Jedzenie ponoć było dobre. Nie wiem, bo nie jadłam. Przybyłam tam nie tyle jeść, co napić się winka i posiedzieć ze znajomymi.

Poza tym jeść mi nie wypadało, bo rano tego dnia w Zurychu byłam na lotnisku w Burger Kingu. Więc sami rozumiecie. No w każdym razie było bardzo miło. Kolacja była performensem, zdaniem organizatorów, bo jedliśmy bez stołu. Część starych ludzi musiała wyjść nieco wcześniej, bo „jutro praca”. Michauke umarł na miejscu. Ale nam na szczęście udało się do północy posiedzieć.

Wypowiedz się! Skomentuj!