Wczorajszy dzień to dead-line. Tak, jest przesunięty o dzień wcześniej w porównaniu z dotychczasowym trybem pracy. Wydawca tak zarządził od kilku numerów, a że mnie nie było, to dla mnie pierwsze tego typu doświadczenie. Ciężko było. Dziś wstałem z wrażeniem, że jest piątek. A tu niespodzianka!
No, ale udało mi się wszystko skończyć. Boże… czasem zajmuję się takimi głupotami. Napisałem dwa dość spore „zapychacze miejsca”, zobaczymy ile z tego wykorzysta. Mam nadzieję, że sporo, bo wymusza to na mnie system wierszówkowy. Najśmieszniejsze jest to, że nie mam ustalonej z nim stawki za wierszówkę. Nie wiem, czy obowiązuje ta, którą kiedyś miałem czy też może zupełnie nowa. Muszę z nim o tym pogadać. Ale dziś już Przemek się dziwił – że ja z nim w ogóle nie mam kontaktu. No bo i po co? Widuję się z nim raz w miesiącu, chyba że się gdzieś przez przypadek spotkamy. Wiem co mam robić, sam szukam sobie tematów, podsyłam je mailem, a jak są jakieś problemy czy wątpliwości, to kontaktujemy się telefonicznie. I tyle.

Wczoraj, gdy szedłem na umówione miejsce spotkania na rozmowę oczywiście do gazety, spotkałem jedną ze znajomych z (byłej) szkoły. Szeroko otworzyła usta i zapytała: „A gdzie twoja druga połowa?!” Miała na myśli oczywiście to, że schudłem. Widziała mnie pierwszy raz od 10 czerwca, więc mogła ocenić z perspektywy jak teraz wyglądam. Podkreśliła chyba ze 3 razy, że jest pod wrażeniem. Miło to słyszeć. Oczywiście chwaliłem się kilku osobom na ten temat. No co? Dla mnie to ważne. Jeszcze 5 kg… Tylko 5 kg… Dam radę!

Do nocy siedziałem pisząc teksty. Musiałem. Najgorsze jest to, że mój fotograf sobie wyjechał na Przystanek Woodstock (o którym też pisałem) i przez to nie miałem jak go ścignąć za rzeczy, które miał mi dostarczyć. A zobowiązał się wiele zrobić. Zabiję go jak wróci. To najlepsze wyjście. Ludzie jednak potrafią być nieodpowiedzialni – a ja potem muszę świecić oczami (przez telefon) do wydawcy.

Wczoraj też zadzwonił do mnie jeden z twórców portalu WAP mobile.net.pl. Bo oni chcą, żebym dla nich pisał. Zgodziłem się na współpracę jeszcze będąc w Rewalu, więc muszę teraz się z tego wywiązać. Oczywiście na razie robię to za friko, ale… obiecał mi, że postara się „o jakieś 50 zł miesięcznie” u szefa. Ja wiem, że 50 zł to jest nic. No, ale po pierwsze – na 3 imprezy wystarczy, a po drugie – piszę ile chcę, kiedy chcę, na jaki temat chcę i do tego felietony, a więc zero ruszania się z domu. To się nazywa komfortowe warunki pracy. Pierwszy tekst już napisałem. Dziś mu go wysłałem. Dotyczy Przystanku Woodstock – w końcu felieton musi poruszać tematykę aktualną.
Zobaczymy co z tego wyjdzie. Mam mieć swój własny dział.

A po skończeniu wszystkich tekstów siedziałem po nocy na necie udając kobietę. Uwielbiam taką zabawę. Cybersex to genialny wynalazek. Szkoda tylko, że coraz mniej mnie bawi. Chyba zaczynam się starzeć (dorastać?). No, tak czy owak – znów miałem wybitnie erotyczno-tematyczną rozmowę z Jakubem Warszawa… Stwierdzam, że jesteśmy wyrachowani. Nie, to nie był komplement.

