Nie polecimy do Warszawy samolotem. Odwołano piątkowy lot, więc nie da rady. Wczoraj zadzwoniła Kaśka K i mi o tym powiedziała.
Nie ukrywam, że miałem jakieś przeczucie, że to nie może być tak łatwo. Od kilku dni męczyło mnie przeświadczenie, że zbyt się wszystko układa, żeby mogło być tak proste. No i mam za swoje.

I tu rodzi się kolejny problem. Bo oczywiście pojedziemy pociągiem, ale… Kaśka chce jechać pospiesznym (oszczędność), a ja wolałbym conajmniej ekspresem. Fakt, że dobre kilkanaście złotych drożej, ale… no nie zatrzymujemy się co 10 minut na każdej stacji, nie ma tam tłoków i mam pewność, że będę siedział. Pośpiech, to pośpiech. Tam się wszystko może wydarzyć. Być może przyjdzie mi stać całą drogę. Tym bardziej, że trwa długi weekend, a więc więcej ludzi podróżuje. Poza tym jest lato, a to też wzmaga ruch w pociągach. Pomijam to, że jest to pociąg Świnoujście-Terespol, a więc tranzyt przez Polskę.
Z kolei głupio jechać samemu, skoro i tak Kaśka jedzie w tym samym kierunku. Już nawet nie mam nic przeciwko temu, żeby jechać dzień później, tj. w sobotę, byleby Kaśka poszła na Ryockowisko (to taka impreza plenerowa…).
I co robić?

Wczoraj też pożegnałem się z Jakubem Warszawa. On kończy swoją przygodę z Warszawą, a więc i czas, żebym i ja zakończył znajomość.

Poza tym miałem wczoraj doła. Nie wiem czemu. Najpierw to, potem jakoś rozmowa na Tlenie z Sebastianem Warszawa, potem inne drobne sprawy i mnie złapało. Dziś jest już ciut lepiej, ale nie czuję się najlepiej. To wszystko nie tak miało być…

Przedwoczoraj spotkałem się z Danielem J, tym reżyserem. Dowiedziałem się – czego nie wiedzą jeszcze sami zainteresowani – że wywala trzech czołowych aktorów z Teatru. Jeden z nich to chłopak, którego dwa razy spotkałem w Arcadiu$$ie… Oczywiście napisać o tym jeszcze nie mogę, ale o innych poczynianiach grupy, jak najbardziej. I oczywiście napisałem. Na to poświęciłem wieczór przed- i wczorajszy.

Zgodnie z moimi przewidywaniami – woczraj zdenerwowałem się na moje nowe spodnie. Bo jak zwykle moja nieproporcjonalna budowa powoduje, że na udach są dobre, ale w pasie za luźne. Tak, bo ja mam za duże uda. Eh…
Dałem nowe foto na homopak.pl. Ciekaw jestem reakcji. Zdjęcie jest oczywiście retuszowane (deilkatnie!). Wybieliłem gałki oczne, zęby, wymazałem dwa pryszcze i pociemniłem karnację na szyji i kawałku torsu, który widać. No co? Trzeba dbać o image! :)

Byłem w szkole wczoraj. Pomogłem w bibliotece, oddałem połowę książek (10) i musiałem pomóc koledze, któremu zleciłem xerowanie gazety. Nie poradził sobie. Bo wbrew pozorm, to bardzo trudne. No i znów załamka, bo widzę, że po moim odejściu naprawdę upadnie gazeta szkolna. Wziąłem ze szkoły tablice, które były nagrodami w konkursach. Teraz mam je w domu. No co? Należą mi się chyba?

Przez chwilę pogadałem z Sebastianem Z z wolontariatu o jakiś tam ich działaniach. Byłem też bileterem w kinie. Nie ma to jak polskie „magnetyczne” kino. Przyszło jeszcze mniej osób niż zwykle. Ale ja wiedziałem, że tak będzie. Potem spotkałem się z facetem odpowiedzialnym za wyjazd do Holandii. Mam być liderem dziesięcioosobowej grupy opiekunów. No okej. Dzięki temu wszelkie spotkania odbywać się będą tylko pod moją obecność. Wyjazd tygodniowy planowany jest na lipiec. Płacę tylko za ubezpieczenie, choć i tak nie wiadomo, czy kto inny za mnie nie zapłaci.

Nie lubię tego święta. Drażni mnie, jak zresztą coraz większa ilość podobnych uroczystości kościelnych. Nie, nie – nie mam zamiaru odejść od katolicyzmu. Bo to nie wina kościoła jako instytucji, tylko ludzi, którzy go tworzą. Spotykają się na Boże Ciało nie po to, żeby przejść w procesji, która ma być wyrazem ich wiary czy coś… Spotykają się po to, żeby pokazać nowe stroje, pogadać o pogodzie i dawno nie widzianej koleżance, która mignęła gdzieś w tłumie dziwacznie ubrana. I właśnie totalne nie myślenie o tym, po co tego dnia się wszyscy zbieramy jest moim zarzutem. Nie wiem jak to jest w dużych miastach, ale w moim – jakby na to nie patrzeć – niewielkim wielkim nietaktem dla sporej części społeczeństwa byłoby nie pojawienie się na Bożym Ciele. Nie ważne po co, ważne żeby być. Taka pokazówa.
To mnie denerwuje. Dlatego szedłem dziś w ciemnych okularach, nie rozglądając się czy nie ma znajomych wkoło, nie myśląc o tym jak kto jest ubrany. Szedłem i albo w ciszy, albo poprzez śpiew – modliłem się.

Odebrałem też dzisiaj kasę od wydawcy. Na razie połowę sumy, ale to mi wystarczy spokojnie. Jutro wpłacę większość na konto, żeby nie jeździć z gotowką. Byle nie pospieszny. To wszystko nie tak miało być…
Dlaczego nie może się układać?

Poza tym mam obawy (uzasadnione chyba…) moje powodzenie na egzaminach. Nie ukrywam, że okres najintensywniejszej nauki jest już za mną. Teraz się obijam i szukam pretekstu, żeby tylko nie zajrzeć do książki. Mam już trochę dość. Ale wiem, że w Warszawie się zmobilizujemy i będę się uczył. Tam skoczy adrenalina, więc i łatwiej będzie zapamiętać, prawda?
Tylko jak się do tej Warszawy dostanę? Ja nie chcę pośpiesznym…

Wypowiedz się! Skomentuj!