Nie, to nie jest najlepsza piosenka w historii Gagi. Tak, na taki utwór wszyscy czekali. Dlatego polecam.

Trzy lata kazała nam czekać na kolejny solowy album Lady Gaga. „Perfect Illusion” to singiel promujący wydawnictwo ale i dowodzący, że Gaga nadal wie, jak się robi dobry, bezpretensjonalny pop. Nowa piosenka przypomina największe hity z czasów „The Fame” czy może „Born This Way”. W pewnym sensie wydaje się być odskocznią po przygodzie piosenkarki z jazzem – a więc po trasie koncertowej z Tonym Bennettem. Pokazuje też Gagę naturalną, jak rzadko.

Oczywiście, że piosenka opowiada o miłości – a o czym innym ma opowiadać popowy kawałek?! A w sumie o fałszywej miłości. O byciu oszukaną. Proste jak drut słowa, szybki bit (126 uderzeń na minutę) i Fis-molowa, zawodząca tonacja. Ciekawym muzycznie (ale znów: banalnie prostym) zabiegiem jest podniesienie tonacji w drugiej części piosenki. W ten sposób osiąga Gaga efekt emocjonalnego, jeszcze bardziej wyrazistego zawodzenia i „płaczu” po odkryciu „Perfect Illusion” / Perfekcyjnej Iluzji.

Teledysk prostszy być nie mógł. Gaga tańczy – a to sama na pustyni, a to w tłumie ludzi i muzyków. Wije się, skacze, tupie. Nic specjalnego. To, co zwraca uwagę, to bardzo naturalny wygląd wokalistki. Nie ma szałowych strojów, sukienek z mięsa ani sztucznie powiększonych oczu. Jest Gaga w skąpym stroju. Współgra to zresztą z faktem, że jej wokal w tej piosence NIE został poddany obróbce autotune. To po prostu popowa wokalistka, która wyśpiewuje swój żal.

I choć całość jest bardzo skromna w wyrazie, to nie ma najmniejszych wątpliwości, że to idealny utwór na otwarcie nowego albumu ale i doskonała piosenka na dowiedzenie tego, że nadal się wie, jak trafić do masowego odbiorcy. I dlatego właśnie: polecam.

Wypowiedz się! Skomentuj!