RE(FLE)koleKCJE
To są ciężkie dni. Nie tylko ze względu na moje samopoczucie, ale także dlatego, że mam dużo pracy. I choć dziś oficjalnie są rekolekcje (aż do piątku), ale nie mam ani chwili odpoczynku. Wyszedłem dziś z domu o 10:00 i wróciłem o 19:30… ale po kolei. Zaczniejmy od dnia wczorajszego…
Musiałem pójść wcześniej do szkoły. Przedwczoraj bowiem umówiłem się z anglistką, znienawidzoną Panią P, że zaliczę jakiś tam śmieszny sprawdzian, a że rekolekcje, zaraz po nich święta, no to zaliczam. Poszedłem przygotowując się średnio. Fakt, że to jedyna rzecz w angielskim, jakiej przez całe życie nie mogłem się nauczyć, czyli zdania warunkowe, ale jestem dzielny. Przedwczoraj poszedłem spać o 3:00, więc wczoraj w szkole mogłem być nieco śpiący. O dziwo – nie byłem.
Sprawdzian napisałem i chyba trudny nie był. Nie wiem, nie przykładam do tego znaczenia. Jeśli nie postawi mi z angielskiego 5 na koniec roku, to zarządam egzaminu komisyjnego na tę ocenę! A jak!
Chwilę potem kolejne zaliczenie – język polski i pozytywizm. Na 15 osob obecnych w klasie tylko 4 nie zaliczały jakiegoś sprawdzianu. A więc lekcji nie było. Napisałem dość… rzeczowo, więc się nie rozpisywałem. Nie chciało mi się. Długo to ja mogę gadać a nie pisać (ręcznie!) o pozytywizmie. I napisałem 4 strony. Starczy jej!
Na drugim polskim byliśmy na jakiejś śmiesznej ankiecie Polskiego Towarzystwa Nauk nt. naszej dalszej drodze edukacji. Jak określiła to dyrektorka: „Musicie powiedzieć, czego oczekujecie od Ojczyzny!” :)
To oczywiście nie koniec. Musiałem zaliczyć temat z historii – I Wojna Światowa. Byłem dzień wcześniej i tak dobrze odpowiadałem, że aż mi przerywał wypowiedź i zadawał kolejne pytania. Ale się potknąłem w ostatnim (najprostszym). Wczoraj jednak udało się, zaliczyłem i jestem prawie na czysto z historii. Prawie, bo wczoraj było koło, na które nie mogę chodzić, bo mam wtedy WOS no i temat już jest do zaliczenia :)
Wczoraj też na jednej z przerw odbyło się zebranie w sprawie programu „Zielony ogród”, dla którego robię dodatek do gazety. Tzn. już zrobiłem, ale będziemy go dodrukowywać i produkować dalej. Chcą i płacą za produkcję :) To ja się poświęcę i przygotuję. Organizuje to moja wychowawczyni, więc od razu załatwiałem sprawy moich nieobecności. Nazmyślałem jej jakiś głupot, a ona wie, że to głupoty – mimo wszystko, całość już usprawiedliwiona lub oddelegowana :) Jak ja ją za to lubię, że nie zadaje zbędnych pytań…
Zaraz po lekcjach poleciałem do Gimnazjum podpisać certyfikaty. Okazało się jednak, że nie ma ich jeszcze wydrukowanych. Więc miałem po prostu przyjemność gościć w tej pięknej szkole. Umówiłem się na dzisiaj, że to zrobię. Poszedłem więc dziś i juz załatwione. Dla mnie Warsztaty powoli się kończą. Ale to nic… wpadłem na pomysł zrobienia kolejnych na początku czerwca a potem we wrześniu… :)
Po tych certyfikatach pobiegłem wczoraj do Sebastiana Z. Dowiedziałem się jakiś tam ciekawostek o nowym koncercie hip-hopowym. Oczywiście jako pierwszy w mieście :) Informacja w prasie już w ten piątek. Wiecie… on się domyśla, że ja jestem pedałem. Pomijam oczywiście sam fakt, że piszemy do siebie w mailach „kochanie, całuję” czy tym podobne, ale on wie :) W końcu jest po kursie psychologii u tego Szweda, co nas odwiedzał niedawno. Pytał mnie jakiś czas temu o tatę. Czy mam, jakie stosunki…
No więc mówię, że nie mam i że raczej było tak cienko… On na to, że tak myślał.
Nieuświadomionych informuję, że jedna z teorii mówi, że homoseksalizm rodzi się wśród mężczyzn z nadopiekuńczą matką i srogim ojcem.
O 17:00 byłem w domu kultury na Dniu Inwalidy. Nudy, że szkoda gadać. Godzina z życia zmarnowana. No, ale jak trzeba to trzeba – za to mi płacą.
