Nieszczęśliwie się zbiegło, że dwa after party po Marszu Równości przypadły w moją trzeźwą noc. No ale poznałam wreszcie Ciemnię.

Należało mi się, po maszerowaniu, prawda? A że w Coconie dawno nie byłam, to wiadomo. Tym bardziej, że i sam fakt współpracy Coconu z Marszem Równości jest czymś w sumie nowym.

Spotkałam, oczywiście Dawidka, który jest słodki ponad miarę. Była też Ruda, ku mojemu zaskoczeniu. Nowy chłopiec na moim barze ładny acz smutny jakiś. Nie było nawet okazji zagadać, bo on „spoza środowiska” ;)

Dużo ludzi za to ze środowiska ;) podchodziło i witało się, dziękowało, gratulowało. Część robiła sobie zdjęcia. Miłe to. No a ja na trzeźwo (!) się bawiłam całkiem dobrze. Pod sam koniec imprezy zaś zjawił się Janusz – już mocno zrobiony – który powiedział, że wprowadzenie terminali w klubie to moja zasługa :) Tak więc, Kraków, nie ma za co.

Potem wybraliśmy się do Ciemni, którą chciałam wreszcie zobaczyć. I już wiem, wszystko rozumiem. Ciemnia to jak Glamik (muzycznie, „wystrojem” i faktem, że się pali wszędzie). Więc już wiem, co ich tam wszystkich ciągnie nad ranem. Tym bardziej, że Ciemnia ma też w sobie coś z Luzzter (wiecie, co…) a na dodatek ma dark room. Więc wszystko staje się jasne.

Długo nie bawiłam tam, bo padałam powoli a wiedziałam, że jutro trzeba wstać dość wcześnie.

Wypowiedz się! Skomentuj!