Edyta kończy właśnie swoją trasę koncertową. Postanowiliśmy się wybrać. Jako, że w Warszawie nie gra, padło na Białystok.

Bilety kupił Kacper, dla którego było to pierwszy koncert Edyty w życiu. Za podróż zapłaciłam ja, bo na Edycie byłam już wiele razy.

Dotarliśmy do Białegostoku i pierwsze chwile spędzaliśmy na szukaniu dla nas kleju do moich rozpadających się okularów. Bez powodzenia. No więc poddaliśmy się i poszliśmy coś zjeść. Nieco przypadkiem trafiliśmy do bardzo fajnego miejsca – Gospody Podlaskiej na Rynku Kościuszki.

Tam okazało się, że mają wyzwanie w postaci sznycla XXXL. Kacper postanowił to wyzwanie podjąć. Ja – nie. Ja grzecznie. Oczywiście, że mu się NIE udało ;) Po wyjściu kupiłam klej i ostatecznie przytwierdziłam mocniej moje okulary. Byłam bezpieczna. Tym niemniej, czas było na koncert!

Sam występ – naprawdę udany. Edyta jest ewidentnie w formie. Zarówno głosowo, jak i fizycznie oraz psychicznie. Dała świetny koncert, nie oszczędzała się, wyciągała, dawała radę. Naprawdę fajnie jej poszła noc – widać było też, że jest pewna siebie i zadowolona. I słusznie.

Jedyna rzecz, która – jak zwykle – nieco mi przeszkadza, to jej momentami za długie przerwy na przemowy. Ale to Edyta, wybaczam jej.

Wypowiedz się! Skomentuj!