Moja ostatnia wizyta na pogrzebie sprawiła, że znów przemyślałam sprawę swojego pożegnania. I podtrzymuję swoje dotychczasowe wyobrażenie o tym, jak chcę być pochowana.

urnapogrzebowaPowiem szczerze: pogrzeb Tomka mi się nie podobał. Ceremoniał katolicki nie pozostawia chyba wiele miejsca na indywidualizację. Co prawda ksiądz co chwilkę wspominał o „świętej pamięci Tomaszu” (Tomaszu?! kto mówił do Tomka „Tomaszu”?!) ale prawda jest taka, że na całej uroczystości był tylko jeden naprawdę osobisty moment. Tuż po zakończeniu liturgii eucharystii i na chwilkę przed błogosławieństwem, celebrant wziął do ręki kartkę, na której ktoś z rodziny napisał kilka zdań. Odczytał je. O tym, że Tomek był wrażliwy, że kochał muzykę i że chciał czynić dobro, działając charytatywnie. I że to determinowało jego styl życia. (Dla niezorientowanych: „wrażliwy” to słowo-zasłona, jakiego używają osoby hetero, gdy nie chcą mówić, że ktoś z ich rodziny jest gejem.) Dosłownie z pięć zdań. Może siedem. I koniec. Podczas samego grzebania urny nie pojawiło się także nic osobistego. Formułki, stała kolejność, niezrozumiałe dla większości gesty liturgiczne.

Myślę, że pogrzeb katolicki może być ukojeniem tylko dla osób, które naprawdę są wierzące oraz wiedzą, co się przed nimi dzieje. Większość obecnych nie przystąpiła do komunii. Nie wiedziała też kiedy stać, kiedy klęczeć. No widać, że grupa nie była zbyt wierząca. Dlatego wydaje mi się, że pogrzeb w takiej formie mógł być rozczarowujący.

* * *

A czy Wam zdarzyło się myśleć o tym, jak Was pożegna świat?

W sumie nie ma to dla nas dużego znaczenia. Jak umrzemy, to umrzemy. Nie będziemy uczestniczyć we własnym pogrzebie – może więc nie ma dla nas znaczenia, co się na nim wydarzy. I to też jest dobre podejście. Bo w sumie nawet osoby wierzące przyznać muszą, że dla nich ważniejsze jest, co się dzieje z ich duszą a nie, co wyprawiają wokół jej ciała ci, którzy pozostali.

* * *

Ale jednak jest tak, że jakieś wyobrażenie o swoim pogrzebie mamy. Albo chcemy mieć.

Ja wiem zdecydowanie, że nie chcę chrześcijańskiego pochówku. Nie tylko dlatego, że jest nudny ale też dlatego, że nie uważam się za osobę wierzącą. Swój pogrzeb widzę inaczej.

Po pierwsze: cokolwiek uda się wyciąć z mojego ciała po śmierci i oddać innym – brać należy. Nerka, serce, płuco – co tam tylko chcecie. Bierzcie. (Stawiam, że wątroba jednak się nie nada…) Jeśli jest opcja oddania mojego ciała dla studentek i studentów medycyny, żeby ćwiczyli – śmiało. Krojcie, zszywajcie, bawcie się. Na chwałę nauki i edukacji wyższej. Bez względu jednak na to, co się stanie z ciałem, jakaś ceremonia pożegnalna by się przydała, prawda?

Moja ma być radosna. Lubię myśleć o pogrzebach jako momencie podsumowania czyjegoś życia. Radosnym wspomnieniu o tym, jaką fajną osobą zdarzało się trupowi być. A że myślę o sobie jako osobie imprezującej i rozśmieszającej innych, to mam nadzieję, że tak samo będzie na moim pożegnaniu. Muzyka, gwar, alkohol, impreza. Gdzieś tam w tle urna ze spopielonym tym, co zostało z mojego ciała po wykrojeniu przydatnych elementów.

Koniecznie chcę, żeby zagrano „Oprócz błękitnego nieba„, „Your Disco Needs You” oraz – zaskoczenia nie ma – „Hung Up„. Będę was, odpowiedzialnych za pogrzeb, męczyć po nocach koszmarami, jeśli tego nie zrobicie! Pewno do tego czasu dopiszę jeszcze z jedną czy dwie melodie – ale na razie te trzy mnie zadowalają.

Nie chcę smutnych przemówień, błogosławieństw czy też pierdolenia, że szkoda, że mnie nie ma już wśród żywych. Nie ma, to nie ma, na chuj drążyć temat? Wolałabym, żeby ktoś opowiedział śmieszną historię. Michał, jak zobaczył mnie z odrapaną twarzą po imprezie o 10:00 rano. Damian, jak trzymałam go za penisa, gdy sikał w klubie. Paulina, jak pojechałam do Paryża z nią i pasztetem Profi. Maciej, jak przynosiliśmy makaron, żeby nas do klubu selekcjoner wpuścił. Gacek, jak krzyczałam w Barcelonie na rodzinę policjanta nad ranem. I tak dalej. Coś takiego.

No i błagam, nie bądźcie trzeźwi. Nie zniosłabym tego!

Pewno moje prochy będą chcieli gdzieś zakopać. To akurat mnie smuci. Zawsze powtarzam, że wolałabym, żeby dosypać je do jakiegoś cementu, z którego potem zbudują klub. Tak, żebym na zawsze mogła pozostać na imprezie.

* * *

Jeśli już mam jednak mieć jakiś nagrobek, to chcę na nim tylko tyle: „Jej Perfekcyjność, Impreza była jej życiem, Zmarła stara i gruba, Żyła 18 lat”.

A Wy? Jak widzicie swoje odejście ze świata?

Wypowiedz się! Skomentuj!