Liquido – Narcotic, czyli zalatany dzień
Dzień zapowiadał się na swój sposób ciekawie… Ale wszystko w ciągu dnia się zmieniło i wyszło małe piekiełko pod tytułem „Lataj cały czas”… Eh, ja to się mam.
Najpierw była komisja. Poszedłem chwilę po 8:00 i to był mój błąd. Większość zdecydowana już przybyła, a przyjmowali nas w kolejności złożenia dowodów osobistych. Więc zapowiadało się kilka godzin siedzenia. Dobrze, że byli jacyś znajomi, to mogliśmy pogadać. Totalnym bezsensem było wzywanie wszystkich na tę samą godzinę. Nie mogli wezwać nas turami po 10 np. co godzinę? Gdy rzuciłem taką myśl – ktoś skomentował, że w końcu to wojsko… No i wszystko jasne :)
Więc gdy w końcu około 12:00 mnie wezwali do wpisywania karty (pani była bardzo miła) to się bardzo ucieszyłem. Jednym z pytań jakie mi zadała było czy mam akt zgonu taty… No więc mówię, że nie noszę przy sobie na codzień. A 3 pytania dalej pyta mnie czy tata pracuje. Moja odpowiedź: „Nie żyje”. Reakcja: „Aha! Przepraszam…”
Boże, kogo oni tam zatrudniają?!
Cała rejestracja odbywała się w budynku mojej szkoły, a dokładniej – na basenie… Ani tam warunków, ani atmosfery. Beznadzieja po prostu. Nie wiem kto wpadł na ten pomysł i oczywiście to skrytykuję już w najbliższych tekstach :) A największą atrakcją był pies biegający po piętrze…
W trakcie rejestracji na basen przyszedł dyrektor domu kultury z jakimiś Niemcami. Zainteresowałem się o co chodzi (w końcu dziennikarz) i się dowiedziałem. Reprezentacja z miasta Bergen. Młodzież, więc postanowiłem o tym napisać. Umówiłem się na 15:00 Bo wiedziałem, że do tej pory MUSZĄ skończyć. Po jakiś 40 minutach wezwali mnie lekarze. Tu mnie ktoś miezy, tam bada ciśnienie, jednocześnie sprawdza wzrok… Eh, nie ma to jak kompleksowe badanie. Będę miał D, ale muszę dostarczyć jeszcze zaświadczenie o astmie. Tia… bo mi się chce latać. Nic to jednak – w poniedziałek mam mało lekcji, więc skoczę do lekarza i załatwię kwitek.
W trakcie czekania dostałem SMSa od Sebastiana Z, który pisał, że tekst o wizycie Szweda baaaaardzo mu się podobał (on mnie chce przelecieć chyba) i ma dla mnie nowy temat, więc żebym wpadł. Jak tylko wyszedłem z komisji lekarskiej, poszedłem do niego. Pogadaliśmy chwilę (ma przyjechać zwycięzca Agenta i mówić coś o raku) i sobie uświadomiłem, że muszę się wrócić do szkoły po paiery na PCK na sobotę… Eh, kolejny spacerek. Szybko wpadłem, wziąłem, zadzwoniłem do Zarządu Rejonowego czy mogę teraz wpaść po delegację. Poleciałem więc tam. W międzyczasie próbowałem załatwić aparat, bo przecież na 15:00 mam być z Niemcami. No, ale aparat był jeszcze na przeglądzie teatralnym. Wysłałem tylko SMSa z nadzieją, że odczyta na czas.
W PCK dawno mnie nie było, więc sobie pogadaliśmy chwilę. Dostałem wszelkie materiały i pobiegłem prawie do domu. Była 14:20. Dziś babcia nie była robić obiadu, więc na obiad zjadłem to samo co na śniadanie – bułkę z mięskiem… Nie ukrywam, że średnio się tym nasyciłem. No, ale szybko pobiegłem. Zaniosłem do gimnazjum rachunek (przewalony) od fotografa, kupiłem mamie bilet na spektakl i poszedłem do urzędu, gdzie miało być spotkanie Niemców z władzami miasta. Chwilę przed 15:00 zadzwonił fotograf, że się spóźni, bo dopiero teraz przeczytał SMSa. Eh… wszedłem, a on doszedł potem. Ale mam to wszystko! Udało się.
Z urzędu poszedłem z Niemcami do domu kultury, gdzie miało być dalej spotkanie. Wytrzymałem tam prawie godzinę. Zrobili sobie przerwę, więc uciekłem, umawiając się na rozmowę z dyrektorem na poniedziałek. I poszedłem do domu. Zjadłem normalny obiad i zdrzemnąłem się chwilkę…
Bo na 18:30 już musiałem być w domu kultury, gdzie zaraz zaczynały się obchody Dnia Teatru – premiera spektaklu. Ja oczywiście bez biletu (prasa), ale mama, Anka R oraz Kaśka K i jej mama – musiały kupić i wejść płatnie. Siedziałem na szczęście w pierwszym rzędzie. Spektakl „Przekleństwo” – monodram, który jakos jednak mnie poruszył. Jeszcze muszę się z nim przespać, żeby dokładnie wiedzieć jak na mnie wpłynął, ale… wpłynął.
Po krótkim bankiecie (na którym umówiłem się na dwa kolejne spotkania w poniedziałek) poszliśmy do pizzeri. Fajnie się bawiliśmy, pośmialiśmy i w ogóle było miło jak dawno temu już nie było.
Teraz siedzę, zasypiam prawie nad komputerem i staram się skończyć blotkę. To był ciężki dzień, a jutro – do Szczecina. Eh…
A tak z cyklu „pedalskie obserwacje” – było takich może ze 4 NAPRAWDĘ fajnych chłopców na komisji dzisiaj :) mmmm… Szkoda, że pozostają w strefie marzeń erotycznych :(
Ratunku! To brzmi jakbym był stara panna!!!
To wprawdzie nie am nic wspolnego z tematem twojej notki, ale widzialem twoje zdjecia z mlodosci, iwona mi wczoraj pokazaywala… hehehe…. ale slodki byles;D
A chodzi o to zdjęcie, gdzie jeszcze brzydki byłeś i nie miałeś zrobionych włosków…;) Oj, kochana, to TA PAMIETNA HOLANDIA!!!!!!!
I znowu nie wiem,o co chodzi!Oka,wiem jedno,chyba muszę się wziąć do roboty!Już 9:17:))Pozdrawiam!Aaaa…Maiuszku mój drogi!Daj znać,czy doszła nieoczekiwana przesyłka!:)))
e tasm nie znasz sie iwona, ladny byl i slodziutki.
gdyby nie to ze ja tz taki keidys bylem to bym mu nawet moze pozazdroscil;D