako tako udało im się pogodzić i… odwieźli mnie do hotelu! A ja się tak martwiłem o transport… W hotelu byłem po 3:00.

Rano pobudka o 8:00, szybkie śniadanie i pojechałem do Instytutu Socjologii. Po drodze zrobiłem zdjęcia i chciałem razem ze świadectwem i wszystkim złożyć do na IS. Okazało się, że mogę złożyć tylko deklarację gotowości podjęcia studiów… Głupota, bo w piśmie do domu napisali co innego. Pozostaje czekać.

Po zajęciach i obiedzie ulotniłem się z Natalią z mojej redakcji i pojechaliśmy na Dworzec Centralny. 16:10 ruszyłem InterCity do Szczecina. Podróż nie minęła bez niespodzianek. Okazało się nagle, że było zwarcie w moim wagonie (bezprzedziałowy – numer 8) i nie działa tam klimatyzacja. Przesiedliśmy się do przedziału we wcześniejszym wagonie. A tam – zimno, aż miło! Jakoś wytrzymaliśmy wszelkie przygody i dojechaliśmy do Szczecin Dąbia. Tam mnie odebrała kuzynka i mama, a Natalię jej tata. Pojechaliśmy do Rewala. Podróż trwała dość długo, bo kuznka nie zna tej drogi. Ale nie było źle.

Na miejscu zjedliśmy jakieś żąrcie w Sharku, one pojechały a ja zostałem ze składaniem gazety… No więc wziąłem się do roboty.
Gdy już wszystko było gotowe, okazało się, że nie mam wszelkich informacji, żeby przygotować gazetę do druku. Chciałem się dodzwonić do specjalisty z Łodzi, ale o 3:00 to graniczy z cudem. Na szczęście udało mi się zgadnąć jak to zrobić i w końcu złożyłem.

Rano wstałem na śniadanie, a teraz jestem w Kołobrzegu. Przyjechaliśmy tutaj na Shreka 2 i zwiedzanie. Siedzę więc w kafejce, za 35 minut mam seans i muszę jak najszybciej powysyłać SMSy z sieci.

Rozwija się propozycja Mirka Kołobrzeg… Robi się naprawdę ciekawie i poważnie. Jeśli tak dalej pójdzie, to spodziewam się czegoś nowego w swoim życiu bardzo prywatnym. Mam nadzieję, że to będzie coś miłego. Idę, Shrek czeka…

Wypowiedz się! Skomentuj!