Możemy się nie zgadzać ze sposobem, w jaki Anka Zawadzka walczy o swoje racje ale nie możemy jej odmawiać prawa do takiego właśnie stylu walki.

Niektórzy o Ance usłyszeli po raz pierwszy właśnie przy okazji protestu i wyjściu z kościoła św. Anny w Warszawie w trakcie odczytywania instrukcji władz episkopatu na temat aborcji. Ja znam ją trochę jednak dłużej. Nawet zdarzyło się nam raz czy dwa współpracować przy czymś bliżej.

Anna (czasem także jako „Anka Zet”) konsekwentnie od lat stosuje te same metody walki.

Czasem chodziła – w trakcie oficjalnych uroczystości i wydarzeń – w tęczowym hełmie na znak protestu. Podczas wizyty pary królewskiej z Holandii próbowała wyjść na środek, by wykrzyczeć swój protest i zwrócić uwagę na kwestie, które są dla niej ważne. Stała kiedyś na Krakowskim Przedmieściu sama samiutka i krzyczała do przechodzących hasła, które mówiły o ważnych dla niej rzeczach.

Anna Zawadzka jest osobą, która protestuje w stylu, jaki – z braku lepszego słowa – określiłabym, jako queerowy. Tak, jak ruchy queerowe na Zachodzie wchodziły do kościołów i niszczyły monstrancję, tak Anka wchodzi z butami w różne miejsca i rozbija zastany w nich porządek, z którym się nie zgadza. Anka nie bierze udziału w dyskusji – ona stara się podważyć sens dyskusji wyglądającej tak, jak wygląda ona w momencie, gdy się zjawia na miejscu. Pokazuje, że podważenie samych podstaw debaty jest skuteczniejsze czasem niż przyjęcie jej założeń i wpisanie się w obowiązujące zasady. Bo czasem te zasady są po prostu z góry niesprawiedliwe.

I z całą moją (niewielką, przyznaję) sympatią do redaktora Morozowskiego, to po pierwsze: jeśli zaprasza gościa, powinien wiedzieć o tym, kim ten gość jest i co robi a po drugie: dobrze, że ktoś mu w końcu pokazał. Bo jak przychodzi ksiądz Oko i mówi, że geje jedzą dzieci (czy tam inne bzdury) to słuchamy go z uwagą, bo mówi ładnie i grzecznie. A jak pojawia się ktoś, kto podważa zasadę „jak ktoś mówi ładnie i grzecznie, to trzeba go słuchać”, to jest nagle oburzenie.

Anka Zawadzka miała prawo podważyć to, jak został skonstruowany dyskurs programu „Tak jest”.

Osobiście nie stosuję akurat takiej metody akurat w tym miejscu i w tym czasie. Z racji instytucji, które reprezentuję, nie jest to wskazane i byłoby przeciwskuteczne. Co nie oznacza, że nie uważam, że jest to zawsze przeciwskuteczne. I dlatego uważam, że Ania zrobiła dobrze.

No bo tak na serio: zaproszenie księdza w świeckiej telewizji do rozmowy o aborcji? Poważnie?

A sama Anka tak skomentowała swoje wystąpienie:

PRZEPRASZAM I BIJĘ SIĘ W PIERSI: NIE JESTEM ZADOWOLONA ZE SWOJEGO WYSTĄPIENIA W TVN.W przyszłości będę grzecznie…

Opublikowany przez Anna Zawadzka na 5 kwietnia 2016

Wypowiedz się! Skomentuj!