Dziś sobie odpoczywałem. Całkowicie i bezgranicznie. Nie robiłem nic produktywnego. Sprzątałem i układałem w komputerze, posiedziałem trochę na czacie no i kupiłem sobie w końcu jakiś porządny pilniczek. Dobry pilnik, to postawa! Dowiedziałem się też, że w moim mieście jest 1 sklep, gdzie można kupić pastę, jakiej obecnie używam do układania włosów. Jest co prawda o 3 zł droższa niż w stolicy, ale człowiek nie jest taki, coby za dużo czasem nie wydał.
Wieczorem zaniosłem ubrania do krawcowej. Muszę w końcu wszystko przerobić. Zwężam koszule, skracam je i zwężam spodnie. Dałem w sumie 10 rzeczy. Za każdą mam zapłacić 5 zł. Rachunek prosty. Oczywiście to nie wszystko, ale w czymś muszę chodzić teraz! Zaniosę w sobotę, bo pani stwierdziła, że do wieczora w sobotę powinna się wyrobić. Szybka jest. Nie przypuszczałem, że tak mało czasu jej to zajmie. Ponoć jest w tym dobra – polecała mi ją sąsiadka z balkonu. No cóż… nie ma to jak mieszkać w PRLowskim bloku.

Od wczoraj jestem szczęśliwym posiadaczem nagrywarki. W końcu! Doczekałem się po latach ;) A co najważniejsze – mogę odczytywać płyty. Bo jeszcze żadnej nie nagrałem. Nie mam na to ani czasu, ani ochoty. Raczej zgrywam płyty. Wziąłem od Iwony dzisiaj Skunk Anasis i Destiny’s Child. Po porstu… I like it.
Dziś byłem u Iwony. Poszedłem prosto od krawcowej. Po drodze zadzwoniłem do Przemka. Jak zwykle się ze mną droczył. Plus tego jest taki, że droczyć się mogą tylko osoby inteligentne, a więc świadczy to o jego poziomie, ale z drugiej strony – czasem ma niewybredne te żarciki. I wie, że mnie denerwuje, gdy mówi coś o Marcinie Szczecin dwuznacznego. I jak zwykle stwierdził, że jak się jutro spotkamy, to seksu nie będzie.

No bo jutro chcę się wybrać na imprezę. To ostatnia okazja, gdy mogę jechać z Iwoną. Potem dopiero we wrześniu i chyba już w Warszawie. Mam nadzieję, że mama to zrozumie i da mi pieniądze. Bo ja nic nie mam. Stan portwela – 1,60 zł. Tak, jestem spłukany. Na noc chcę zostać u Przemka. A że nie mam wymówki, to wrócić będę musiał pociągiem o 8:20 czy jakoś tak. Zabójstwo… No, ale czego się nie robi dla chwili z mężem…

Za to za tydzień mam jechać na bankiet do Rewala. Bankiet jest w sobotę. Powiem mamie, że chcę jechać wcześniej, jakoś w czwartek wieczorem wyjadę. Zostanę u Przemka w nocy i może nawet cały dzień i drugą noc… Do Rewala dotrę w sobotę a w niedzielę będę w domu. Ot, normalka. Boże… jak ja kombinuję!!!

Anastacia „Sick and tired”

My love is on the line
My love is on the line
My love is on the line
My love is on the line

A little late for all the things you didn’t say
I’m not sad for you
But I’m sad for all the time I had to waste
'Cause I learned the truth
Your heart is in a place I no longer wanna be
I knew there’d come a day
I’d set you free
'Cause I’m sick and tired
Of always being sick and tired

Your love isn’t fair
You live in a world where you didn’t listen
And you didn’t care
So I’m floating
Floating on air

Oh.. yeah…

No warning of such a sad song
Of broken hearts
My dreams of fairy tales and fantasies, oh
Were torn apart
I lost my peace of mind
Somewhere along the way
I knew there’s come a time
You’d hear me say
I’m sick and tired
of always being sick and tired

Your love isn’t fair
You live in a world where you didn’t listen
And you didn’t care
So I’m floating
Floating on air

Your love isn’t fair
You live in a world where you didn’t listen
And you didn’t care
So I’m floating
Floating on air

My love is on the line
My love is on the line
My love is on the line
My love is on the line

My love is on the line

Your love isn’t fair
You live in a world where you didn’t listen
And you didn’t care
So I’m floating
Floating on air

Wypowiedz się! Skomentuj!