Obejrzałem właśnie ten film. Pamiętam, że gdy tylko miał się ukazać w kinie, od razu postanowiliśmy z Ewką, że na niego pójdziemy. I jak to zwykle bywa, coś tam się wydarzyło, coś pomieszało i w końcu nie poszliśmy. Żałowałem oczywiście dlatego, że występuje tam Ryan Phillippe. Mój kochany, moje słońce, mój Bóg i pan. Ubóstwiam go. Tak, za jego cielesność. Tak, wiem że to niskie pobudki i że jestem chamem i nie fair, że go oceniam tylko w ten sposób.
I co z tego?
On mi się po prostu strasznie podoba. Ma taki niewinny wyraz twarzy, jest niebieskookim blondynem i jest po prostu śliczny. Co ja na to poradzę? Eh…

Dziś film oberzjałem, bo kupiłem wczoraj Playboya z „klubem 54” na DVD. Bo tak w ogóle to moja mama kupiła sobie dzisiaj nowy TV i kino domowe… Tak, wiem że to szok. Dostała rekompensatę za brak rewaloryzacji pensji na początku lat 90. I wydała właśnie na to. No co? Ma prawo :)
Film pełen seksu, homoseksualnych niedomówień ale i wprost wypowiadanych słów. Film o tyle niesamowity, że i tak skupuiłem się na Ryanku. To, co piszę jest takie pedalskie… Za każdym razem, jak ktoś mi to wypomina, to mówię, że przecież to nie prawda! Że ja jestem taaaaaki męski!!!
I dlatego depiluję tors.

I w ogóle dziś jakoś tematyka seksualna krąży wokół mnie (też mi nowość… codziennie dostaję jakieś 30 fotek nagich i półnagich facetów). Przeczytałem właśnie wywiad z misterem Polski w magazynie Viva (zapytała go wprost, czy jest gejem – zaprzeczył) i on powiedział o czymś, o czym już czytałem. Metroseksualność.
Są ludzie hetero-, homo-, bi- i metroseksualni. Do tych ostatnich zalicza się np. David Beckham, który jest hetero, ale żuwa lakieru do paznokci i nosi kolczyk. On jest metro.
Ja nie jestem metro. Ja jestem homo. I jestem z tego dumny. Dziś rozpocząłem wspólpracę z serwisem homopak.pl – mam dla nich robić kartki pocztowe. Przygotowałem dzisiaj 6 takowych (jako moje portfolio) i jedna z nich przedstawiała tors faceta (w koszulce!) na tęczowym tle z napisem „I’m proud of being GAY”. Bo ja jestem z tego dumny…

Co nie zmienia faktu, że jestem brzydki. I zaraz się Iwona odezwie, że sobie to ubzdurałem, tak jak jej współlokatorka, że jest gruba. Nie, nie ubzdurałem sobie. Ja to wiem po prostu. A w dzisiejszym dniu moja sytuacja jest tragiczna.
-> Wczoraj dowiedziałem się, że zamknęli to2club. Dostałem SMSa od Marcina Szczecin, w którym mnie o tym informuje. Oczywiście się przeraziłem na poważnie i napisałem do klubu SMSa (numer z biletu…). Odpisali: „TO PRAWDA”. I się na poważnie zdenerwowałem. I zasmuciłem. No jak to?! Mój to2club mieliby zamknąć?! Przecież to tragedia! Gdzie ja zrobię urodziny? Gdzie ja będę się świetnie bawił? Nie to, żeby w Szczecinie nie było więcej pedałowni, ale… ale to2 to inny klub. To mój pierwszy klub. To Mój Klub. Nie wyobrażam sobie tak wspaniałej zabawy nigdzie indziej. Tylko w to2. I to jest straszne. Już nie wspominam o moim ulubionym i ukochanym DJ Krzyśku! tak niedawno wrócił i znów go nie zobaczyłem! I kto wie, czy w ogóle go zobaczę jeszcze. Eh…
-> Mam ochotę na imprezę. I co z tego? Nadal mam karę od mamy za mój wyjazd 6 lutego. Jak powiada rodzicielka: „Kara musi być długa i uciążliwa”. A ja mam TAKĄ chcicę na wybawienie się. Więc na domiar złego – zamknęli mój klub. No już trudno… jestem tak zdesperowany, że mógłbym się bawić w Arcadiu$$ie, czy gdziekolwiek indziej. Ale chcę na imprezę! Ostatni pociąg do Szczecina dawno już odjechał (20:11), więc nawet nie mam szans uciec z domu. Jestem skazany na usychanie tutaj. Ale już sobie postanowiłem, że za wszelką cenę muszę w przyszły piątek pojechać! Nie ma wyjścia, nie ma zmiłuj. Jakoś przekonam mamę, że kara była wystarczająco długa i uciążliwa. Mam nadzieję…
-> Przyśniło mi się coś… A to o tyle dziwne, że ja od 6 lat nie miewam snów! Tzn. oczywiście nie prawda, bo sny mamy wszyscy, ale ja swoich po prostu nie pamiętam. I ten jest pierwszym od 6 lat, jaki zapamiętałem. Śniło mi się (i to jest tragiczne…) że jestem w Warszawie i że znów jestem z Piotrem. Tak… Nie przeszło mi. Wierzę w to, że sny są wyrazem naszych podświadomych dążeń i pragnień. Wszyscy znają moją historię ze snem o Backstreet Boys. Był rok 1996, oni zaczynali karierę. Nienawidziłem ich. Śniło mi się, że wygrałem jakiś konkurs języka angielskiego, w którym nagrodą były wakacje z dowolnie wybraną gwiazdą muzyki/filmu. A ja… wybrałem BsB. Gdy wstałem rano, zdałem sobie z tego sprawę i stwierdziłem, że ja ich tak naprawdę lubiłem, ale nie chciałem się do tego przyznać. Więc sami rozumiecie, co mam na myśli pisząc o dzisiejszym śnie. Na dodatek Iwona powiedziała mi dziś, że dowiedziała się od Piotra, że tak naprawdę on mnie zdradził już w grudniu, a nie na krótko przed tym, zanim mnie rzucił.

Tak więc siedzę tutaj sam, usycham targany wspomnieniami i marzeniami o chłopaku, który mnie zdradził i rzucił już drugi raz (jakieś 1030 godzin temu), mam ochotę iść się wyżyć i pozbyć tych wszystkich emocji na dyskotece, ale nie mogę, bo mam karę, poza tym zlikiwodwali to2 a ostatni pociąg do Szczecina jest już wspomnieniem (następny o 6:50 rano). Nie mam faceta, nie mam szans na geja w mojej mieścinie, a poza tym w związku z moim wyjazdem do Warszawy w październiku – nie ma sensu z kimś stąd się wiązać. Nie mam też szans na niezobowiązujący seks, bo po pierwsze jestem tutaj, a nie w pedałowni, poza tym moje zasady mi na to nie pozwalają a na marginesie – nikt mnie i tak nie będzie chciał, bo jestem brzydki.

Ach, życie kocham cię nad życie…
:(

Wypowiedz się! Skomentuj!