Dziś odwiedziła mnie Ewa, z którą to potem udaliśmy się do Marty A. Powspominaliśmy, pośmialiśmy się – było miło, jak za dawnych lat. Ale jednak wspomnienia się nam zacierają… Tak, czy owak wziąłem od Marty A książkę z utworami, jakie śpiewaliśmy w ósmej klasie i kartkę z podziękowaniami, jaką dawałem na zakończenie szkoły tym, którzy współpracowali ze mną przy gazecie szkolnej…
Posiedziałem u Marty A cztery godziny, a potem poszedłem do Gimnazjum. Poprowadziłem lekcję o prasie z jakąś klasą drugą. Miło, bo tam jest taki jeden śliczny chłopiec, którego już na warsztatach przyuważyłem. I stąd też refleksja – ja niemógłbym być nauczycielem, bo faworyzowałbym przystojnych chłopców… Ale jestem ciota :)
Potem poszedłem do pizzeri na spotkanie z Panią W, Justyną G i taką Anią P. Pani W i Justyna G to nauczycielki a Ania P to psycholog szkolna :) Więc poza podsumowaniem warsztatów, które były nie tylko pretekstem, ale także głównym tematem rozmów, to poruszaliśmy przede wszystkim tematykę szkolną. Tam spędziłem blisko 3,5 godziny.
I znów – miło, sympatycznie, śmiesznie.
Po powrocie do domu oczywiście ochrzan za to, że tyyyyyle czasu mnie nie było. Ale jakoś się wybroniłem. No i po raz drugi rozpoczęła się dyskusja, czy powinienem jechać w piatek do klubu… Mama nie jest przekonana, ale już widzę, że chyba się zgodzi. Muszę tylko jutro zrobić genralne sprzątanie pokoju i będzie okej. Już przekupiłem brata, który mi okno umyje, a mnie czeka ścieranie kurzu, trzepanie dywanu i mycie podłogi. Czyli nie tak źle…
Gdyby nie fakt, że muszę rano iść do opieki społecznej na rozmowę do gazety no a potem na Dzień Otwarty naszej szkoły, żeby godnie reprezentować szkolny miesięcznik. Więc czasu na sprzątanie nie mam zbyt wiele… Prawie w ogóle go nie mam, a MUSZĘ się wyrobić. Dziś skończyłem pisać siódmy tekst do gazety. Jutro zaraz po rozmowie muszę stworzyć artykuł na temat jakiś zmian wypłacania zasiłku jakiegoś tam… Dla ludzi to ważne – dla mnie nudne. :)
Umówiłem się do fryzjera! Na poniedziałek. Chciałem do tego Krystiana, co niby pedał, ale… on nie strzyże facetów :) Chciałem więc do tego drugiego ładnego, co jest chłopakiem mojej koleżanki, ale… on ma pierwszy termin po świętach. Więc idę do niejakiej pani Moniki już w poniedziałek. Mam nadzieję, że zrobi ze mną coś sensownego!
Jak widać, humorek mój się poprawia o tyle, że staram się nie myśleć. To jest dobra metoda. Zobaczymy ile znów uda mi się wytrwać w tej postawie. Bo wbrew pozorom, to jest bardzo trudne!
Może warto czekać do po świąt ? :)))
Nie ma to jak własna fryzjerka, która nie wiem ile ma pracy, zawsze Cię odtrzyże w pierwszej kolejności :)
-> tomgu
Nie czekam do po świąt, bo… urodziny wyprawiam sobie 16 kwietnia, a co za tym idzie – w tygodniu, w którym doradzasz mi pójście.
A ja muszę się z fryzurą oswoić, ponosić ją. Nie mogę tak od razu iść.
Poza tym muszę być przygotowany na to, że mnie źle obetnie (nie daj boże za krótko!!!) i wtedy muszę mieć czas na to, żeby coś z tym zrobić, poprawić, no… cokolwiek z tym zrobić :)
tak, tak… z chodzeniem do fryzjera to najczęsciej tak jest. albo za krótko, albo brzydko. ja chyba tylko raz byłam zadowolona, więc unikam jak mogę strzyżenia. oczywiście tragicznie przez to wygladam, bo nie chodzenie do fryzjera wpływa na wygląd równie kiepsko jak chodzenie…
pozdrawiam wszystkich zadowolonych ze swojej fryzury.
-> natal
Twoja koncepcja nie-chodzenia do fryzjera jest całkiem ciekawa :) Przemyślę to ;)
Ale od czasu do czasu muszę… niestety.
Szkoda, że mnie nie pozdrawiasz ;)
Skoro mowa o włosach…MUSZĘ TEŻ OBCIĄĆ PLEREZĘ!!!!!Bo już mam takie pekaesy,żezaczynają mówić do mnie KILER:))))Pozdrawiam ukochanego,mojej kochanej Iwuś:)Trzymaj się!Czekam na Ciebie w wawie!
Tak, kochaniutki… Więcej kierunków se wybrać żeś nie mógł?! Sto miejsc w Wawie zwiedzić, żeby papiery Ci dowieźć…A i tak nie wiem, czy się uda… Ale co tam, z miłości wszystko;)